Kraj

Lot do wyborów

Niektórym komentatorom Polska dzisiejsza kojarzy się z samolotem porwanym przez pilota bez ważnej licencji, ale cieszącego się zaufaniem znacznej części pasażerów.

Największa od dziesięciu lat katastrofa polityczna w Polsce wywołała ożywioną dyskusję i skojarzenia z innymi katastrofami. Media zagraniczne załamują ręce (jeśli media mogą mieć ręce). „Washington Post” pisze o „zamęcie prawnym” w Polsce po porozumieniu Gowin-Kaczyński. Zdaniem autora Kaczyńskiemu brak kompetencji politycznych, jakie posiada Orbán. Kanadyjski dziennik „Journal de Montreal” informuje, że międzynarodowe organizacje monitorujące prawa człowieka i wybory stwierdzają, iż zmiany w Kodeksie wyborczym tuż przed wyborami są niezgodne z polską konstytucją. Organizacja Human Rights Watch „ma poważne obawy dotyczące wolnych i uczciwych wyborów oraz rządów prawa w Polsce”. Profesor Marek Grela, niestrudzony obserwator mediów zagranicznych, nie ma dla nas dobrych wiadomości.

Wiele wskazuje na to, że określenie „polskie wybory” stanie się negatywną kliszą, tak jak „polnische Wirtschaft”, „polski kołtun”, „pijany jak Polak”. Państwo PiS wydaje miliony na poprawę polskiego wizerunku. Kosztowne obiadki, wystawy, muzea, filmy, zaproszenia, specjalny jacht, osobna firma krzak dla swoich w Waszyngtonie – wszystko to zmarnowane pieniądze. Jedna ustawa o IPN kosztuje nas więcej niż niejedna wystawa objazdowa o polskich stratach i zwycięstwach wojennych czy o najlepszym prezydencie w historii. – To, co zyskaliśmy na wspólnej fotografii Dudów i Trumpów, jak machają do samolotu F35, straciliśmy 10 maja – mówi ekspert, który woli pozostać anonimowy.

Antypolskie media krajowe prześcigają się w opluwaniu 10 maja. Profesor Wojciech Sadurski z Uniwersytetu Sydney, który miesza to, co zagraniczne, z tym, co krajowe, w swojej napaści nie zna granic ni kordonów.

Polityka 20.2020 (3261) z dnia 12.05.2020; Felietony; s. 80
Reklama