Aby ratować małe firmy, rząd pozwolił im w kryzysie wystąpić o zawieszenie płacenia składek przez trzy miesiące. Trudno się dziwić, że to rozwiązanie cieszy się ogromną popularnością. Do 7 maja o taką pomoc do ZUS zgłosiło się już ponad 1,5 mln osób – zarówno tych z jednoosobową działalnością gospodarczą, jak i prowadzących małe firmy. Rząd chwali się, że łączna ulga dzięki temu rozwiązaniu wyniesie ponad 1,6 mld zł. Zgodnie z przepisami na pełne zwolnienie w przypadku osób z jednoosobową działalnością mogą liczyć ci, których miesięczny przychód nie przekracza 15 681 zł. W trudnej sytuacji znalazły się jednak osoby z małymi dziećmi, które równocześnie wystąpiły o zasiłek opiekuńczy, bo rząd zamknął żłobki, przedszkola i szkoły. (Zasiłek przysługuje wychowującym dzieci do lat 8 i można z niego skorzystać według obecnych przepisów do 24 maja).
Pani Magda, mama trzyletnich bliźniaków, wciąż czeka na te pieniądze choćby za marzec. I nawet nie wie, jak długo będzie czekać, bo to zależy od tempa pracy urzędników ZUS, którzy zostali zasypani lawiną wniosków. – Z jednej strony nie zapłaciłam składki za marzec, bo to pierwszy miesiąc, za który ubiegam się o zwolnienie. Równocześnie złożyłam prośbę o zasiłek opiekuńczy, jednak w oddziale ZUS dowiedziałam się, że pieniądze dostanę dopiero wtedy, gdy mój wniosek o zwolnienie z płacenia składek zostanie zaakceptowany. Gdy zapytałam, kiedy się to stanie, nie dostałam żadnej konkretnej odpowiedzi. Mam uzbroić się w cierpliwość – opowiada.
W podobnej sytuacji znalazło się wielu innych rodziców, o czym świadczą liczne wpisy w serwisach społecznościowych. – Kto nie zapłacił składek, ten automatycznie w systemie ZUS jest pewnie traktowany jako dłużnik, więc, domyślnie, nie przysługują mu żadne świadczenia.