Jarosław Gowin i Jarosław Kaczyński ogłosili wczoraj wieczorem, że nie zorganizują (państwo to oni) wyborów 10 maja. Następnie Sąd Najwyższy ogłosi, że wybory są nieważne (jakie wybory, skoro ma ich nie być?), i zostaną przyjęte zmiany do prawa o wyborach pocztowych (parlament to oni). A wybory – korespondencyjne – odbędą się latem.
Prezes rządzi rządem
W ten sposób władza między sobą ustala nie tylko, jak obejść konstytucję – do czego jesteśmy już przyzwyczajeni – ale też jak zadziałają niezależne i kontrolne instytucje państwa. Jedno, czego nie potrafi zarządzić, to dynamiki koronawirusa, który zamiast przycichać, rozkręca się.
Do tego, że prezes Kaczyński rządzi rządem i parlamentem, już się przyzwyczailiśmy. Ale teraz w oficjalnym komunikacie poinformował nas, że rządzi również Sądem Najwyższym: wie, że SN orzeknie w sprawie wyborów, chociaż się nie odbędą, i wie, co orzeknie. Komunikat ten sygnuje Jarosław Gowin, minister sprawiedliwości w rządzie PO-PSL, czyli człowiek, który – teoretycznie – powinien wiedzieć, że to Sąd Najwyższy w praworządnym państwie kontroluje władzę, a nie odwrotnie.
Kompletny brak wstydu. Nie mówiąc o jakichkolwiek skrupułach, bo co im szkodziło pominąć w komunikacie Sąd Najwyższy, a polecenie wydać mu nieoficjalnie?
Apel politologów: To nie czas na wybory
Jak mają zagrać Sąd Najwyższy i TK
Od oświadczenia minęło kilkanaście godzin, a „komisarz” Zaradkiewicz, rządzący obecnie Sądem Najwyższym, milczy. Chociaż kilka dni wcześniej wydał oświadczenie, w którym deklaruje dekomunizację SN i usunięcie służalczych (bo mianowanych w czasach PRL) sędziów, i zapewnił: „W okresie sprawowania powierzonej mi funkcji będę czynił starania, by Sąd Najwyższy powrócił do realizacji obowiązków orzeczniczych przy rzeczywistym respektowaniu zasad niezależności sądów i niezawisłości sędziów, nadrzędności Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej oraz legalizmu”.
Dzień wcześniej marszałek Sejmu Elżbieta Witek zażyczyła sobie ekspresowego – w ciągu trzech dni – rozpatrzenia jej wniosku o nadanie jej przez Trybunał Julii Przyłębskiej prawa do przesuwania daty wyborów. Jej życzenie zostało spełnione: prezes Przyłębska dała uczestnikom postępowania jeden dzień na przygotowanie stanowisk. I teraz czeka na instrukcje, co dalej. Przypomina się pianista z Kabaretu Olgi Lipińskiej – tego z czasów komuny – który ciągle dopytywał reżysera: „Mam grać?”.
Edwin Bendyk: Koniec państwa PiS
Co z morale sędziów?
To niesłychany pokaz arogancji, bezwstydu i braku szacunku. Nie tylko do instytucji państwa i do praworządności. Także w stosunku do obywateli – również tych głosujących na PiS i ugrupowanie Gowina – którym odbiera się prawo wyborcze, dowolnie nim manipulując. Czy „ciemny lud to kupi”? Pewnie tak, co rządowa telewizja z satysfakcją pokaże w sondażach. Bo wyborcy PiS cenią swoją partię za skuteczność, a nie za praworządność.
Co z morale sędziów, których PiS bezceremonialnie i ostentacyjnie używa do swoich bezprawnych celów? Mają jeszcze jakąkolwiek godność osobistą? Czy też bez szmeru spłacą dług za intratne posady, które od władzy PiS dostali?
Daniel Passent: Wyborów nie będzie, czyli krok znad przepaści