Od kilku tysięcy lat wiadomo, że we Wszechświecie wszystko może się wydarzyć. Pięć lat temu objawił się jednak taki zakamarek, gdzie może się zdarzyć jeszcze więcej. To nasza Polska, częściowo już wyrąbana i bezzębna. Z kolejnych instytucji – kotwic praw obywatelskich i demokracji – zostają tylko opakowania wypełniane pisowskim farszem. Jak Kamil Zaradkiewicz, p.o. pierwszego prezesa Sądu Najwyższego. Funkcji nieznanej w konstytucji, ale jakże niezbędnej, by wydać oświadczenie godne bolszewickiego komisarza: „Mam nadzieję, że nadszedł czas, iż (…) sądownictwo uwolni się od piętna haniebnego dziedzictwa zbrodni sądowych i bezmiaru niesprawiedliwości, z którymi dotychczas się nie rozliczyło”.
Pozwoliłem sobie na ten cytat, gdyż po drobniutkich zmianach będzie on świetnym wzorem, kiedy przyjdzie pora wykańczać lekarzy – dyrektorów szpitali i klinik, profesorów i w ogóle tych, którzy przeszkadzają najbardziej, czyli uznanych fachowców. Zwariowałem? Jeśli ktoś, to nie ja. Już dziś w placówkach medycznych na Dolnym Śląsku trwa gorączkowa, acz śmiała wymiana kadr. Na pisowskie. I tak, szefem Centrum Transplantacji Komórkowych we Wrocławiu został, w miejsce wybitnego lekarza, specjalista z Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Centrum Rehabilitacji w Kamiennej Górze objął zaś związany z partią rządzącą magister teologii. Polećmy jeszcze na wschód. W Białej Podlaskiej jedno z miejsc rady społecznej szpitala zajmuje pisowski… kierownik Działu Zamiejscowego Obsługi Przejść Granicznych w Koroszczynie. Na tym kończę paciorki tego różańca, bo ktoś pomyśli, że zmyślam.
Tymczasem różowolicy, bardzo z siebie kontent, ogłasza, że Polski będzie bronił niczym Maria Konopnicka. Poetce się wtedy nie udało, ale jemu się duda, bo przecież konstytucji strzeże jak źrenicy oka.