Pamiętam pewien moment. Musiał to być 1986 r. Jechałem autobusem 185 do Liceum Muzycznego w Warszawie, mijając zabłocone chodniki i szare bloki osiedla Potok, i naraz przeszła mi przez głowę myśl: czy kiedykolwiek za mojego życia będę w Polsce mógł głosować na głowę państwa, na prezydenta wolnego kraju?
Jako dziecko spędziłem siedem lat we Francji i doskonale pamiętałem zażarte kampanie, zwłaszcza wokół wyborów na prezydenta w 1981 r. W PRL w połowie lat 80. wydawało się to niewyobrażalne. Kto by się wtedy spodziewał, że parę lat później runie berliński mur i niebawem Polska dołączy do zachodnich demokracji, których podstawą są wolne, tajne i powszechne wybory?
Piszę te słowa, ponieważ to, co dzieje się dzisiaj w Polsce wokół nadchodzących wyborów prezydenckich, jest dla mnie zatrważające.
Czytaj też: Codzienny stan nienadzwyczajny
To nie będą prawdziwe wybory
Partia, która cieszy się dziś większością w parlamencie, i powołany przez nią rząd usiłują utrzymać termin wyborów prezydenckich w maju, co w obecnej sytuacji jest nie do zaakceptowania z trzech ważnych powodów:
– Majowe wybory wiążą się z ryzykiem rozprzestrzeniania się choroby Covid-19, narażając zdrowie i życie obywateli. Epidemiolodzy wypowiadają się jednoznacznie w tej kwestii.
– Obecna sytuacja epidemiologiczna w kraju nie pozwala na kampanię wyborczą, która miałaby jakiekolwiek znamiona fair play, rzetelnej i otwartej konfrontacji.
– Aby zmniejszyć ryzyko zakażeń wirusem (zmniejszyć, co nie oznacza wykluczyć), partia władzy przegłosowała w Sejmie ustawę o głosowaniu korespondencyjnym, niezgodną w sposób oczywisty z konstytucją. Tego typu zmiany w kodeksie wyborczym nie mogą być uchwalane w ostatniej chwili, ale przede wszystkim tego rodzaju głosowanie wyklucza jego tajność i powszechność. A przecież właśnie tajność i powszechność wyborów jest podstawą każdego demokratycznego i wolnego państwa.
Jakikolwiek kandydat wybrany w tych warunkach na stanowisko głowy państwa będzie według wszelkich demokratycznych norm kandydatem nieważnym, bezprawnym i pozbawionym godności i wagi.
Czytaj też: Wyborcze absurdy. Liczenie głosów może potrwać tygodnie
Nie można brać udziału w nieuczciwej grze
Jest dla mnie zdumiewające, że niektórzy kandydaci opozycji „nie poddadzą się”, „będą walczyć”, że mimo wszystko wezmą udział w tych pseudowyborach w maju.
Decyzja kandydata o wzięciu udziału w tego typu farsie oznacza akceptację jej zasad. Nie można bowiem brać udziału w grze, nie zgadzając się z jej regułami, a w razie przegranej obwiniać te reguły. Ktokolwiek weźmie udział w tej nieuczciwej grze i w przyszłości będzie chciał stawiać opór wobec wynikających z niej nieobliczalnych konsekwencji, stanie się niewiarygodny i bezsilny.
Dlatego moim skromnym głosem apeluję do wszystkich kandydatów opozycji o zjednoczenie się w tej tak ważnej kwestii. Błagam, choć na chwilę zapomnijcie o waszym programie politycznym. Tym razem naprawdę nie chodzi o to, czy się jest bardziej na lewo, czy na prawo. Chodzi tu o coś dużo ważniejszego – o uszanowanie demokratycznej Polski.
Czytaj też: PiS w wyborczym amoku. Gdzie jest pies pogrzebany?
Jeśli demokracja jest dla was czymś ważnym i bliskim, to wspólnym głosem, bez ambiwalencji, w sposób najklarowniejszy i najszerszy zakomunikujcie obywatelom, że nie będziecie brali udziału w tych pseudowyborach.
W połowie lat 80. ubiegłego wieku wolne wybory w Polsce wydawały się dalekim, nierealnym marzeniem. O wolną, demokratyczną Polskę walczyły pokolenia najróżniejszych opcji politycznych. Uszanujmy to dzisiaj.
Piotr Anderszewski, laureat Paszportu „Polityki” za 1994 r., a także innych prestiżowych nagród, m.in. Artysta Roku Royal Philharmonic Society i Gilmore Artist Award (jedno z najważniejszych wyróżnień dla pianistów). Koncertuje w najważniejszych salach świata, a jego płyty również były wielokrotnie nagradzane. Jest bohaterem dwóch filmów w reżyserii Bruno Monsaingeona, dokumentalisty specjalizującego się w filmach o najwybitniejszych pianistach świata.