Warszawa, kwiecień 2020 r. Szanowna Pani Redaktor! Dziękuję za list do mnie opublikowany w „Gazecie Wyborczej” 10 kwietnia (Monika Olejnik, „Drugi list do pana prezesa”), jeszcze zanim ja (było nie było adresat) odebrałem go na Nowogrodzkiej. Dziwne to są obyczaje. Niedawno otrzymałem list od Szeregowej Scenarzystki, także via „Wyborcza”. Zastanawiam się, czy w środowisku, którego Pani jest prominentną przedstawicielką, każdy list przed wysłaniem przechodzi przez organ Michnika, który ma ostatnie słowo. A może obie panie nagle straciły zaufanie do Poczty Polskiej? Nagle, to jest od kiedy okazało się, że już na dniach ma ona być operatorem i organizatorem wyborów prezydenckich. Nigdy, jak żyję, nie przypominam sobie takiej troski o listonoszki i listonoszów, jaka wybuchła w ostatnich dniach. Nie było jej, kiedy „doręczycielki i doręczyciele” uginali się pod ciężarem listów i przesyłek, szlifowali bruki i polne drogi nieraz w deszcz, śnieg czy wichurę. Ile lat wystawieni byli na niebezpieczeństwo, ponieważ wiadomo było, że nosili pieniądze. Wtedy salon pocztyliona nie widział. Tylko hipokryzja tłumaczy obecną eksplozję współczucia tym, którzy już niedługo będą nieśli na swoich barkach pakiety wyborcze decydujące o przyszłości naszej Ojczyzny.
Przepraszam za zwłokę w odpowiedzi spowodowaną spiętrzeniem znanych wydarzeń: pandemia, wybory, zmiany w rządzie, wszędzie mnie potrzebują, ale nie mam daru wszędobylstwa. Dlatego mimo szczerych chęci nie mogłem uczestniczyć w uroczystości powitania największego samolotu na świecie, a także w uroczystym pożegnaniu Jarosława Gowina z rządem. Poza tym każde moje pojawienie się – czy to na placu Piłsudskiego, czy na cmentarzu Powązkowskim, budzi tyle komentarzy, tak szerokie echo, że nie mam kiedy odpowiadać na listy, co Pani, jako popularna w pewnych kręgach celebrytka (w dobrym tego słowa znaczeniu), na pewno zrozumie.