Kraj

Uzurpacja. Trybunał Przyłębskiej osądził Sąd Najwyższy

Prezes TK Julia Przyłębska i pierwsza prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf. Maj 2019 r. Prezes TK Julia Przyłębska i pierwsza prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf. Maj 2019 r. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Trybunał Julii Przyłębskiej stał się organem, który sam sobie tworzy i zatwierdza kompetencje. Uzurpował władzę, której nie ma. A na tym się nie skończy. Za chwilę osądzi europejski Trybunał Sprawiedliwości.

Trybunał Julii Przyłębskiej badał skargę Mateusza Morawieckiego na głośną styczniową uchwałę trzech połączonych Izb Sądu Najwyższego o prawidłowości powoływania sędziów z udziałem stworzonej przez PiS Krajowej Rady Sądownictwa. SN stwierdził m.in., że nie są mianowani właściwie i nie powinni orzekać, ale wyroki, które dotąd wydali, zachowują ważność. PiS natychmiast ogłosił, że uchwała jest nieważna i niezgodna z konstytucją. A Trybunał uznał dziś, że SN złamał pięć artykułów konstytucji, Konwencję o ochronie praw człowieka i traktat o Unii Europejskiej.

Czytaj też: Pisowska ekipa wypycha nas na margines Unii

Trybunał Przyłębskiej postawił się nad SN

TK orzekał w pełnym składzie, sprawozdawcą był niedawny poseł PiS Stanisław Piotrowicz. Trzech sędziów zgłosiło zdania odrębne. Zauważyli, że Trybunał sam poszerzył swoje konstytucyjne kompetencje. Mówiąc kolokwialnie: uzurpował władzę, której nie ma. Uznał się za sąd nad sądami, czyli także nad Sądem Najwyższym. Przyznał sobie też władzę dawania wykładni prawa Unii Europejskiej i prawo oceny prawidłowości wykonywania wyroków europejskiego Trybunału Sprawiedliwości przez polskie sądy.

Podczas rozprawy uznano też, że konstytucja z 1998 r. nie zawiera zamkniętego katalogu źródeł prawa – taki katalog do tej pory uznawano za jedno z najważniejszych osiągnięć naszej ustawy zasadniczej. Żeby dowieść, że obecny TK może sądzić uchwały SN, trzeba było je zaliczyć do tego zamkniętego systemu jako „akty prawa wydawane przez centralne organy państwa”.

Czytaj też: Wadliwie powołani. SN o sędziach wybranych przez nową KRS

Mogli orzekać o hodowli gołębi pocztowych

O co chodziło Morawieckiemu? Trudno zrozumieć. Po pierwsze: PiS uchwalił już sobie ustawę „kagańcową”, która i tak zakazała jednym sędziom oceniać legalność powołania innych pod groźbą bardzo surowych kar. A wszystkie sprawy tego rodzaju przekazał do Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN, którą obecna władza w pełni kontroluje.

Po drugie: sama uchwała SN (która jest wykonaniem wyroku TSUE) w rzeczywistości bardzo ograniczyła, jeśli nie uniemożliwiła sądom powszechnym zakwestionowanie statusu sędziów mianowanych z udziałem neo-KRS. Bo uznała, że nie wystarczy do podważenia powołania sam fakt udziału w tym procesie niekonstytucyjnie powstałego ciała. Trzeba jeszcze dowieść, że okoliczności powołania konkretnego sędziego podważają jego bezstronność, a brak bezstronności może się ujawnić w sądzonej sprawie. Z punktu widzenia interesów PiS uchwała trzech Izb SN nie była groźna.

Czytaj także: Stan dwuprawia

I w końcu po trzecie: głównym zarzutem we wniosku premiera było podważenie konstytucyjnych prerogatyw prezydenta do powoływania sędziów (PiS uznaje, że status sędziego mianowanego przez głowę państwa jest nie do podważenia). Tymczasem styczniowa uchwała SN nie podważa tych kompetencji ani wprost, ani nie wprost. Wyraźnie mówi, że samo powołanie z udziałem neo-KRS nie wystarcza do zanegowania bezstronności.

Rozprawa toczyła się więc w atmosferze absurdu. Starannie pomijano rzeczywistość, poruszając się w sferze argumentów wyłącznie teoretycznych. Treść uchwały SN nie miała znaczenia. Równie dobrze mogłaby dotyczyć zasad hodowli gołębi pocztowych.

Czytaj też: PiS idzie na wojnę z Europą

Stanisław Piotrowicz jako sprawozdawca

Rozprawa zaczęła się tradycyjnym dla Trybunału Przyłębskiej godzinnym opóźnieniem. Sędziowie byli porozsadzani przy pojedynczych stolikach, strony siedziały na krzesłach dla publiczności. Wszyscy byli w maseczkach – tu obecny TK trzymał się prawa.

Na rozprawę nie przyszedł ani przedstawiciel SN, ani Rzecznika Praw Obywatelskich. Obie instytucje złożyły stanowiska, domagały się wyłączenia Krystyny Pawłowicz i Stanisława Piotrowicza (ze względu na ich udział w uchwalaniu prawa o powoływaniu sędziów do KRS), Julii Przyłębskiej (ze względu na jej bliskie relacje z Jarosławem Kaczyńskim), Wojciecha Sycha (przyszedł do Trybunału z Sądu Najwyższego, dokąd był powołany z udziałem neo-KRS, więc był osobiście zainteresowany) i Michała Warcińskiego. Wnioski oczywiście odrzucono.

Stanowska SN i RPO zreferował Stanisław Piotrowicz. W obu za niedopuszczalną uznano interpretację premiera, że uchwała połączonych Izb SN była „przepisem prawa”, a nie jego interpretacją. Twierdzono, że TK nie ma prawa kontrolować uchwał SN i sprawa powinna być umorzona. A wniosek premiera zmierza do zanegowania kompetencji SN i jego konstytucyjnej roli.

Czytaj też: Sędziowie pod ścianą

Przedstawiciel premiera się gubi

Pytania przedstawicielom kancelarii premiera i Prokuratora Generalnego zadawali prawie wyłącznie trzej „zbuntowani” sędziowie Trybunału Przyłębskiej: „stary” sędzia Leon Kieres, Piotr Pszczółkowski i Jarosław Wyrembak. Na koniec pytał też Michał Warciński i wyglądało to, jakby próbował „wyprostować” wcześniejsze słowa reprezentującego premiera prof. Marka Szydłę. Ktoś nieżyczliwy mógłby bowiem uznać, że czasami zaprzeczał on stanowisku swojego mocodawcy. Na pytanie, dlaczego w innym wniosku premiera, który leży w TK, Morawiecki dowodzi czegoś zupełnie przeciwnego (że uchwała SN jest interpretacją, a nie przepisem prawa), odparł szczerze, że to przejaw „ostrożności procesowej premiera”. Bo jeśli przegra tę sprawę, będzie miał w zanadrzu drugą. Swoja drogą ciekawe, że premier dopuszcza możliwość przegrania w Trybunale Przyłębskiej.

Prof. Szydło zadeklarował też, że premier skarży nie przepisy, których interpretację dał SN, ale samą uchwałę. Po czym na inne pytanie odpowiedział, że ma nadzieję, iż Trybunał swoim wyrokiem usunie te przepisy z obrotu prawnego.

Czytaj też: Gdy władza nie wykonuje wyroków

Czary-mary. To nie dowcip

Wyrok był do przewidzenia. Trybunał uznał, że uchwała SN naruszyła art. 179 konstytucji mówiący o prawie prezydenta do powoływania sędziów oraz art. 144 o prawie prezydenta do wydawania aktów urzędowych (chyba chodzi o akty nominacji sędziów). A także że SN przekroczył kompetencje (art. 44 mówi, że sprawuje nadzór nad działalnością sądów powszechnych i wojskowych w zakresie orzekania), zasadę działania na podstawie i w granicach prawa (art. 7) i zasadę demokratycznego państwa prawnego (art. 2 konstytucji).

Uzasadnienie odczytał Piotrowicz. Wynika z niego przyznanie sobie przez Trybunał Przyłębskiej kompetencji do oceny i uchylania uchwał SN. Można się spodziewać, że niebawem podobnie potraktuje wyroki Sądu Najwyższego.

Dalej Piotrowicz uzasadniał prawo TK do interpretowania traktatu o UE, co do tej pory wydawało się wyłączną kompetencją Trybunału Sprawiedliwości UE. „Trybunał Konstytucyjny pozostaje sądem ostatniego słowa, stojąc nie tylko na straży konstytucji, ale również traktatów konstytuujących Unię Europejską”. Uznał, że SN naruszył uchwałą „zasady lojalnej współpracy UE i państw członkowskich”, godząc w „bezkonfliktowe funkcjonowanie regulacji ukształtowanych przez różne ośrodki w ramach charakterystycznej dla UE multicentryczności systemu prawnego”. A konkretnie miał „ugodzić” w wyrok TSUE z 19 listopada, który zapadł... w odpowiedzi na pytania prejudycjalne SN. A w jaki sposób ugodził? Miał nie wziąć pod uwagę wszystkich okoliczności.

Prof. Ewa Łętowska dla „Polityki”: Teraz wiele zależy od sędziów

Oskarżenie Sądu Najwyższego o naruszenie unijnej zasady wzajemnej lojalności i poszanowania praworządności przez Trybunał Julii Przyłębskiej, który działa jak organ wykonawczy partii rządzącej, można by uznać za czarny humor. Zwłaszcza gdy polskie władze od czterech lat są w trakcie unijnej procedury naruszeniowej za łamanie zasad praworządności. Ale to nie dowcip. Obecny TK jako „sąd ostatniego słowa” dał sobie prawo interpretacji unijnych zasad. Czary-mary i nijakiego naruszania zasad praworządności i lojalności nie ma.

Za chwilę będzie kolejne czary-mary: Trybunał Przyłębskiej osądzi TSUE za zabezpieczenie tymczasowe, czyli zamrożenie działalności stworzonej przez PiS Izby Dyscyplinarnej SN. I stwierdzi, że TSUE niewłaściwie zinterpretował unijne przepisy.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną