Prezydent Andrzej Duda jest wprawdzie za wyborami, ale jasno i wyraźnie zapowiedział, że jeśli wyborów „nie da się przeprowadzić w normalny sposób, to się ich nie da normalnie przeprowadzić”. Na te stanowcze słowa jako Polacy niecierpliwie czekaliśmy. Znamy Andrzeja Dudę, dlatego nie mamy wątpliwości, że powiedział, co wiedział, i trudno wymagać od niego czegoś więcej. Przy okazji pokazał, że jest wciąż w dobrej formie, dlatego nie dziwię się, że jego konkurenci się go boją i szukają wykrętów, żeby nie stawać z nim do wyborów 10 maja.
Duda nie przesądza, czy jeśli wyborów nie da się przeprowadzić w normalny sposób, to przeprowadzi się je w nienormalny sposób. Ale Jarosław Kaczyński zapewnia, że z przeprowadzeniem wyborów w nienormalny sposób nie ma żadnego problemu. Opozycja uważa, że do wyborów 10 maja może dążyć tylko osoba nienormalna. Żelazny elektorat PiS również jest przekonany, że nikt normalny przeprowadzeniu tych wyborów nie sprosta, dlatego ufa, że prezesowi PiS się uda. Trudno powiedzieć, jak będzie, ale zgadzam się, że najbliższe dni mogą wystawić nienormalność prezesa na ciężką próbę.
W sytuacji narastającej paniki z nadzieją i zainteresowaniem wsłuchujemy się również w opinie innych osób dalekich od normalności, apelujących o to, aby zagrożeń związanych z epidemią broń Boże nie przeceniać. Ks. prof. Guz, wykładowca na KUL, uspokaja np., że każdy, kto po mszy świętej przyjmie komunię do ust, jest absolutnie bezpieczny, gdyż „Pan Bóg żadnych wirusów nie rozprzestrzenia, bo jest święty”. Owszem, słyszy się głosy, że kapłan celebrujący komunię do ust może zarażać, ale są one oparte na braku wiedzy, ponieważ „kapłan ma konsekrowane dłonie”. Ma także umyte ręce, i to nie tylko w takim sensie, w jakim oczekuje tego minister zdrowia, „lecz także ma umyte ręce w sensie nadprzyrodzonym”.