„Nasza pierwsza dama”– co rusz wyrywało się uczestniczkom ubiegłotygodniowego spotkania z okazji Dnia Kobiet, zorganizowanego przez sztab Władysława Kosiniaka-Kamysza. Członkiniom kół gospodyń wiejskich, sołtyskom, rolniczkom, partyjnym działaczkom. Bo głosu Pauliny Kosiniak-Kamysz słuchano równie uważnie, co samego kandydata. O nim jednak panie mówiły najczęściej „nasz prezes”, podkreślając jego atuty: przywiązanie do wartości, koncyliacyjny charakter, medyczne wykształcenie („a to ważne, bo koronawirus”), ale przede wszystkim – wsparcie i zaangażowanie „kochanej Pauliny”.
To było drugie publiczne wystąpienie żony lidera ludowców po głośnym debiucie podczas konwencji w podrzeszowskiej Jasionce przed dwoma tygodniami, gdzie rzuciła słynne: „Chodź, tygrysie, scena jest twoja”, czym de facto skradła show Kosiniakowi. I tym razem opowiadała o tym, co jako prezydentowa chciałaby robić, i podkreślała, że rolą kobiety nie jest jedynie milczące towarzyszenie mężowi („statystowanie” – jak to ujęła za pierwszym razem). Tak zaś widzą to ludzie Andrzeja Dudy, w tym jego rzecznik Błażej Spychalski. Zarazem, w odpowiedzi na wystąpienia Pauliny Kosiniak-Kamysz, pisowskie media i internetowe trolle nie tylko przypuściły na nią atak, ale też równolegle uruchomiły akcję ocieplania wizerunku Agaty Kornhauser-Dudy i przekonywania, że jest niesamowicie aktywną i niedocenianą osobą. Że jednak mówi, choć milczy.
– To ważne, co mówi Paulina: że nie będzie stała za mną, ale ze mną. To sygnał dla wielu kobiet w Polsce – podkreśla lider ludowców. – Chyba pierwszy raz w historii żona kandydata na prezydenta przedstawia swój program.
Paulina zamierza mówić o tym, co jest jej bliskie: o problemach młodych matek, o potrzebie ich aktywizowania, o konieczności prowadzenia profilaktyki zdrowotnej i zapewnienia opieki stomatologicznej najmłodszym, o wspieraniu rodziców chorych dzieci, poprawie jakości powietrza czy wreszcie zrównaniu płac kobiet i mężczyzn.