Na konwencji wyborczej PiS było niby wszystko, co trzeba – tysiące wiwatujących zwolenników Andrzeja Dudy, konfetti i flagi, okrzyki „zwyciężymy” i pompatyczna muzyka, entuzjastyczny wodzirej (były rzecznik rządu Rafał Bochenek) i profesjonalna oprawa. Na pewno wyjdzie wiele świetnych zdjęć. PiS raz jeszcze pokazał, że znakomicie opanował ten element kampanijnego rzemiosła.
Czytaj także: Startuje kampania Dudy. PiS nie będzie oszczędzać
Podróżujący „kandydat marzeń”
Ale ta rozbuchana, barokowa wręcz forma dziwnie się rozminęła z niemal kompletnym brakiem treści, zwłaszcza deficytem programu na następne pięć lat Andrzeja Dudy w Pałacu Prezydenckim. Nie usłyszeliśmy go ani od Jarosława Kaczyńskiego, ani od Mateusza Morawieckiego i Beaty Szydło, ani od samego kandydata; żaden z mówców nie wyszedł poza ogólniki.
Prezes PiS wśród zalet Dudy wymienił żonę. Morawiecki pogratulował prezydentowi 25. rocznicy ślubu. Agata Duda znalazła się więc nagle w świetle kampanijnych reflektorów, ale nie wyszła z roli milczącej pierwszej damy.
Szef PiS przypomniał drogę Dudy do prezydentury w 2015 r., nazwał go „kandydatem marzeń” i „ostoją obrony polskiego porządku publicznego, polskiej konstytucji, polskiego prawa”; chwalił za kontynuowanie polityki zagranicznej Lecha Kaczyńskiego i za to, że jeździ po Polsce i spotyka się z Polakami.
Premier nazwał Dudę „iskrą, która roznieciła patriotyczny ogień”, i dziękował mu za bycie „inspiracją i współdecydentem” dla rządu.