Kraj

11. przykazanie i propagandziści tzw. dobrej zmiany

Jak mawiał Lec: „Decydującą rolę w tej sztuce gra polityka. I kładzie ją”. Jak mawiał Lec: „Decydującą rolę w tej sztuce gra polityka. I kładzie ją”. Luis Quintero / Unsplash
Marian Turski apelował: nie bądźcie obojętni. Odpór po prawej stronie pojawił się natychmiast.

Tytuł dotyczy oczywiście przemówienia p. Turskiego w Auschwitz-Birkenau 27 stycznia 2020 r., w którym apelował: „Nie bądźcie obojętni”. Cała wypowiedź zawierała fragmenty dające się interpretować jako krytykujące praktykę obozu działającego pod buławą Zwykłego Posła. Nic tedy dziwnego, że tzw. Odpór pojawił się natychmiast.

Prawica o epoce Paolo Coelho

Pierwszy ruszył do boju p. Pereira i ujawnił prawdę: „Niestety zło potrafi być zaraźliwe. Przypadki, gdy więzień Auschwitz, który sam doświadczył cierpienia i zbrodni nazizmu – później działał w PPR, pracował w wydziale propagandy PZPR i w komunistycznej »Polityce«. Takie też są karty naszej trudnej historii”. Pan Pereira mieni się niepoprawnym idealistą i opowiada, że reprezentuje sam siebie. Może i tak, ale nie jest osamotniony, gdyż znalazł sojuszników wśród innych niepoprawnych idealistów, np. p. Ziemkiewicza, na dodatek nowoczesnego endeka, wieszczącego, że „bolszewicy, szturmowcy, hunwejbini – oni wszyscy »nie byli obojętni«, tylko właśnie chcieli oczyścić świat ze zła. Z zaangażowania wynikło w dziejach tyleż nieszczęść, co i z obojętności. Starszy pan rzucił retoryczny frazes, a leszcze się grzeją jak mową noblistki, którą zresztą grzali się z tego samego powodu: bo była oparta na równie głębokich intelektualnych objawieniach, w sam raz mieszczących się w przeciętnie miernej umysłowości. Epoka Paolo Cohello..”.

Cóż, to raczej pewne, że nikt nie będzie grzał się jak leszcz (czy w jakikolwiek inny sposób) mową p. Ziemkiewicza jako noblisty, bo takowym nie zostanie – nie tylko dlatego, że źle pisze nazwisko znanego pisarza (Paulo Coelho, a nie Paolo Cohello), ale dlatego, że po raz kolejny jest tak, że RAZ (Rafał A. Ziemkiewicz) a źle.

Czytaj też: Marian Turski mówi do świata

Tako rzecze doktor filozofii

Wszystkich krytyków przebił p. Bukowski, doktor filozofii, nauczyciel akademicki przedstawiający się jako niepodległościowiec i piłsudczyk. Pełni funkcję rzecznika Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych. Fakt, rzecznik POKiN, na dodatek urodzony w 1955 r., nie musi być kombatantem. Można go ewentualnie nazwać postkombatantem, ale prefiks „post” winien być postawiony także przed słowami „niepodległościowiec” i „piłsudczyk”.

Pan Bukowski uparcie przekonuje, że w latach 1945–89 była w Polsce okupacja sowiecka, która zastąpiła niemiecką, a kto myśli inaczej, to zdrajca występujący przeciwko imponderabiliom narodowym. W 1963 r. p. Bukowski wstąpił do Związku Harcerstwa Polskiego, oficjalnej organizacji w ramach systemu PRL, i działał w niej, gdy stała się częścią Federacji Socjalistycznych Związków Młodzieży Polskiej. Złożył także ślubowanie studenckie, którego fragment brzmiał tak: „Ślubuję (...) zachowywać postawę moralną i obyczajową godną studenta PRL”.

Nie chcę twierdzić, że p. Bukowski „był sojusznikiem” okupanta i go popierał, nawet gdy uczył studentów marksizmu, którego jest teraz radykalnym przeciwnikiem. Może uczynił to, co prawnicy nazywają reservatio mentalis, gdy miało miejsce jego ślubowanie studenckie, może brał udział w eksperymentach w ZHP i alternatywnych ruchach skautingowych, podejmowanych w kierunku zachowania tradycji tej organizacji, może miał zawsze (ukryty) dystans do marksizmu itd., ale nie upoważnia go to do formułowania sądów o p. Turskim, które niżej zostaną przytoczone i skomentowane.

Sieroty po PRL

Pan Bukowski rozpoczął rozprawę dość łagodnie. Napisał na swoim blogu notkę pt. „Odważne wystąpienie Turskiego”, w którym czytamy: „Czytelna była też aluzja (...) do wprowadzenia w Polsce stanu wojennego przez komunistów – mimo podpisania przez nich w 1980 r. porozumień ze strajkującymi robotnikami – wyrażona w zdaniach: »Nie bądźcie obojętni, kiedy jakakolwiek władza narusza umowy społeczne. Jeżeli nie, to ani się obejrzycie, a na was, na waszych potomków jakieś Auschwitz spadnie z nieba«. Jak na działacza młodzieżowej organizacji Polskiej Partii Robotniczej (od 1945 r.), a potem pracownika Wydziału Prasy [PZPR] zachował się odważnie, godnie i uczciwie, ostro potępiając reżim, któremu przez wiele lat wiernie służył”.

Potem p. Bukowski zmienił ton. W utworze „Marian Turski – sojusznik morderców Żołnierzy Niezłomnych” ujawnił: „Wychwalany przez opozycję i antyrządowe media za przemówienie, w którym – według nich – dosadnie skrytykował obecny obóz władzy za antydemokratyczne zachowania (...) Mosze Turbanowicz (obecnie Marian Turski) od 1945 był członkiem młodzieżowej organizacji [PPR], a następnie pracował w Wydziale Prasy [PZPR]. Jego polityczna aktywność przypadła na lata, w których polscy komuniści mordowali Żołnierzy Niezłomnych, wśród nich rotmistrza Witolda Pileckiego. (...) Wtedy nie przeszkadzał mu antydemokratyczny, ludobójczy reżim oparty w dużej mierze na jego żydowskich pobratymcach. Dzisiaj usiłuje odgrywać rolę moralizatora i obrońcy rzekomo niszczonych przez aktualną władzę zasad demokracji”.

Pan Bukowski został zapytany przez jednego z internautów: „[Czy] nie zachwycałeś się wczoraj tym przemówieniem Turskiego przypadkiem?”. Pan Bukowski zmyślnie odparował: „A wiesz, co to jest persyflaż?”, aczkolwiek nie dostrzegł, że fragment „według nich – zaatakował” (bo przecież „według nich skrytykował” nie znaczy, że krytyka była rzetelna) nie bardzo zgadza się z tym, że jego pierwsze oznajmienie było ironią. Bardziej wygląda na to, że żarliwy postkombatant, postniepodległościowiec i postpiłsudczyk zwyczajnie nie zrozumiał przemówienia p. Turskiego, ale chyba (to tylko hipoteza) otrzymał jakąś reprymendę od aktywistów tzw. dobrej zmiany (lub np. Ojca Dyrektora z Torunia, którego jest oddanym współpracownikiem).

Aby nie było jakichkolwiek wątpliwości, napisał jeszcze jeden komentarz pt. „Sieroty po PRL chcą Nobla dla Turskiego”, w którym stoi: „Dziennikarze tygodnika »Polityka«, którego szefem działu historycznego był przez wiele lat Marian Turski, zaproponowali, aby otrzymał on Pokojową Nagrodę Nobla w związku z przemówieniem, jakie wygłosił podczas uroczystości 75. rocznicy otwarcia przez żołnierzy Armii Czerwonej bram niemieckiego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau. Jest to kuriozalny pomysł, ale całkowicie zgodny z linią pisma, które wiernie służyło Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej na każdym etapie jej dziejów. Turski był od 1945 r. ideowym komunistą. Nie przeszkadzało mu to, że stalinowski reżim tropił, prześladował i mordował Żołnierzy Niezłomnych, ponieważ byli oni dla niego wrogami postępowego ustroju. Zapewne uważał ich wtedy za faszystów, czyli ideowych pobratymców tych, którzy więzili go najpierw w Auschwitz-Birkenau, a później w Buchenwaldzie. Trzeba być człowiekiem pozbawionym elementarnej wiedzy historycznej i wyobraźni politycznej oraz ewidentnie wrogim niepodległej Polsce, aby dążyć do uhonorowania Noblem pezetpeerowskiego aparatczyka. Warto śledzić, kto udzieli poparcia wnioskowi »Polityki«, ponieważ każda taka osoba udowodni, że jest sierotą po PRL”.

Owszem, namawiamy: Podpisz apel w sprawie Nobla dla Mariana Turskiego

Tajemnice prywatnego życia Mieszka I

Powiedziałbym, że persyflażem jest raczej trzecie wystukanie p. Bukowskiego na temat p. Turskiego, bo zwrot „75. rocznicy otwarcia przez żołnierzy Armii Czerwonej bram niemieckiego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau” jest ciekawym eufemizmem. Ot, tak sobie przyszli, otworzyli bramy dla 7 tys. więźniów, a przy okazji poległo ich ponad 2 tys. (także w walkach o miasto Oświęcim).

Odkryty przez p. Bukowskiego związek między propozycją przyznania Pokojowej Nagrody Nobla p. Turskiemu a byciem sierotą po PRL jest podobny do innych jego odkryć, np. uznania, że p. Jędraszewski „wysoką pozycję zyskał (...) w światowej filozofii dzięki swoim znakomitym pracom z tej dziedziny” – najznakomitsza jest chyba ta, która odsłania, na podstawie kroniki Kpinomira (wymyślonej w prima aprilis przez amerykańskiego historyka Steele’a), antropologiczno-etyczne tajemnice prywatnego życia Mieszka I i dokonuje urealnienia białogłowy Całusławy.

Nieco odchodząc od tematu, p. Bukowski serwuje ciekawe pomysły, np. zburzenie Pałacu Kultury i Nauki jako symbolu stalinowskiego totalitaryzmu. Na pytanie, co zrobić z licznymi instytucjami mieszczącymi się w rzeczonym budynku, odpowiada, że to nie jego sprawa. Tak to jest, gdy prymitywna symbolomania zakrywa rzeczywistość. Co do oceny „Polityki” – p. Bukowski zapewne zapomniał o wielu inicjatywach tego pisma, nigdy nieukrywającego swej prolewicowej postawy, a jednak niezgodnych z oficjalną linią PRL. Trzeba mieć jednostronnie prawicowy przerost gruczołów politycznych, aby wyrażać takie opinie.

Czytaj też: Gdy prawo nie znaczy prawo, to mamy bezprawie

Międlar na premiera

Na blogu p. Bukowskiego pojawiły się rozmaite komentarze. Jeden z nich jest taki: „[Turski], agitator i propagandzista PZPR. Przed wojną było takich trzy i pół miliona, co budzi moje przerażenie. Miał swój udział w zbrodni na Polakach”. Pan Bukowski zgodził się, odpowiadając: „Owszem”. Wygląda na to, że także jest przerażony (dziwne, skoro to kombatant, a więc powinien być odważny) tym, że przed wojną było 3,5 mln propagandzistów PZPR, tj. chyba Mosze Turbanowiczów (obecnie Marianów Turskich), by użyć sposobu wypowiadania się znanego z 1968 r., aczkolwiek o innym rozłożeniu akcentów politycznych, ale analogicznych narodowościowo.

Pan Bukowski w innym miejscu dodał: „Wstydzić powinni się zdrajcy Polski, tacy jak Turbanowicz” (to komentarze do krytyki adresowanej do wspomnianego p. Pereiry). Mamy i taką sentencję: „Ten cały Marian Turski był w PPR, ale poza Auschwitz nie przepracował fizycznie ani jednego dnia, więc robotnikiem miał zaszczyt zostać tylko dzięki Niemcom”. Ponieważ ta rewelacyjna konstatacja została umieszczona na innym blogu, p. Bukowski nie miał sposobności się do niej odnieść. Może ograniczyłby się do „No comment”, jakiego użył w responsie na inny wpis, mianowicie taki: „Przemowa tego komunistycznego agitatora była bardziej polakożercza niż rosyjskiego Żyda, Mosze Kantora w Jerozolimie”. Pan Bukowski słusznie uczynił w tym wypadku, bo nigdy nie wiadomo, co jeszcze przyda się w formułowaniu kondemnacji pod adresem rodzimych polakożerców, gorszych od Mosze Kantora, np. gdy prezydentem zostanie p. Bosak (też krytyk p. Turskiego), premierem p. Międlar, a p. Rybak – ministrem spraw wewnętrznych.

Witam dyżurnego głupola

Pan Bukowski wystąpił w programie „Echa dnia” prowadzonym przez p. Holecką, skądinąd czołową amazonkę dobrozmiennej propagandy. Zdecydowanym głosem oświadczył, że w obchodach 27 stycznia najważniejsi są więźniowie, chociaż „mniejsza o to, co mówią przy okazji”. Pan Bukowski kończy drugi odcinek omawianego serialu pytaniem: „Czy można upaść niżej?”. Odpowiedź jest banalnie prosta. Otóż można i p. Bukowski dał temu wystarczające świadectwo. Kimkolwiek był Marian Turski w 1945 r. i później, przypisywanie mu rozmaitych niecności bez wystarczającej wiedzy na ten temat (np. skąd p. Bukowski wie, czyim sojusznikiem był ktoś tuż po wojnie – może ma w swej prywatnej bibliotece coś w rodzaju wspomnianej kroniki Kpinomira?) jest czymś wyjątkowo obrzydliwym, zwłaszcza gdy jest czynione w otoczeniu antysemickich klisz.

Nie ukrywam, że jestem pełen lęku z uwagi na taką deklarację p. Bukowskiego: „Cieszę się, że coraz więcej salonowych kretynów przyznaje się do niezrozumienia mojej poprzedniej notki o Turskim. I jak nie drzeć z nich łacha?”. Mimo wszystko ufam, że p. Bukowski raczej mierzy siły na zamiary, a nie odwrotnie. Ma zresztą sporo taktycznych sformułowań, które pomagają mu w erystycznym darciu łacha ze swoich adwersarzy. Gdy ktoś się z nim nie zgadza, spotyka się z odporem w rodzaju: „witam sowieckiego trolla”, „witam pierwszego dyżurnego kretyna”, „miał być zapewne dowcip, ale wyszło pierdnięcie jak zawsze, kiedy zabiera się za cokolwiek matołek”, „pozdrawiam antypolskiego ćwoka”, „serdecznie pozdrawiam kolejnego dyżurnego matołka”, „serdecznie pozdrawiam dyżurnego głupola” itd. Ot, savoir-vivre tzw. dobrej zmiany, dobrze zresztą znany z wypowiedzi o zdradzieckich mordach, poczynań p. Piebiaka, Herszta w akcji „Kasta”, czy ostatnich występów p. Nawackiego.

Prawdziwa cnota krytyk się nie boi

Ale jest i coś optymistycznego w produkcjach p. Bukowskiego. Okazuje się, że ma on bardzo poważne koneksje opisane w takim oto przesłaniu: „Nie mogę jeszcze ujawnić znanych mi konkretów, ale mam nowe, wielce obiecujące wiadomości w sprawie filmu o generale Ryszardzie Kuklińskim, do którego od kilku lat przymierza się Hollywood. Biorąc pod uwagę producenta, reżysera i obsadę, powinien to być oscarowy obraz, z którego cały świat dowie się w sugestywny sposób, kto w dużej mierze uratował go przed nuklearną III wojną światową”.

Tę informację jej autor przekazuje od co najmniej roku. Możliwe, że sam p. Bukowski zagra jedną z głównych ról i dlatego jest taki tajemniczy. Jakby nie było, posiada zaiste imponującą wiedzę. Pan Bukowski został poinformowany (przez jednego ze swoich interlokutorów), że piszą o nim w „Polityce” (zapewne chodziło o zeszły tydzień) i ma być więcej (prawda, zważywszy na niniejszy felieton). Odparł: „A niech piszą, co chcą, byle nie przekręcili nazwiska”.

Fakt, prawdziwa cnota, tj. p. Bukowski, krytyk nie się boi, zwłaszcza jeśli jego nazwisko jest poprawnie napisane. Starałem się nie zrobić pomyłki i chyba udało się poza jednym przypadkiem (w następnym zdaniu). Powiedzmy, że chciałem dać p. Brukowskiemu (pomyłka całkiem intencjonalna) szansę zastosowania argumentu polemicznego polegającego na wskazaniu: „Ortografia! Interpunkcja!”, będącej ulubionym zabiegiem retorycznym postkombatanckiej, postniepodległościowej i postpiłsudczykowskiej rzeczowości polemicznej.

A wracając do reakcji p. Bukowskiego na słowa p. Turskiego. Wygląda na to, że ten pierwszy nie stosuje się do zasady: „Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu”, chyba mu znanej z uwagi na denominację religijną, jaką deklaruje na każdym kroku. Czyżby tylko formalnie? To, co p. Bukowski napisał o Marianie Turskim, przeczy maksymie: „na słowie harcerza polegaj jak na Zawiszy”, chociaż natrętnie prawi, że ją wypełnia. Jak mawiał Lec: „Decydującą rolę w tej sztuce gra polityka. I kładzie ją”. Chociaż propagandowe produkcje p. Bukowskiego trudno nazwać sztuką, diagnoza Leca stosuje się do nich i do całej tzw. dobrej zmiany.

Czytaj też: Warcholska gościnność PiS

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną