Kraj

Ile na kampanię wydała Koalicja? Mniej niż PiS

Małgorzata Kidawa-Błońska na finiszu kampanii Koalicji Obywatelskiej przed wyborami parlamentarnymi Małgorzata Kidawa-Błońska na finiszu kampanii Koalicji Obywatelskiej przed wyborami parlamentarnymi Jerzy Mariański / Forum
Koalicja Obywatelska wydała ogromne pieniądze na kampanię w sieci – prawie 6 mln zł. Nie oszczędzano też na badaniach opinii i wsparciu dla Małgorzaty Kidawy-Błońskiej.

Koalicja Obywatelska wydała na wybory parlamentarne w sumie 30 mln 220 tys. zł, czyli prawie tyle (bez 8 tys. zł), na ile zezwala kodeks wyborczy. Przypomnijmy, że PO zawiązała koalicję z Nowoczesną, Inicjatywą Polską i Zielonymi. Z dokumentów złożonych w PKW wynika, że najwięcej wyłożyła właśnie Platforma (29 mln 947 tys. zł), potem Zieloni (279 tys. zł) i Nowoczesna (1,7 zł). Najwięcej wydano w województwie śląskim (ponad milion) i mazowieckim (792 tys. zł), a najmniej w lubuskim i opolskim (po 221 tys. zł).

Czytaj też: Na co poszło 30 mln zł w kampanii PiS

Na co poszło najwięcej pieniędzy

Najbardziej kosztowna była ekspozycja plakatów i emisja spotów (15 mln 653 tys. zł; PiS wydał na te cele 12 mln 406 tys. zł). W tym:

  • 5 mln 792 tys. zł – promocja kandydatów w internecie (PiS – 2 mln 828 tys. zł)
  • 7 mln 434 tys. zł – ekspozycja plakatów, głównie billboardów (PiS – 5 mln 380 tys. zł)
  • 2 mln 476 tys. zł – spoty w telewizji (PiS – 2 mln zł)
  • 730 tys. zł – ogłoszenia i artykuły sponsorowane w prasie (PiS – 1 mln 43 tys. zł)
  • 218 tys. zł – promocja w radiu (PiS – 1 mln 152 tys. zł).

Trzeba doliczyć koszt produkcji tych materiałów – 6 mln 265 tys. zł (PiS prawie 3 mln więcej). A w tym:

  • 3 mln 90 tys. zł – plakaty wielkie i mniejsze, wieszane na ogrodzeniach (PiS – 4 mln 982 tys. zł)
  • 1 mln 261 tys. zł – spoty (PiS – 1 mln 388 tys. zł)
  • 636 tys. zł – projekty i wydruk ulotek (PiS – 1 mln 135 tys. zł)
  • 607 tys. zł – materiały w reklamach internetowych (PiS – 190 tys. zł)
  • 431 tys. zł – gadżety: plakietki, krówki, chorągiewki (PiS – 608 tys. zł)
  • 236 tys. zł – inne wydawnictwa, m.in. gazetki kandydatów (PiS – 662 tys. zł).

Kampanijne umowy zlecenia

Koalicja na spotkania wyborcze (wynajem sali, sprzętu, nagłośnienia) wydała 1 mln 600 tys. zł. Czyli znacznie mniej niż PiS (4 mln 746 tys. zł). Doszły koszty podróży i noclegów, które KO oszacowała na 345 tys. zł. Przy kampanii pracuje wielu działaczy i komitet zawiera z nimi umowy na wykonanie różnych usług. KO przeznaczyła na ten cel 694 tys. zł (PiS – 1 mln 82 tys. zł).

W dokumentach znajdujemy zlecenie dla Ryszarda Grabowskiego za „kierownictwo artystyczne nad konwencjami wyborczymi KO oraz za koordynację działań w zakresie aranżacji wnętrz, scenografii oświetlenia, a także realizacji telewizyjnej na potrzeby kampanii centralnej”. Otrzymał 12 tys. zł. KO podpisała też umowę o dzieło na przygotowanie raportów z prognozami wyników i symulacje rozkładu mandatów w Sejmie („w tym wizualizację okręgów, w których KO może przechwycić mandat od konkurencji”) za 69 tys. zł.

Tomasz Jasiński, który brał udział w programie „The Voice of Poland”, za występ w spocie KO dostał 10 tys. zł. Klip pokazywał, jak PiS traktował Polaków przez ostatnie cztery lata. Odsłaniał hipokryzję władzy obiecującej wolność, demokrację i uśmiech, a łamiącej konstytucję i tłumiącej pokojowe demonstracje.

Profesjonalni doradcy kosztują

KO, tak jak PiS, nie oszczędzała na doradztwie. Ale w przeciwieństwie do partii rządzącej korzystała z pomocy profesjonalistów. Ponad 110 tys. zł zapłaciła firmie Difference Market Research, która reklamuje się tak: „Jesteśmy firmą badawczą, która pomaga Klientom odkrywać (człowieka i jego potrzeby), rozumieć (marki i ich komunikację) i podejmować optymalne decyzje”.

We wrześniu za „usługi doradztwa strategicznego, wsparcie w zakresie zarządzania sytuacją kryzysową” KO zapłaciła warszawskiej agencji Stolley, w której zarządzie zasiada były dziennikarz Polskiej Agencji Prasowej, 173 tys. zł. Zaangażowano też firmę Magdaleny Skorupki-Kaczmarek, byłej dziennikarki telewizyjnej i rzeczniczki prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, która po odejściu z ratusza otworzyła własną firmę, zajmującą się komunikacją i kształtowaniem wizerunku. Za szkolenie w „zakresie wystąpień publicznych i organizację przez dwa tygodnie konferencji prasowych” otrzymała 25 tys. zł.

Czytaj także: Skąd partie mają pieniądze

Kondycja psychologiczna Polaków

Za badania opinii pracownia Kantar wystawiła Koalicji rachunki na 310 tys. zł. Fundacja Państwo Prawa wykonała na jej rzecz ekspertyzę społeczno-polityczną na temat „kondycji psychologicznej elektoratów przed wyborami parlamentarnymi 2019” za 12,9 tys. zł. Fundacja powstała w maju 2016 r., by „stać na straży wolności i praw człowieka oraz swobód obywatelskich”. Jej prezesem jest Tomasz Świętoński, były koszykarz i pracownik resortu sportu za rządów PO, gdzie pilnował m.in. przetargów na budowę „orlików”.

W radzie programowej fundacji pracują m.in. konstytucjonalista prof. Marek Chmaja, prof. Andrzej Bisztyga i mecenas Jacek Dubois. Ten ostatni razem z Romanem Giertychem reprezentuje interesy Geralda Birgfellnera i jest pełnomocnikiem marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego. Mecenas Dubois wystawił fakturę na 19 tys. zł.

Wielkie rachunki za reklamę w sieci

KO sporo zainwestowała w reklamę w internecie. Jak już wspomnieliśmy, wydała 5 mln 792 tys. zł na promocję kandydatów w sieci. Co ciekawe, cztery lata temu PO przeznaczyła na te cele znacznie mniej (2 mln 626 tys. zł). W 2019 r. komitet zatrudnił wielu ludzi, którzy odpowiadali za „obsługę mediów społecznościowych”. Jedna z takich umów, ważna od 16 września do 11 października, opiewa na 8,2 tys. zł. Nie wiadomo, na czym ta praca polegała. Dokumenty finansowe PiS nie przynoszą odpowiedzi na podobne pytania: czy kampanie prowadzono zgodnie z zasadami kodeksu wyborczego? A może partie opłacały tylko trolli?

Agencji Apostołowie Opinii, działającej w obszarze zarządzania reputacją w sieci, KO zapłaciła 123 tys. zł. Platforma współpracuje z tą firmą od kilku lat. „Nasza oferta obejmuje: audyty i doradztwo wizerunkowe, bieżący monitoring e-wizerunku, rekomendacje działań ochronnych oraz działania związane z reagowaniem na zjawiska zagrażające reputacji” – czytamy na jej stronie. KO wystawiła tym razem rachunki za „analizy oparte na badaniach internetu oraz mediów społecznościowych” oraz „doradztwo w zakresie prowadzenia kampanii wyborczej w internecie oraz mediach społecznościowych”. Drugiej firmie doradczej, z Częstochowy, powiązanej z Apostołami, KO za „promocję w mediach społecznościowych” zapłaciła 2 mln 795 tys. zł.

KO w internecie publikowała infografiki i animacje warte 276 tys. zł. Do internetu przygotowano też specjalne spoty. Za klipy „Rodzina” i „Sonda” komitet wyborczy zapłacił 130 tys. zł. Przypomnijmy, że w pierwszym materiale wystąpiło małżeństwo z dwójką dzieci i dziadkiem. Wszyscy są smutni. Mąż dziękuje premierowi Morawieckiemu za program 500+, ale zaraz zaczyna z żoną wyliczać, co w międzyczasie podrożało.

Konwencje i sprawdzone agencje

Największe konwencje wyborcze KO organizowała agencja reklamowa Top Event Michała Kubiaka. Firma od lat współpracuje z PO, odpowiadała m.in. za Marsz Wolności w Warszawie. „Postanowiliśmy podjąć się wyzwania organizacji eventów od A do Z zgodnie z wszelkimi wytycznymi i życzeniami klienta” – piszą o sobie. Koalicja na spotkania wyborcze wydała 1 mln 600 tys. zł. Za konwencje w Krakowie firma wystawiła jej rachunek na 64 tys. zł, a w Łodzi – 58 tys. zł. Za finałową konwencję w Chorzowie z kolei – 66 tys. zł. To tutaj Małgorzata Kidawa-Błońska ogłosiła: „Nie pozwolimy, by nasz kraj był zawracany na Wschód”.

Najdroższa była konwencja warszawska na tydzień przed wyborami. Agencja Top Event wystawiła fakturę na 301 tys. zł, a Dom Mediowy AM – na ok. 200 tys. zł. Do rachunków trzeba doliczyć koszty opisane w fakturach jako „realizacja materiałów video z konwencji”, w tym spotów, za które firma Maymedia wystawiła kilkanaście rachunków o wartości od 18 do 90 tys. zł. Przypomnijmy, że najdroższa konwencja PiS, w Lublinie, kosztowała rekordowy 1 mln 234 tys. zł.

KO nie oszczędzała na promocji Kidawy-Błońskiej, kandydatki na premierkę. Produkcja spotu z nią w roli głównej kosztowała 62 tys. zł. Za sesję zdjęciową pt. „Pani Marszałek”, w tym za retusz, KO zapłaciła 34 tys. zł. Za rozszerzenie licencji na trzy fotografie dopłaciła 17 tys.

Kto z Koalicji dostanie dotację

PiS w poprzedniej kadencji przeforsował zmianę zwalniającą komitety wyborcze z opłat za udostępnianie miejsca do ekspozycji banerów przez osoby prywatne. Ale świadczenia te należy wycenić i dołączyć ich wykaz do sprawozdania. KO oszacowała te darmowe działania na sumę 186 tys. (w tym 127 tys. zł za nieodpłatne korzystanie z partyjnego biura PO). PiS wpisał w analogicznej rubryce 69 tys. zł, ale to tylko wartość użyczenia pomieszczeń w partyjnej centrali. O miejscach na plakaty, udostępnianych przez Polaków dobrowolnie, nie ma ani słowa.

A co się zwróci? Zgodnie z umową koalicyjną KO podzieli się pieniędzmi z subwencji (środki z budżetu państwa, które co roku partie dostają na utrzymanie. Mogą na nią liczyć także ci, którzy nie dostali się do parlamentu, ale uzyskali co najmniej 3 proc. głosów, albo koalicje z 6-proc. wynikiem). PO dostanie 98 proc., Zieloni – 1,5 proc., Inicjatywa Polska – 0,5 proc., choć nie dołożyła się do kampanii. Nowoczesna nie dostanie ani złotówki. Przypomnijmy, że kilka lat temu, pozbawiona subwencji na skutek błędu w rozliczeniu, ma jeszcze długi.

Jeśli zaś chodzi o dotację (zwrot kosztów kampanii dla tych partii, które dostały się do Sejmu), to przypadnie PO. Ile kto dostanie, będzie wiadomo, gdy PKW zbada sprawozdania, a ma na to pół roku. Kwotę dotacji wylicza się, sumując wydatki wszystkich komitetów, które uczestniczyły w podziale miejsc w parlamencie. Pula jest potem dzielona proporcjonalnie do liczby zdobytych mandatów poselskich i senatorskich.

Czytaj także: Jak PiS walczył o darmowe plakaty wyborcze na płotach

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną