Były funkcjonariusz Centralnego Biura Antykorupcyjnego Tomasz Kaczmarek, znany od dawna jako „agent Tomek”, zdecydował się na publiczną spowiedź. W takiej konwencji utrzymana jest jego opowieść o służbie w CBA i zlecanych mu przez najwyższe kierownictwo bezprawnych działaniach. Miały skompromitować eksprezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, a przez to stać się paliwem propagandowym dla lansowanej przez Jarosława Kaczyńskiego i PiS tezy o tzw. układzie.
Sfałszowane raporty z akcji „Krystyna”
Kaczmarek w grudniu ubiegłego roku w prokuraturze, a teraz przed kamerą TVN stwierdził, że szefowie CBA Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik nakłaniali go ustnie, bez pozostawiania śladów na piśmie, do manipulowania czynnościami operacyjnymi oraz fałszowania raportów z akcji „Krystyna”. Dotyczyła ona willi w Kazimierzu Dolnym. „Miałem wytworzyć przeświadczenia, że dom należy do Jolanty i Aleksandra Kwaśniewskich” – zdradza „Tomek”. Jego sfingowane ustalenia stały się podstawą śledztwa przeciwko parze prezydenckiej oraz trwającej przez dwa lata inwigilacji (m.in. poprzez podsłuchy) otoczenia Kwaśniewskiego i jego żony.
Aby rytuałowi spowiedzi stało się zadość, Tomasz Kaczmarek przeprosił na wizji byłego prezydenta i jego rodzinę. Naturalnie w takich sprawach – oraz w przypadku ludzi pokroju agenta Tomka – zawsze pojawia się kwestia oceny wiarygodności.
Kaczmarek w zaufanym kręgu szefa CBA
Wiarygodność tę może podważać to, że Tomasz Kaczmarek jest w trudnej sytuacji. Przestał być posłem PiS (mocodawcy, jak się zdaje, porzucili go), ale i stał się przedmiotem dochodzeń prokuratorskich ze względu na związki z fundacją oskarżaną o wielomilionowe defraudacje funduszy unijnych. Perspektywa procesu skłania czasem do sięgania po rozmaite sposoby obrony, w tym oskarżanie innych (zwłaszcza że chodzi o oskarżenie tak spektakularne i medialne) oraz kreowanie się na ofiarę. Na niekorzyść wersji agenta Tomka działać może też jego osobowość, w tym – by tak rzec – pewna niefrasobliwość, której oznaki wykazywał w przeszłości.
Z kolei na rzecz wiarygodności Kaczmarka świadczy to, że bez wątpienia należał do najbardziej zaufanego kręgu podwładnych Kamińskiego. W przeciwnym razie nie zlecano by mu tak delikatnych operacji. Kiedy zaś poczuł się porzucony przez dawnych szefów, zdecydował się ujawnić brudy, a przynajmniej ich część. Co znamienne, na razie skupił się na akcji wobec Aleksandra Kwaśniewskiego, pomijając milczeniem inne operacje ze swoim udziałem i być może traktując tę wiedzę jako kapitał na dalszą grę. Kaczmarek dobrze wie, że takich zdrad się w służbach nie wybacza.
Wobec wagi tych oskarżeń wersję Kaczmarka powinno się teraz sprawdzić procesowo. Rzecz w tym, że i bez jego rewelacji od dawna jest multum dowodów na łamanie prawa oraz nadużywanie CBA i innych służb przez Kamińskiego i klikę jego kolegów. W tle zaś – przez władzę, partię za nią stojącą i jej prezesa. Nie przez przypadek przecież Andrzej Duda musiał już raz z pogwałceniem procedur ułaskawiać luminarzy tego towarzystwa. To mogło ich tylko rozzuchwalić. Na dodatek od tego czasu rewolucja poczyniła postępy, a walka się tylko zaostrzyła.