Opozycja doprowadziła w Senacie do odrzucenia ustawy „kagańcowej”. Przedtem zrobiła to, co zaniedbał Sejm, przyjmując ustawę w kilkanaście godzin. Odbyła się rzetelna debata, pojawiły poglądy ekspertów z całej Europy, sięgnięto po opinię Komisji Weneckiej, swoją przedstawiło Biuro Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka OBWE.
PiS odrzuci senacką uchwałę w sprawie ustawy „kagańcowej” bez problemu. Praca w Senacie służyła więc głównie demonstracji, jak należy uczciwie przygotowywać prawo. Opozycja nie zdecydowała się na wnoszenie dziesiątek poprawek, które nieco opóźniłyby przyjęcie ustawy przez Sejm. A PiS chyba na te poprawki liczył. Bo umożliwiłyby mu „okazanie dobrej woli” wobec Unii Europejskiej, Rady Europy i OBWE. Mógłby przyjąć niektóre z poprawek, np. zrezygnować z obowiązku publikowania przez sędziów, do jakich organizacji należą, albo: czy i pod jakim nickiem udzielają się w mediach społecznościowych. Mógłby też zrezygnować z bulwersujących kar dyscyplinarnych za orzekanie o prawomocności wyboru sędziego. I bez tego może doprowadzać do postępowań dyscyplinarnych w takich sprawach, co się zresztą dzieje. A w ustawie „kagańcowej” jest wystarczająco wiele przepisów, które mają sędziom uniemożliwić badanie prawomocności powołania sędziego, od definicji sędziego (osoba powołana i zaprzysiężona przez prezydenta) poczynając. O tym, że władza mogła być gotowa przyjąć jakieś poprawki, świadczy wniesienie ich w Senacie przez ugrupowanie Jarosława Gowina.
PiS nadal ma pole manewru, bo regulamin Sejmu nie wymusza terminu na zajęcie się ustawą wracającą z Senatu. Może to zrobić za miesiąc, za pół roku albo nigdy (były już takie przypadki). W zwlekaniu władza może mieć interes: Komisja Europejska może chcieć zaskarżyć tę ustawę do TSUE.