Za 10 lat każdy w Polsce będzie o 10 lat starszy. Niby drobna zmiana. A jednak jeśli spojrzeć na nią z perspektywy kolejnych pokoleń, które w tym okresie przesuną się w demograficznej kolejce – ogromna. Za 10 lat nie będzie już prawie ludzi, którzy pamiętaliby II wojnę światową. Ci, którzy w 1945 r. mieli co najmniej 15 lat – w 2020 r. mieliby 90. Czy byli więźniowie KL Auschwitz będą mogli cokolwiek komukolwiek opowiedzieć? Zaś rządzące dzisiaj polityką i biznesem pokolenie solidarnościowej rewolucji i klęski lat 80. zacznie przygotowywać się do emerytury.
To może sprowokować zmianę w sferze, która zmianom poddaje się najsłabiej. W sferze mentalności i nastawienia do świata. Wyłonią się 30-, 40-latkowie. Ludzie, których całe dorosłe życie upłynęło w Polsce demokratycznej, bezpiecznej i bardzo kapitalistycznej, cieszącej się względnym dobrobytem i ostrymi społecznymi nierównościami.
Jak będą patrzeć na swoją tożsamość? Czy ich dzieci, rodzące się w ciągu ostatnich 10 lat, nie będą im zadawać coraz trudniejszych pytań? Idąc dalej – czy nie wyczerpie się nie tylko pewien rodzaj polityki, ale też „mainstreamowy” model współczesnej polskiej kultury, ukształtowany po 1989 r.? Nieostry, obłudnie tolerujący sprzeczności, jak choćby tę, że w kraju deklarującym niezmierne przywiązanie do wartości rodzinnych bardzo niewielu ludzi naprawdę chce mieć dzieci?
Za 10 lat dorośnie pokolenie urodzone po przełomie, który pozwolił na ukształtowanie się, po raz pierwszy w historii, polskiego mieszczaństwa jako naprawdę dominującej grupy społecznej. Czy mieszczaństwo to dojrzeje do tego, żeby ukształtować swoją własną autonomiczną kulturę, styl życia i aspiracje?
Najważniejsze zmiany dokonują się w głowach.
Dr Andrzej Leder, filozof kultury, psychoterapeuta