Kraj

Dojrzewamy, ale powoli, za wolno

Prof. Andrzej Leder Prof. Andrzej Leder Franciszek Mazur / Agencja Gazeta
Nacjonalizm części polskiego społeczeństwa wyraża tęsknotę za wspólnotą polityczną, co samo w sobie uważam za pozytywne, choć nacjonalizmem raczej się brzydzę.

Dziewięć lat temu zapowiadałem, że „pokolenie urodzone po przełomie, który pozwolił na ukształtowanie się, po raz pierwszy w historii, polskiego mieszczaństwa jako naprawdę dominującej grupy społecznej”, wreszcie dojrzeje, aby „ukształtować swoją własną autonomiczną kulturę, styl życia i aspiracje”.

Dziś sądzę, że właśnie jesteśmy w trakcie zmiany. Zachodzi ona w większych, niż przewidywałem, bólach, jest jednak, jak sądzę, nieuchronna. Polska wielkomiejska klasa średnia dojrzewa, zmagając się z popieranym przez prowincję miękkim pisowskim autorytaryzmem. Dojrzewa do polityczności, dojrzewa do poważniejszego traktowania spraw publicznych, dojrzewa – choć tu akurat, jak na moje preferencje, wolno – do zrozumienia, że społeczeństwo rozdarte przez głębokie różnice społeczne, różnice statusu i życiowych szans, nie będzie społeczeństwem demokratycznym, praworządnym ani bezpiecznym. Odchodzi od naiwnego indywidualizmu epoki transformacji. W tym sensie nawet nacjonalizm części polskiego społeczeństwa wyraża tęsknotę za wspólnotą polityczną, co samo w sobie uważam za pozytywne, choć nacjonalizmem raczej się brzydzę.

Dzieci zadają nam trudne pytania – i owszem. Najpoważniejsze jest na pewno pytanie o katastrofę klimatyczną, którą im „przyrządziliśmy”. Ale nie tylko. Pytają też o to, dlaczego zgodziliśmy się na taki, a nie inny charakter transformacji. Niezależnie od tego, czy mieliśmy wybór, czy nie, z ich perspektywy nie jest ona zbyt udana. Pytają, dlaczego godziliśmy się na wszystkie zgniłe kompromisy: od obłudnego „kompromisu” aborcyjnego po kompromis z międzynarodowymi korporacjami, wykupującymi polskie fabryki, by je zamknąć (to dzieci o orientacji nacjonalistycznej), czy na przymykanie oka na unikanie przez te korporacje opodatkowania (to dzieci o orientacji lewicowej). Wreszcie – o kompromis z Kościołem.

Te pytania zmieniają charakter polityki i są paliwem zmiany pokoleniowej w partiach politycznych. Ta zachodzi opornie, co akurat jest niepokojące; jeśli bowiem czołowi politycy partii liberalnych i konserwatywnych nie zostaną zastąpieni przez następne pokolenie (jak, nie przymierzając, stało się w Warszawie czy Gdańsku), to ich elektorat przejmie z jednej strony lewica – co już częściowo się dzieje i we mnie budzi optymizm; z drugiej – faszyzujący nacjonaliści, co akurat wróży jak najgorzej.

Rewizji podlega również kompromisowy model kultury doby transformacji, wśród inteligencji oparty na importowanych z Zachodu ideach i tematach, jednocześnie w zaciętym milczeniu kontestowany przez większość. Tu jednak zmiana jest być może najtrudniejsza. Pytanie, na ile dziś półperyferyjne społeczeństwo zdolne jest wypracować autonomiczny model kultury? I czy w ogóle powinno? Czy raczej winno uczestniczyć w tworzeniu się jakiejś „kontynentalnej” formy kulturowej? Alternatywą jest bowiem powrót do zatęchłej „naszości” w stylu, który serwują nam aktualnie rządzący. Tu piętrzą się więc pytania, na które odpowiedzi przyniosą nadchodzące lata. Miejmy nadzieję, że zaskakujące.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną