Kto przed laty był idolem Zbigniewa Ziobry? – To Jan Rokita z czasów komisji Rywina. Błyskotliwy analityk, niesamowity zmysł polityczny, wybitna inteligencja. Przepadł, bo nie umiał zbudować sobie zaplecza. Ziobro odrobił lekcję z jego upadku. Dba o ludzi i rozszerza wpływy. W zeszłej kadencji mieliśmy kilku posłów i jedno ministerstwo. Dziś mamy dwóch ministrów, 18 posłów, dwóch senatorów, dwoje europosłów, trzech wiceministrów w resortach pisowskich. Straciliśmy Michała Krupińskiego w Pekao SA, ale czasem trzeba poświęcić oficera, żeby zachować armię. My armię mamy, może niewielką, ale wierną i karną – mówi POLITYCE polityk bliski Ziobrze.
To ma być dla Solidarnej Polski kadencja przełomowa. Z partii istniejącej głównie na papierze, praktycznie bez struktur, bez pieniędzy (w 2018 r. przychody Solidarnej Polski to marne 160 tys. zł z darowizn), ma wyrosnąć ugrupowanie zdolne do samodzielnego życia, czyli – w razie czego – startu w wyborach bez parasola Jarosława Kaczyńskiego.
Jedyny dotychczas samodzielny występ Solidarnej Polski w kampanii wyborczej (eurowybory 2014 r.) zakończył się klapą i był impulsem do rozmów z PiS. Śladem po starym rozwodzie z partią Kaczyńskiego (PiS i SP działały osobno w latach 2011–14) są żarty prezesa PiS z Ziobry: „gdybyś nie odszedł z PiS, byłbyś dziś prezydentem”.
– W najbliższych latach chcemy zbudować struktury partyjne. Do tej pory praktycznie nie przyjmowaliśmy działaczy, ale jest w terenie wielu ludzi, w tym radnych z różnych partii, którzy chętnie do nas dołączą. Będziemy mieli sieć biur poselskich, dzięki którym zaistniejemy w nowych miejscach – opowiada jeden z ziobrystów.
W osiągnięciu tych celów mają pomóc także subwencje.