W kuluarach przedwyborczych spekulowano o możliwości przeniesienia siedziby Ministerstwa Energii do Katowic. Byłoby więc jak było, za czasów PRL, kiedy to Ministerstwo Górnictwa i Energetyki funkcjonowało właśnie tutaj. Pod warunkiem, rzecz jasna, że PiS uzyska dobry wynik w województwie śląskim. Wynik padł niezły, ale rychło okazało się, że ministerstwa nie będzie nie tylko w Katowicach, ale w ogóle.
Czytaj także: Czym się będzie różnił nowy rząd Morawieckiego od starego
Rząd odpuszcza górnictwo, będą problemy?
W nowym rządowym rozdaniu jego kompetencje – czyli wszystko, co jeszcze państwo ma w firmach energetycznych i górniczych – przejmuje superresort Nadzoru Właścicielskiego z Jackiem Sasinem na czele. W górnictwie, a osobliwie w potężnych ciągle związkach zawodowych – zawrzało. Związkowcy wietrzą, że pod Sasinem branża węglowa przestanie mieć strategiczne znaczenie. Nawet jeśli pojawi się do pomocy wiceminister odpowiedzialny za węgiel – ostatnio był nim senator, a teraz poseł Adam Gawęda – to nikłe będzie miał w tym zakresie uprawnienia, choćby w sprawach kadrowych. A sprawy to nadzwyczaj ważne, bo związkowcy mieli spory wpływ na wybór prezesów i dyrektorów kopalń. Toteż wkurzyli się związkowcy i już straszą odkurzaniem stosownych akcesoriów, z którymi swego czasu „ruszali na Warszawę”.
„W kontekście kolejnych prób zaostrzenia unijnej polityki klimatyczno-energetycznej sprawne zarządzanie jest dzisiaj w górnictwie i energetyce niezmiernie ważne” – powiedział portalowi Wnp.pl Dominik Kolorz, szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności. Związkowcy wkurzyli się, bo rząd PiS, z którym do tej pory dogadywali się bez większych problemów i który, wbrew europejskiej polityce, zdawał się doceniać węgiel i jego rolę w polskiej gospodarce – likwiduje najważniejszy dla Śląska urząd centralny. Zdaniem Bogusława Hutka, przewodniczącego górniczej Solidarności, rząd odpuszcza górnictwo, z czego wynikną same problemy i komplikacje.
Czytaj także: Energetyka próbuje odkleić się od węgla
Inaczej patrzy na to dr Jerzy Markowski, górniczy ekspert, były wiceminister gospodarki. Twierdzi, że to krok w dobrą stronę, bo do tej pory górniczymi firmami zarządzali ludzie niemający po temu kompetencji. Markowski uważa, że ta decyzja może uniezależnić rząd od wszechwładzy związków zawodowych, które uczestniczyły w ręcznym sterowaniu górnictwem i energetyką.
„Wyborcze słowa dla gawiedzi”, dobra zmiana dla „ruskiego węgla”
Cóż, jutro, pojutrze poznamy, jaki będzie nadzór w resorcie nadzoru nad górnictwem i energetyką. Tymczasem za rządów PiS, które przejęło po PO–PSL „górnictwo w ruinie”, wydobycie węgla z roku na rok spada. Przypominam, że w 2015 r. „kraj w ruinie” wyprodukował 73 mln ton – a później wszystko runęło. W tym roku produkcja powinna oscylować w granicach 60 mln ton – w 2018 r. było to trochę ponad 63 mln ton. Jeżeli w grudniu mróz zatrzeszczy, to można spodziewać się pobicia rekordu ubiegłorocznego importu węgla, a wyniósł on prawie 20 mln ton. Najwięcej bardzo dobrego – rosyjskiego!
Łaszenie się i bezrefleksyjne kumplowanie z PiS wieszczy zmianę, jak amen w pacierzu. Wiadomo jaką – dobrą! Kopalnie zamykane są za kopalniami. Nie twierdzę, że zamykanie kopalń to złe posunięcia – wręcz przeciwnie. Jednak z głową. Poza tym obiecywano górnikom co innego. Tymczasem ruina coraz bardziej popada w… ruinę, a będzie jeszcze gorzej! Pamiętacie zapewnienia sprzed czterech lat, że po wygranej ani jedna tona ruskiego węgla nie przekroczy polskiej granicy? Pamiętacie?!
Cóż, to były wyborcze słowa dla gawiedzi, a durny związkowy naród – bo to on huśta nastrojami braci górniczej – to kupił. Przynajmniej w ostatnich wyborach. Molier już to wszystko przewidział parę wieków temu, moje drogie, naiwne związkowe i górnicze Dyndały.
Czytaj także: Jak to się stało, że polskie górnictwo zaczęło przynosić gigantyczne zyski?