Polska jest w modzie już od rana. O 10, na cztery godziny przed oficjalnym rozpoczęciem marszu, pojawia się na „Patelni” na czapkach, chorągiewkach, bluzach, proporcach i szalikach. „Opaski, kotyliony” – reklamuje się na przydrożnym kartonie jeden ze sprzedawców patriotycznych gadżetów. Kolega obok ma ciut szerszą ofertę („Opaski, flary, flagi”). Handlarze sprzedają Polskę z kramów, wózków i koców. Młodzież Wszechpolska nieco ją zresztą przeceniła; kubki „Defend Europe” da się kupić za raptem 20 zł (o 10 zł taniej!), acz koszulek „Deus vult” (łac. „Bóg tak chce”) z zatroskanym krzyżowcem obniżka nie obejmuje.
Najwidoczniejszym z Polaków jest rotmistrz Pilecki, którego zdjęcie zdobi 10 namiotów (vel „rot niepodległości”), pod jakimi narodowi aktywiści zbierają podpisy za projektem ustawy „Stop 447”. „Rotmistrz Pilecki ryzykował życie. A ty podpiszesz się, żeby uchronić Polskę przed niesprawiedliwością?” – słyszę przez nagłośnienie lektora przestrzegającego przed Amerykanami, domagającymi się zwrotu zagrabionego żydowskiego mienia. Jego natchniony głos niknie pod hukami pierwszych petard.
PiS i narodowcy – miłość na pokaz
Pod Pałacem Kultury i Nauki od 10 stoi kilkunastoosobowa straż, strzegąca miejsca, w którym dwa lata temu podpalił się Piotr Szczęsny. Na okalających zgromadzenie barierkach działacze rozwiesili hasła: „Faszystom stop”, „Każdy inny, wszyscy równi”, „Wywal fobię z głowy, rób świat kolorowy”. Organizatorka akcji „To było tutaj” Ewka Błaszczyk bierze pod rękę pijanego mężczyznę i pyta, czy sam opuści teren, czy może woli odejść w asyście policji. W rozmowie z „Polityką” wyjaśnia, że warta jest potrzebna nie tylko ze względu na podchmielonych przechodniów. – Dwa lata temu to miejsce zostało zbezczeszczone. O poranku zebrała się tutaj grupa nacjonalistów, którzy oddawali mocz na zdjęcie Piotra Szczęsnego. Pojawiły się napisy „Cwel”, „6. dzień tygodnia jak żywa pochodnia” – relacjonuje. Jak podkreśla, manifest Szczęsnego zawierał treści o charakterze antyfaszystowskim, a on sam sprzeciwiał się homofobii, ksenofobii i nienawiści w życiu publicznym.
I dziś Błaszczyk ma niełatwe zadanie. Kontrmanifestanci przybyli tłumnie, wymachując flagami z Mieczykiem Chrobrego i przekreśloną Unią Europejską. Czasem robią sobie selfie i porównują zgromadzonych do małp w zoo. Rzadziej do „morderców z ubeckich katowni”. Błaszczyk: – Mówią, że trzeba nas zagazować jak Żydów i, przepraszam za wulgaryzm, że jesteśmy popierdolonym lewactwem. Według Nikoli z Małopolskiej Młodzieży Wszechpolskiej obelgi, owszem, się zdarzają. Ale są w jakimś stopniu uzasadnione. – Przyjechaliśmy do Warszawy po to, żeby uczcić tych, którzy poświęcili swoje życie, którzy okupili polską ziemię polską krwią. Czemu oni nie pójdą z nami, nie wezmą biało-czerwonej flagi, tylko się barykadują z tęczą? Po co to komu? To jest totalna prowokacja, dzisiaj czcimy bohaterów!
Na posterunku jest również Joanna Scheuring-Wielgus (Lewica). – Nasz rodak wykonał czyn straszny. Wykonał go z niemocy, z niezgody na to, co się dzieje... Czekam na moment, kiedy Polki i Polacy się obudzą. Kiedy zrozumieją, że maszerowanie z nacjonalistami oznacza popieranie ich idei. Kiedy rodziny z dziećmi uzmysłowią sobie, że za marszem stoją organizacje o faszystowskim rodowodzie. Gdy pytam, dlaczego w tym roku marsz idzie bez prezydenckiego patronatu, a w jednym szeregu z ONR i Młodzieżą Wszechpolską nie stoją politycy Zjednoczonej Prawicy, marszczy brwi. – To dla rządzących niewygodne. I oni dobrze to rozumieją. PiS to jest wahadło. Kiedy narodowcy są im potrzebni, romansują z nimi. Kiedy są niewygodni, czyli np. teraz, gdy cały świat patrzy na Polskę, udają, że tego romansu nie ma. To miłość na pokaz.
Czytaj także: Dlaczego PiS nie zdelegalizuje ONR
„Wyjazd” z konstytucją!
Kilometr dalej, na zbiegu Al. Jerozolimskich i Smolnej, zbierają się od 12 Obywatele RP. Przed słynną palmą rozwieszają czarno-białą plandekę z napisem „Konstytucja” (za kilka godzin zwinie ją policja, nie chcąc prowokować uczestników marszu). W rękach trzymają tabliczki: „Mamy prawo tutaj stać”, ale przechodnie krzykiem dają do zrozumienia, że nie, nie mają („Wyjazd!”).
Zgromadzenie odbywa się pod hasłem „Stańmy tam, gdzie należy”. Czyli gdzie, pytam Wandę Nowicką, byłą wicemarszałkini Sejmu. – Na trasie! Przyszliśmy zamanifestować, że nie ma zgody na dzielenie społeczeństwa, na szerzenie nienawiści, na wyłuskiwanie grup, które się komuś nie podobają. Polska była i jest krajem zróżnicowanym, w którym każdy, bez względu na pochodzenie, religię, wybory życiowe i płeć, ma prawo mówić własnym głosem.
Według Nowickiej mamy z różnorodnością coraz większy problem, czego kwintesencją były tegoroczne uchwały anty-LGBT, które podpisało już niemal 30 samorządów, oraz wlepki „Strefa wolna od LGBT”. – Nie ma zgody na nawiązywanie do faszystowskich haseł, bo przecież takie hasła nawiązują do stref wolnych od Żydów. Nie ma również zgody na bicie kobiet. – Dwa lata temu mieliśmy słynny protest „Kobiety przeciw faszyzmowi”. Te nieliczne obywatelki odważnie zdecydowały się wejść w ziejący nienawiścią, rzucający niebezpieczne przedmioty tłum. To był akt wielkiej odwagi. Jak jednak przypomina: policja nie zapewniła im należytej ochrony, prokuratura umorzyła śledztwo w ich sprawie, a ofiary same zostały później oskarżone o utrudnianie legalnej manifestacji i ukarane grzywnami.
Czytaj także: Ważny wyrok w sprawie „Kobiet z mostu”
Morawiecki ulegnie presji?
O 13 na rondzie Dmowskiego robi się punkowo: „Nikt cię nie broni Polsko / gdy wokół głodne psy / Upokorzony naród / Cierpienie, nędza, łzy” – słychać przebój KSU. Dwóch mężczyzn rozwija pod sceną transparent „Maryjo, królowo Polski, miej w opiece naszą ojczyznę, Królestwa swego strzeż”. Obok, z pewną nieśmiałością, formuje się kolumna regionalnych reprezentacji narodowców. Przyszła „Młodzież Wszechpolska Podkarpacie”, jest „Nacjonalistyczne Południe”, „ONR Podhale”, są „Narodowe Żory”, „Małopolscy patrioci”.
Gdy wybrzmią rockowe riffy, Marcin Dybowski z Krucjaty Różańcowej unosi w górę krzyż. Wita tłum modlitwą: „Zdrowaś Maryjo, łaskiś pełna”, po czym – wespół z obecnymi na scenie duchownymi – intonuje hymn krucjaty („Krzyż jest zbroją, Polsko, twoją”). Tłum spuszcza głowy w zadumie. Niewielu więc zauważa, że na Hotelu Metropol pojawia się hasło „Naziole, won”, zakończone tęczowym grotem (do jego rozwieszenia przyzna się później Ogólnopolski Strajk Kobiet).
Gdy wybrzmiewają modlitwy, poseł Krzysztof Bosak (Konfederacja) pozuje za sceną do zdjęć z sympatykami. Panie pośle, tegoroczny marsz rusza z hasłem: „Miej w opiece naród cały”. Przed kim Matka Boska ma nas chronić? – Przed siłami globalistycznymi, międzynarodowymi organizacjami, które próbują zabrać nam naszą niepodległość, przed międzynarodowymi trybunałami, które reprezentują inne wartości – wylicza. Inne, czyli jakie? Według Bosaka stanęliśmy przed wyborem między chrześcijańską moralnością i prawem naturalnym a pozytywizmem prawnym „bazującym na rozwijanej przez europejską lewicę ideologii praw człowieka”.
Zapytany, czy prawa człowieka to rzeczywiście ideologia, ripostuje: – To jest doktryna. W tej chwili lewica zalicza do praw człowieka prawo do zabijania dzieci, co jest w oczywistej sprzeczności z chrześcijańską etyką. A czy zbieranie podpisów pod projektem „Stop 447” to rzeczywiście palący problem, skoro premier Morawiecki podkreślał, że „nie ma zgody” na wypłatę Żydom jakichkolwiek odszkodowań? Poseł uśmiecha się pod nosem. – Znamy demokrację wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że politycy ulegają presji i często jedno mówią, a drugie robią.
Czytaj także: Jak skrajna prawica gra roszczeniami
Festiwal sympatii dla biało-czerwonej
Organizatorzy przypominają, by „nie nosić transparentów z hasłami zabronionymi prawem” i nie odpalać środków pirotechnicznych. Na niewiele się te przestrogi zdadzą; gdy z głośników płyną takty „Mazurka Dąbrowskiego”, akompaniuje im syk rac i wybuchy petard. Dym jest gęsty jak mleko. Wynurza się z niego „niesłyszący tenor”, czyli znany z „Must be the Music” Oliver Palmer. Zanim zaśpiewa, głos zabiera jego matka: – Gdy byłam w szóstym miesiącu ciąży, wystąpiły problemy kardiologiczne u dziecka. Zaproponowano mi aborcję. Wyszłam z gabinetu. I oto stoi przed nami, śpiewa, żyje, jest! Tłum nagradza ją oklaskami. Głośniejszymi, niż nagrodzi za moment występ syna.
Gdy manifestanci wysłuchują oliverowego „Gdybyś była moja” (cover duetu Bregović & Krawczyk), koło przystanku „Centrum” – poruszenie. Nieco uwagi zgarnia dwóch chłopaków w biało-czerwonych kominiarkach, wspinających się na przystanek, by odpalić race. (Pod wiatą grupka mężczyzn rozlewa do plastikowych kubków żołądkową gorzką).
Bryluje natomiast były poseł Marek Jakubiak, niemogący się opędzić od fanów. – Pan po zdjęcie? – Nie, chciałem zapytać, czy nie skomentowałby pan marszu dla „Polityki”. – Moment, najpierw obowiązki. Jakubiak bierze pod rękę młodego chłopaka. Błysk flesza. – Ja tu przychodzę spotkać się z Polakami. Zresztą – nie tylko Polakami. Tu stoi Meksykanin, przed chwilą rozmawiałem z panami z Berlina, ze Sztokholmu, mijali nas Koreańczycy... Robi się z tego festiwal sympatii dla biało-czerwonej. – Ale symbolem marszu jest zaciśnięta pięść z różańcem, a jego hasłem: „Miej w opiece naród cały”. Przed czym? – Wie pan, jak się rano człowiekowi życzy „dobrego dnia”, to się nie docieka, czego dotyczą te życzenia – karci mnie polityk.
Czytaj także: Komu grozi pięść z różańcem? Bulwersujące logo marszu
Hollywood promuje LGBT
Po występach muzycznych mikrofon przejmują organizatorzy. Bosak przypomina, że 10 lat temu „Gazeta Wyborcza” porównywała narodowców do „szczurów, które schodzą do kanału”. – Zobaczcie, jak się przez tych 10 lat zmieniła Polska. (...) Przez lata dziennikarze i mądre głowy mówiły, że narodowcy potrafią tylko organizować marsze, ale do polityki się nie nadają, nic im nie wychodzi. Po 10 latach znów jesteśmy w Sejmie, jesteśmy silną drużyną, która będzie służyć Polsce. Ktoś skanduje klasyczne: „Chłopak i dziewczyna, normalna rodzina”, jednak zaraz zostaje zagłuszony przez równie klasyczne „Bóg, honor, ojczyzna”.
Pałeczkę przejmuje Ziemowit Przebitkowski (Młodzież Wszechpolska). – Nam zależy na dobru narodu i musimy wysuwać postulaty, które będą kreowały morale narodowe. Takie, które są dobre. Prezes obficie cytuje Dmowskiego, ale większość czasu przeznacza na przestrogę przed LGBT. – Najświętsza Maryja Panna jest w tęczowej aureoli, na paradach równości jest wyśmiewana msza święta, monstrancja jest ubrana w waginę, a aktywiści LGBT sprzedają, za przeproszeniem, cipkomaryjki.
Jeszcze dosadniej wybrzmiewa głos Paula Camerona, kontrowersyjnego psychologa wykluczonego przez Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne za nierzetelność badań. (Według organizatorów: „szykanowanego przez lewicę, marksistów i poprawność polityczną”). – Osoby LGBT mają niewiele dzieci, popełniają więcej przestępstw i chcą mieć kontrolę nad naszymi dziećmi – grzmi. Wina, wskazuje naukowiec, leży po stronie Hollywood i nauczycieli. – Kłamią, że homoseksualizm jest równie zdrowy i wartościowy jak normalny seks. Mówi się, że okaleczenie narządów płciowych zmieni cię na inną płeć.
Czytaj także: Homofobia powoduje stres u osób LGBT
„Muzułmanizm nie jest polski”
Dzieci na oko 10-letnie dzierżą biało-czerwone proporce o starannie wystruganych drzewcach. „Ave, ave, Christus rex” – powtarzają piskliwymi głosami za dorosłymi. O 15:20 marsz rusza Al. Jerozolimskimi przy wtórze pieśni patriotycznych. Dym błyskawicznie zasnuwa pole widzenia, da się wypatrzeć jedynie czerwone ogniska rac. Przez chwilę widzę jeszcze iglicę Pałacu Kultury i Nauki. Wkrótce znika i ona. Mijamy kilka ambulansów i wóz obwieszony transparentem „Stop masowej migracji”. Im bliżej czoła marszu, tym śmielsze hasła. „Transwestyty, kurwy, geje, cała Polska się z was śmieje” – słyszę. Pod podeszwami mam szkło, wypalone race, opróżnione małpki i puste butelki piwa.
W oknach biało-czerwone flagi, ale jedna z nich budzi w zgromadzeniu nerwowość. – Przed nami jest prowokacja. Nie dajmy się sprowokować – krzyczy ktoś przez megafon. Prowokacją okazuje się rozwieszona tuż nad Zarządem Oczyszczania Miasta polska flaga, na którą naniesiono symbole różnych religii i tęczę. Tłum: – Mogliby sobie, kurwa, odpuścić. Tu jest nawet symbol muzułmanizmu, obok naszego krzyża! Ktoś pojawia się na dachu. Unosi ręce w geście zwycięstwa. Zrzuca sztandar, ale ten wciąż smętnie zwisa na jednej lince. „Przetnij sznurek, przetnij sznurek” – podpowiadają maszerujący. Na Al. Jerozolimskich się kotłuje, ludzie chcą „spalić szmatę”.
Czytaj także: Tradycyjne i dosłowne zamiatanie po nacjonanlistach
A co ze śladem węglowym?
Obywateli RP wyniosła spod palmy policja. Gdy docieramy w okolice ronda de Gaulle′a, zamiast „Konstytucji” pojawia się baner „Katów niezłomnych” (wśród kilkunastu zdjęć i nazwisk wyróżniają się Stefan Michnik, Wojciech Jaruzelski i Czesław Kiszczak). Narodowcy otaczają demokratów kordonem sanitarnym, rozpościerając zgniłozielone plandeki i odgradzając ich od Marszu Niepodległości ciężarówkami (za którymi ciasno zbił się zresztą szpaler policji). Wszystko po to, by oszczędzić uczestnikom widoku flag KOD, białych róż i transparentów „Nacjonalizm to nie patriotyzm”. No i dźwięków „Bella Ciao”, hymnu włoskich antyfaszystów z czasów II wojny światowej. Narodowcy próbują go zagłuszyć. „Sodomici, sodomici” – skandują jedni. „Znajdzie się kij na lewacki ryj” – deklarują inni.
Samotnie protestuje młody chłopak trzymający napis: „Przyjdzie taki czas, kiedy Polak Polakowi będzie bratem”. – Jesteśmy podzieleni na wielu różnych płaszczyznach: prawica i lewica, LGBT i hetero, religia i brak religii. To hasło ma zmuszać ludzi do refleksji – mówi mi. Zmusza. Starsza pani rzuca w jego stronę: – To już Polak Polakowi nie jest bratem? Pomieszało ci się w głowie!
Na Moście Poniatowskiego huk nie do opisania. W powietrzu gęsto i czerwono. Mężczyzna w średnim wieku rzuca: – A co ze śladem węglowym? Ziemia płacze, hehe. Płonie unijna flaga. Organizatorzy napominają, by nie korzystać z materiałów pirotechnicznych. Zaraz jednak robi się weselej. „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę” miesza się z „Wczoraj Moskwa, dziś Bruksela suwerenność nam odbiera”, które płynnie przechodzi w spontaniczne „Jebać TVN”. Pod Narodowym starszy pan przypomina transparentem: „Bądź dumny, że jesteś Polakiem. Polska ratunkiem dla ogłupionej Europy”.
Na Błoniach rozprężenie. Ludzie robią sobie zdjęcia z rekonstruktorami w strojach husarii, zamawiają piwo w okolicznych knajpach. Marsz spokojnie dociera do celu. W przeciwieństwie do wrocławskiego (który został, po czterech ostrzeżeniach, rozwiązany z powodu rac i antysemickich haseł). Nie ma zgodności odnośnie do jego liczebności. Organizatorzy mówią o 150 tys. osób, według warszawskiego ratusza – było ich „zaledwie” 47 tys. Szli, nawołując do ogólnonarodowej jedności. Może i słusznie, bo w Warszawie stawiło się tego dnia bardzo wiele Polsk.
Czytaj także: Co zrobić z faszystami? Zdelegalizować? Nie tędy droga