Kiedy wydaje się, że nic gorszego centrum decyzyjne na Nowogrodzkiej już nie zaserwuje, pod nos podstawia nam kolejną brudną bombę. Nominacja Macierewicza, który rozbił wojskowe służby, osłabił armię, ujawnił tajemnice kluczowe dla bezpieczeństwa państwa, ze swoją niejasną przeszłością i prokremlowskimi kontaktami opisanymi przez Tomasza Piątka – jest cynicznym gestem wyniesionym w stratosferę.
Tym większym, że funkcja marszałka seniora otwierającego obrady nowego Sejmu jest honorowa. A to, czego do tej pory „dokonał” na różnych stanowiskach Antoni Macierewicz, z honorem ma niewiele wspólnego. I to właściwie wystarczy, by takiej kandydatury nawet nie rozważać. Tymczasem Jarosław Kaczyński – bo któż by inny, nikt chyba nie ma wątpliwości, kto za tym stoi – zaaprobował ją, a prezydent podpisał, czyli wypełnił misję, do której przywykł.
Kaczyński pokazuje, kto tu rządzi
Można jedynie próbować interpretować to wydarzenie. Jeśli wiązać je z tym, co stało się w poniedziałek, czyli kandydaturami Pawłowicz i Piotrowicza do Trybunału Konstytucyjnego, odnosi się wrażenie, że to oznaka pękania kolejnych tam u „naczelnika państwa”. Zjawisko, które ma bardziej podłoże psychologiczne niż polityczne, a które pokazuje, „kto tu rządzi” i kto może wszystko. Rodzaj pewnego odreagowania po Banasiu. Na zasadzie: „krytykujecie mnie za Banasia, to macie Macierewicza”.
Taka interpretacja nie wyklucza też politycznych kalkulacji „szeregowego posła” z Nowogrodzkiej. Niektórzy zastanawiają się, czy nie jest to przypadkiem zapowiedź nowej odsłony powyborczej operacji pt. „Antoni Macierewicz wychodzi z ukrycia”, co wiązałoby się z objęciem przez niego kolejnego stanowiska. Inni – co brzmi bardziej przekonująco – argumentują, że to raczej nagroda pocieszenia, bo w następnym rządowym rozdaniu były szef MON, skompromitowany niekończącym się „wyjaśnianiem” katastrofy smoleńskiej, nie może liczyć na cokolwiek.
Czytaj także: Jak prezes PiS układa rząd
Rewanż na Andrzeju Dudzie?
Na pewno Kaczyński, pozwalając tytułować się Macierewiczowi „marszałkiem”, wyciąga do niego rękę, pokazując, że w jakimś sensie z nim się liczy. I że nie chce, by Smoleńsk pociągnął skrajnie niepopularnego polityka na sam dół.
Jest jeszcze jedna sprawa, na którą warto zwrócić uwagę – upokorzenie, niejako przy okazji i mimochodem, Andrzeja Dudy. Nie jest przecież tajemnicą, że to prezydent w dużej mierze stał za zeszłoroczną dymisją Macierewicza z funkcji szefa MON. Teraz przyszedł czas na rewanż albo – parząc z innej perspektywy – wyprawienie prezydenta do Canossy. Tym razem toruńskiej, co w perspektywie zbliżających się wyborów głowy państwa pozwala łatwiej zapomnieć nieporozumienia z przeszłości.