Kraj

Piekło i raj

Piekło i raj. Zabójstwo Haniego postawiło RPA u progu wojny domowej

W kwietniu 1993 r., zaopatrzony w pistolet z tłumikiem, Janusz Waluś bestialsko zabija Haniego przed jego domem.

Artykuł w wersji audio

Ciekawe, czy w Marszu Niepodległości znów pojawią się wielbiciele Janusza Walusia, „naszego” mordercy z Afryki Południowej. Kto to taki, dowiadujemy się ze świetnej książki „Nic osobistego. Sprawa Janusza Walusia” pióra Cezarego Łazarewicza, autora m.in. „Żeby nie było śladów” – książki o zabójstwie Grzegorza Przemyka, za którą dostał Nike („nagroda środowiskowa”, jak lekceważąco wyraża się minister Gliński). Nagrody i zaszczyty nie zdemobilizowały autora. Chłopak (tak się wyrażam, bo to nasz dawny kolega redakcyjny, dla seniora wciąż młody) nie spoczął na laurach. Bohaterem, czy może protagonistą, nowej książki jest Janusz Waluś, Polak, który w latach 80. wyjechał do Afryki Południowej, gdzie w 1993 r. z zimną krwią zamordował Chrisa Haniego – przywódcę tamtejszych komunistów, przeciwników apartheidu, jednego z kilku najważniejszych bojowników o równouprawnienie czarnoskórych. Zbrodnia Walusia przypomina zabójstwo pastora Martina Luthera Kinga w USA (1968).

Zabójstwo Haniego, który cieszył się dużym szacunkiem młodzieży, ale i samego Nelsona Mandeli, postawiło kraj u progu wojny domowej, na wybuch której liczył Polak i jego miejscowi mocodawcy, którzy zaopatrzyli go w pistolet etc. Wówczas – liczyli – do akcji wkroczyłoby wojsko i dalsza transformacja zostałaby przekreślona przez wojnę domową. „Wierzyłem, że po śmierci Chrisa Haniego coś się zacznie tu dziać. Murzyni wyjdą na ulice, będą zamieszki, wojsko (…) przejmie władzę, zaprowadzi porządek i skończą się te ustępstwa”. Waluś wierzył, że jest ostatnim ogniwem łańcucha, który ma powstrzymać zmiany w kraju. Czuł się żołnierzem i męczennikiem sprawy. Plan się jednak nie powiódł. Po morderstwie Haniego przywódcy czarnoskórych, z Mandelą na czele, nie dopuścili do rozlewu krwi i utrzymali kurs na reformy, na południowoafrykańską transformację. Waluś i jego sprawa przegrali.

Urodził się w rodzinie właścicieli huty i szlifierni szkła w Polsce. Maturę w Krakowie zdał z trudem, więc dalej się nie kształcił. Pracował przy rozwożeniu szkła i wyrobów huty ojca. Życie miał dostatnie, zapowiadał się na dobrego rajdowca samochodowego. (W Afryce też pracował jako kierowca tirów). Jego starszy brat Witold wyjechał do RPA w 1976 r., Janusz z ojcem pięć lat później. Politycznie w Polsce się nie angażował. (Częste pytanie: dlaczego Waluś nie zrobił „tego” w Polsce?). Zostawia byłą żonę z córeczką i jedzie do brata. Pierwszą bibułę rasistowską i odpowiednie kontakty udostępnia mu Witold. Janusz angażuje się, wpłaca istotną jak na swoje możliwości kwotę na rzecz rasistowskiej fundacji. Tam poznaje jednego z czołowych polityków ultraprawicy antykomunistycznej Clive’a-Derby Lewisa. Walusiowie nie są jedynymi imigrantami z Polski, którzy są przekonani, iż dotarli do raju na ziemi, mają ułatwiony start, pracę, kontakty, tylko wszystko to może się skończyć, gdy czarni i czerwoni dojdą do władzy.

W kwietniu 1993 r., zaopatrzony w pistolet z tłumikiem, Janusz Waluś bestialsko zabija Haniego przed jego domem. Oddaje cztery strzały w głowę i odjeżdża samochodem, którego kolor i numery (z jedną cyfrą pomyloną) zapamiętuje biała sąsiadka, która zawiadamia policję. Waluś zostaje pojmany, osądzony, skazany na karę śmierci (z powodu moratorium na KS oznacza to faktycznie karę dożywotniego więzienia). Kilka lat temu sąd zgodził się na umorzenie reszty kary, ale ostatnie słowo ma minister spraw zagranicznych. Poprzedni minister nie wyraził zgody, obecnie – wraz ze zmianą ministra – nadzieje wśród zwolenników i sympatyków Walusia odżyły. Waluś ma na prawicy w Polsce swoich wielbicieli, którzy uważają go za „ostatniego żołnierza wyklętego”, na różny sposób (listy, pocztówki, prezenty) podtrzymują go na duchu, a sami działają w kraju, np. niosąc odpowiednie transparenty w Marszach Niepodległości, wzywają władze polskie do działania na rzecz uwolnienia Walusia i odesłania go do Polski, gdzie byłby bardziej bezpieczny. W RPA bezpieczny jest tylko w więzieniu. Południowoafrykański minister ma jednak problem. Jak zareagują jego rodacy na zwolnienie zabójcy Haniego, który dla ministra zapewne był bohaterem? Rząd Polski też nie ma lekko. Jak zareaguje społeczeństwo i zagranica, gdy morderca wyląduje w Warszawie? Jak zapewnić mu bezpieczeństwo? Konsternacja murowana.

Wszystko to wiadomo, oczywiście, z książki Cezarego Łazarewicza, którą czyta się jednym tchem. Autor dotarł do każdego i wszędzie – w Polsce i w RPA, do ludzi i do instytucji, a nawet do dziennikarzy zagranicznych, którzy relacjonowali zamach. Z jego relacji Hani jawi się jako stuprocentowy bojownik o prawa czarnoskórych i działacz partii komunistycznej (po rocznym stażu w Moskwie), która była w awangardzie wrogów rasistowskiego systemu. Na „liście celów” (hit list) radykalnej prawicy zajmował trzecie miejsce, pierwszy był Mandela.

Janusz Waluś w książce przedstawiony jest jako człowiek zrównoważony i zdeterminowany, w pełni zdający sobie sprawę z tego, co zrobił. Na procesie milczał, nigdy nie wyraził ubolewania, nie przeprosił, może tylko wykonał gest pod adresem rodziny Haniego, prosząc o wybaczenie, ale i rozumiejąc, że może mu to zostać odmówione. Nie uważa się za rasistę, tylko za antykomunistę. Strzelał do systemu, a nie do rasy. „Być może w polskiej głowie Janusza Walusia fakt, że mój tata był komunistą, był ważniejszy niż to, że był czarny” – notuje Lindiwe, córka Haniego.

Ten ostatni wątek książki jest zaskakujący i subtelnie opisany. Otóż Lindiwe odwiedza Walusia w więzieniu (miała 20 lat, kiedy straciła ojca). Chce zrozumieć jego motywy. Ten przeprasza ją i rodzinę. Nawiązuje się dialog. Życie ich obojga jest na swój sposób połączone. Waluś był ostatnim człowiekiem, który widział jej ojca żywego. „Ten człowiek wyrządził zło, ale z godnością teraz odpokutowuje w więzieniu. Nieoczekiwanie znalazłam w sobie szacunek dla jego stoickiej postawy” – pisze Lindiwe Hani.

Świetna książka o skutkach fanatyzmu.

Politykaokładka - Polityka 45 2019

Polityka 45.2019 (3235) z dnia 05.11.2019; Felietony; s. 103
Oryginalny tytuł tekstu: "Piekło i raj"
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Rozmowa z filozofem, teologiem i byłym nauczycielem religii Cezarym Gawrysiem o tym, że jakość szkolnej katechezy właściwie nigdy nie obchodziła biskupów.

Jakub Halcewicz
03.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną