Kraj

Debata wyborcza w TVP. Sześciu panów wyrecytowało partyjne przekazy

Nad bezpieczeństwem rządzących czuwał organizator i gospodarz debaty, czyli TVP. Nad bezpieczeństwem rządzących czuwał organizator i gospodarz debaty, czyli TVP. Adam Chełstowski / Forum
Wyborcza debata telewizyjna za nami. Pytania zostały tak sformułowane, jakby pisano je na Nowogrodzkiej.

Równie dobrze debata mogłaby się w ogóle nie odbyć, gdyż nie wydarzyło się w jej trakcie absolutnie nic interesującego. Ot, spotkało się sześciu raczej przypadkowo dobranych panów, aby kolejny raz wyrecytować partyjne przekazy. I nawet nie potrafili porządnie się pospierać, przeważnie zresztą zwracali się wprost do odbiorcy po drugiej stronie ekranu. Wedle niezbyt wyrafinowanego schematu, że my jesteśmy super, a tamci do kitu.

Zmarnowana szansa

Szkoda więc zmarnowanej szansy, gdyż prawdziwa debata mogłaby rozruszać tę niemrawą kampanię. Prawdziwa – czyli jaka? Z faktycznymi liderami, możliwością pełnego wyłożenia racji i wchodzenia w interakcje, wspólnie ustalonym zestawem tematów itd. Według słownika PWN debata jest „poważną i długą dyskusją na ważny temat”. Wtorkowe widowisko nie miało z tym nic wspólnego. Było niepoważne, pospieszne i ślizgało się po powierzchni partyjnych narracji. Szkoda czasu.

Stało się tak przede wszystkim za sprawą PiS, który wyraźnie już gra na dowiezienie wyniku do końca meczu i minimalizuje wszelkie czynniki ryzyka. Z oddelegowanym do debatowania figurantem Jackiem Sasinem liderom opozycji nie wypadało debatować, więc i oni posłali dublerów. Za wyjątkiem Władysława Kosiniaka-Kamysza, który przybył osobiście. Co akurat nie było zaskoczeniem, gdyż szef PSL lubi uchodzić za prymusa, a poza tym jego partia walczy o przeżycie.

Czytaj więcej: Jeździmy z PiS po kraju

Pytania pisano na Nowogrodzkiej?

Nad bezpieczeństwem rządzących czuwał też organizator i gospodarz debaty, czyli TVP. Pytania zostały tak sformułowane, jakby pisano je na Nowogrodzkiej. Już w pierwszym, o utrzymanie programu 500 plus, zawarta została czytelna sugestia, że po wyborach pieniądze przestaną wpływać. To główna teza propagandy PiS na ostatnim etapie kampanii. Również pozostałe pytania – o związki partnerskie i prawo do adopcji dzieci przez pary jednopłciowe, proamerykańską politykę zagraniczną, postulat zrównania dopłat dla rolników – współgrały z kampanijnymi przekazami PiS.

W założeniu Sasin miał więc podkreślać epokowe osiągnięcia swego rządu oraz insynuować przeciwnikom niecne zamiary. Tamci zaś – zwłaszcza reprezentujący KO Borys Budka – nieustannie meandrować, wić się i kluczyć. Niespecjalnie to jednak wyszło, gdyż propaganda sukcesu w wykonaniu Sasina okazała się wyjątkowo toporna i pozbawiona wdzięku. Z kolei Budka po prostu recytował oświadczenia, w najmniejszym stopniu nie przejmując się treścią pytań. Zastawionych pułapek dzięki temu uniknął, choć widzom niewiele pewnie zostało w głowach z występu przedstawiciela głównej siły opozycyjnej.

Czytaj więcej: Nie wiesz, na kogo głosować? Sprawdź, do której partii ci najbliżej

Logiczne zwieńczenie kampanii

To samo można powiedzieć o wszystkich pozostałych uczestnikach. Gdyby to oglądał przybysz z obcych stron, nie dowiedziałby się niczego o polskiej polityce, istotnych podziałach, kluczowych emocjach. W tym sensie owa nikomu niepotrzebna debata stanowi całkiem logiczne zwieńczenie mijającej kampanii. W najmniejszym stopniu nieodnoszącej się do tego, co jest stawką tych wyborów, czyli przyszłego modelu ustroju i państwa.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Ukraina przegrywa wojnę na trzech frontach, czwarty nadchodzi. Jak długo tak się jeszcze da

Sytuacja Ukrainy przed trzecią zimą wojny rysuje się znacznie gorzej niż przed pierwszą i drugą. Na porażki w obronie przed napierającą Rosją nakłada się brak zdecydowania Zachodu.

Marek Świerczyński, Polityka Insight
04.11.2024
Reklama