Sztab szykuje, przywódca triumfuje, tłum skanduje
Sztab szykuje, przywódca triumfuje, tłum skanduje. Dlaczego ludzie to lubią?
Hale sportowe, aule, kinoteatry, domy kultury, domy rekolekcyjne, parki miejskie. Wszyscy urządzają przedwyborcze konwencje, ale wszelkie rekordy bije PiS i to konwencje tej partii są modelowe, ze wszystkimi elementami propagandowego show, przemyślaną dramaturgią i kultem przywódcy. Publikowana na stronie tego ugrupowania mapa Polski z zaznaczonymi miejscami „spotkań z wyborcami” wygląda niczym plan dywanowego nalotu na kraj. Niektóre to nomen omen konwencjonalne posiadówki z kandydatami na posłów, lecz im bliżej wyborów, tym więcej tych, podczas których objawia się trójca (chce się powiedzieć – święta): prezes–premier–była premier. Gdzie publiczność zwozi się autokarami, gdzie dają popis nie tylko politycy, ale i spece od widowisk masowych, gdzie sypie się konfetti, gdzie kiełbaskę cateringową rozdają za darmo ku pokrzepieniu.
Dr Jakub Jakubowski, politolog z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, autor analizy „Festiwal, msza, widowisko”, przed kilkoma laty wziął pod politologiczną lupę wydarzenie, które wciąż wydaje się dla kultury politycznej w Polsce przełomowe: 10. rocznicę utworzenia Platformy Obywatelskiej, konwencję z 11 czerwca 2011 r. w hali sportowej Ergo Arena w Gdańsku, największym tego typu obiekcie w Polsce (budżet 300 tys. zł, 13 tys. uczestników, 4 tys. widzów przed telebimami pod halą). Pytany, co się zmieniło od tamtej pory, powiada, że w zasadzie wszystko jest tak samo, tyle że bardziej. Jeszcze większy rozmach, jeszcze większe pieniądze, jeszcze bardziej profesjonalna organizacja, jeszcze większy efekt medialny. A główna zmiana polega na tym, że PiS, zrazu sceptyczne co do mocy tego typu wydarzeń i scenicznego kunsztu liderów, uwierzyło w konwencje. I ma na nie pieniądze. Grube miliony, bo teraz koszty takiej jak ta w Lublinie ludzie z branży szacują na milion, może półtora miliona złotych.