Szesnastoletnia Greta Thunberg. Jej mowa na forum ONZ, a potem twitterowy dialog z Donaldem Trumpem rozgrzał pióra zawodowych i amatorskich komentatorów (w tym hejterów) na całym świecie. W Polsce roztrajkotała się zwłaszcza strona konserwatywna, w tonie patriarchalnej troski – że poszłaby do szkoły smarkula, że sterowana przez wyznawców lewackiej „ideologii klimatyzmu” (podobno jeszcze bardziej zbrodniczej niż „tęczowa zaraza”), a w ogóle gdzie są jej rodzice, bo to przecież biedne, chore dziecko.
Gdyby Greta nie była dotknięta zespołem Aspergera, tą neuronalną odmiennością, gdy wysokiemu poziomowi intelektualnemu towarzyszy prostolinijność i niekonwencjonalność zachowań (trudna niekiedy do akceptacji przez tzw. normalnych ludzi), prawdopodobnie nie zostałaby tym, kim jest. Byłaby zbyt skuta konwencjonalnym rozumieniem tego, co wolno nastolatce, by usiąść samotnie we wrześniu 2018 r. przed gmachem szwedzkiego parlamentu w obronie Ziemi, a teraz rzucić możnym tego świata w oczy: szykujecie naszemu pokoleniu klimatyczne piekło. Tak myśli coraz większa część młodzieży. To sprzeciw wobec pozornego raju zagraconego plastikiem, dławiącego się dymem z węgla i spalinami z ropy; wobec dobrobytu zafoliowanego na supermarketowych tackach. To bunt przeciw edenowi, w którym jedynym sensem stała się wyniszczająca harówka w pogoni za PKB, co umożliwia jeszcze większą produkcję i konsumpcję. To zataczający coraz szersze kręgi rokosz dzieciaków przeciw śmiecionośnej gospodarce, która staje się śmiercionośna. Przeciw stylowi życia, podporządkowanemu chorym, cynicznie rozbudzanym materialnym aspiracjom, drapieżnemu „mieć”.
Nieprawda, że dzieci nie mają głosu. Bunt przeciw niesprawiedliwościom, wzmożenie moralne, alergia na zakłamanie, egoizm, wygodnictwo, krótkowzroczność dorosłych są immanentną cechą wieku adolescencji.