Podwyższenie płacy minimalnej do 3 tys. zł w przyszłym roku i 4 tys. w 2023 r. jest w tej chwili najważniejszym hasłem kampanii partii Jarosława Kaczyńskiego przed wyborami do Sejmu i Senatu. To kluczowy element opowieści o tym, jak prawica w Polsce „buduje polski model państwa dobrobytu”. Ma on przekonać do PiS elektorat, dla którego kwestie ekonomiczne są najistotniejsze. A zarazem utrzymać przy PiS wyborców, którzy zarabiają właśnie tyle lub niewiele więcej.
Czytaj też: Kampania trwa, a sondaże?
Pakiet antyprzedsiębiorczy PiS
Koalicja Obywatelska postanowiła uderzyć w ten kluczowy przekaz PiS. W Sosnowcu w sobotę Małgorzata Kidawa-Błońska mówiła, że nieodpowiedzialne podwyższanie najniższego uposażenia na polityczny rozkaz, bez powiązania go z rachunkiem ekonomicznym, uderzy w dużo większą grupę Polaków – tych, którzy mają już dorobek w pracy, w fachowców, w zarabiających średnią krajową. Duża podwyżka płacy oznacza poważne obciążenie dla przedsiębiorców, a to może za sobą pociągnąć zatrzymanie podwyżek pensji dla innych, obniżki, a być może także zwolnienia.
„Jeżeli rząd będzie wspierał gospodarkę, a nie zajmował się propagandą, płaca minimalna może poszybować nawet do 5 tys. zł i wyżej, ale to musi wynikać ze wzrostu, rachunku ekonomicznego, a nie z rachunku piarowców” – mówiła Kidawa-Błońska.
W przedsiębiorców mogą też uderzyć zmiany w ZUS, a w tej kwestii zapowiedzi PiS są dość niejasne. Wiadomo, że znacząco wzrośnie stawka dla mikrofirm i samozatrudnionych. Nie wiadomo, co będzie ze zniesieniem tzw. limitu 30-krotności składek ZUS, rząd się waha w tej sprawie. PiS odżegnuje się od podwyższenia ZUS dla lepiej zarabiających przedsiębiorców i powiązania ich wysokości z dochodem, ale w tej kwestii także padały już niejednoznaczne deklaracje.
Czytaj także: PiS obiecuje wzrost płacy minimalnej, przedsiębiorcy się burzą
W obronie „ludzi pracy”
Kidawa-Błońska wskazywała też, że państwo trwoni pieniądze, a nie podwyższa wynagrodzeń tych, którzy dla niego pracują. „Wiele kobiet i mężczyzn, którzy naprawdę ciężko pracują, ma za pracodawcę państwo. Co z ich zarobkami? Co z zarobkami pielęgniarek, nauczycielek i nauczycieli, policjantów, policjantek, urzędników? Wasze podwyżki zostały przejedzone” – powiedziała kandydatka na premiera. „Wasze podwyżki to setki limuzyn, których jest więcej niż karetek pogotowia; to prywatne loty, przekręty, nagrody. To wydatki na Polską Fundację Narodową, na farmę trolli, propagandę” – wyliczała.
W ten sposób KO chce wyjść z narożnika, do którego próbował zagonić ją PiS: partii, która broni tylko bogatych przedsiębiorców. Kidawa-Błońska apelowała o szacunek dla pracy i ludzi pracy, którzy sami zarabiają na siebie. Główne ugrupowanie opozycji chce w ten sposób przeformułować polaryzację polityczną w tej kampanii i pokazać, że to ono stoi po stronie osób ciężko pracujących i starających się związać koniec z końcem, nie opierając swojej egzystencji na transferach socjalnych od państwa.
Czytaj także: Jeździmy za PiS po kraju. Co się mówi na spotkaniach?
Między PiS a lewicą
Organizując konwencję w „czerwonym” Sosnowcu, akcentując obronę ludzi pracy i dużą rolę kwestii kobiecych w kampanii, Koalicja Obywatelska jednocześnie rywalizuje z Lewicą. Główna partia opozycji musi bowiem walczyć niejako na dwa fronty: z jednej strony starać się możliwie zbliżyć do poparcia PiS, mobilizując swoich wyborców, z drugiej – nie dopuścić do odpływu elektoratu w stronę lewicowej koalicji.
To właściwie jedyny kierunek na mocno podzielonej już polskiej scenie politycznej, w którym wciąż są możliwe przepływy wyborców. Reszta kampanii będzie się rozgrywała głównie na mobilizację własnych elektoratów.
Interaktywna infografika „Polityki”: Sprawdź kandydatów do Sejmu i Senatu