Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Miłosne trele Morawieckiego do Śląska. Czy wyborcy to kupią?

Mateusz Morawiecki wziął udział w obchodach 39. rocznicy Porozumienia Jastrzębskiego Mateusz Morawiecki wziął udział w obchodach 39. rocznicy Porozumienia Jastrzębskiego Adam Guz / Kancelaria Prezesa RM
Śląsk ponownie musi stać się perłą polskiego przemysłu, polskiego rozwoju gospodarczego – rozmarza się patetycznie Mateusz Morawiecki w każdym zakątku województwa śląskiego. Szczególnie w katowickim okręgu wyborczym, gdzie decyzją swego i naszego prezesa premier został „jedynką”.

Do podziału jest 12 mandatów. W poprzednich wyborach wygrał tutaj PiS (33 proc.) przed PO (28,5 proc.) – obie partie zdobyły po pięć poselskich foteli. Przed czterema laty katowicki okręg nr 31 uważany był za bastion Platformy, którego wcześniejszą lokomotywą był Kazimierz Kutz. Zdobywał regularnie ponad 100 tys. głosów i ciągnął za sobą wszystkich, których do platformianego pociągu dało się doczepić. W tej sytuacji ostatni wynik był bez wątpienia sukcesem PiS.

Dzisiaj byłoby to już za mało. PiS liczy na dodatkowe dwa–trzy mandaty, a dziejową misją Morawieckiego jest zmiażdżenie głosami Borysa Budkę, wiceprzewodniczącego PO i „jedynkę” Koalicji Obywatelskiej. Wyraźne zwycięstwo premiera, który po raz pierwszy poddaje się wyborczej weryfikacji – i to poza Wrocławiem, swoim matecznikiem, i oczywistą, wydawać by się mogło, Warszawą – spotkałoby się z uznaniem w oczach prezesa i przerwało spekulacje: kto premierem po wyborach?

Podziw prezesa to gra warta świeczki. I nie o samego Kaczyńskiego ta gra się toczy – wszak nogami przebierają kolejno Mariusz Błaszczak, Joachim Brudziński i Zbigniew Ziobro. Porażka z Budką – mimo zaangażowanych w kampanię Morawieckiego rządowych sił i środków – nie wróżyłaby premierowi nic dobrego. Mogłaby być początkiem końca.

Czytaj także: Ziobro wojuje z Morawieckim. O co toczy się ta gra?

PiS rozbiera województwo śląskie

Wcześniejsze wycofanie Morawieckiego z Wrocławia wiązało się z sondażami wewnątrzpartyjnymi, które wprawdzie wprowadzały szefa rządu do Sejmu, ale w pojedynku na głosy dawały zwycięstwo „jedynce” KO. Z kolei start w stolicy z drugiego miejsca niechybnie odebrałby głosy liderowi, co nie może wchodzić w tę grę. Prezes zasypia z marzeniem zdobycia stolicy i unicestwienia warszawskich konkurentów.

Wróble ćwierkają, że PiS poprawi swój poprzedni wynik w województwie śląskim. To 4,5 mln mieszkańców, w tym 3,7 mln uprawnionych do głosowania w sześciu okręgach i 55 mandatów poselskich do rozdziału. W opublikowanym na przełomie sierpnia i września sondażu „Dziennika Zachodniego” województwo chce głosować tak: PiS – 45 proc., KO – 34, Lewica – 11, PSL – 3 (ludowcy oceniani byli jeszcze bez Kukiza ′15, który poprzednio miał tu trzeci wynik – prawie 11 proc.). W tym samym sondażu w skali kraju rozkład sympatii był następujący: PiS – 45 proc., KO – 30, Lewica – 11, PSL – 6.

Preferencje w skali województwa nie muszą pokrywać się z sympatiami w katowickim okręgu Morawieckiego. Jak zwykle przed wyborami elektorat okręgu częstochowskiego kuszony jest wskrzeszeniem województwa. Optymizm częstochowian daje PiS kilka plusów. Cztery lata temu poseł Szymon Giżyński, lider partii miasta pod Jasną Górą, obiecał, że jeśli tylko mieszkańcy dobrze wybiorą i PiS będzie miał w Sejmie większość, „to do końca kadencji, czyli 2019 r., przywrócimy województwo częstochowskie”. Jakoś nie poszło. Ale teraz? W trakcie prezentacji śląskich jedynek przed katowickim Spodkiem Giżyński nie pozostawiał cienia przedwyborczych wątpliwości: „Województwo częstochowskie zostało zatwierdzone przez najwyższe czynniki, z prezesem Jarosławem Kaczyńskim włącznie”.

Poszedł więc krok dalej. Przedwyborcze żarty się skończyły, przemówił prezes, a to oznacza, ni mniej, ni więcej: Roma locuta, causa finita. A nawet więcej. Tak więc Częstochowa będzie stolicą odrodzonego za sprawą PiS województwa. Rządzoną przez wraży SLD. Skąd takie przekonanie? Stąd, że na zapowiedź sanacji częstochowskiego, które jest pewne jak dwa razy dwa to... mniej więcej cztery – uszy po sobie położyły pozostałe „jedynki” PiS: Ewa Malik w Sosnowcu, Stanisław Szwed w Bielsku-Białej, Bożena Borys-Szopa w Gliwicach i Bolesław Piecha w Rybniku. Morawieckiego przy tym nie było. Zresztą do tej pory lider katowickiej listy milczy na temat zamysłu prezesa w temacie rozbioru województwa śląskiego.

Prawdą jest bowiem, że częstochowskie, żeby zmartwychwstać, musiałoby objąć przede wszystkim tradycyjne ziemie śląskie wokół Lublińca, ciążący ku Katowicom Myszków, Olesno z górnośląskiej Opolszczyzny, a dodatkowo: Radomsko, Wieluń, także Pajęczno z łódzkiego i Włoszczową ze świętokrzyskiego. Najgłośniejsze i ponadpartyjne protesty rozlegają się z okolic Kielc i Opola. Premier, katowicki przodownik PiS, taktycznie milczy. Bo co też ma powiedzieć? Może nie chce kopać się z koniem, a może wie, że częstochowskie to kolejny tynfa wart przedwyborczy dowcipasek. Czas pokaże.

Czytaj także: Jeździmy z PiS po kraju

Jak bardzo Morawiecki kocha Śląsk

Ma też inne problemy na głowie. W Katowicach nie może być zwykłym primus inter pares, tylko musi wysoko wyrastać ponad wszystkich. Musi być tu, na Śląsku, prymusem nad prymusy. Musi przede wszystkim zmierzyć się ze swoim mistrzem i jego tajemną wiedzą o tym regionie. Prezes nie tak znowu dawno nazwał Śląsk „miejscem wszelkich patologii”, a Ślązaków „zakamuflowaną opcją niemiecką”. Choć czystych Ślązaków w okręgu nr 31 jest już niezbyt wielu, to przecież do serca wzięli gorzkie słowa prezesa przybłędy zza Buga – jak ja, z Małopolski, Podkarpacia, Mazowsza... wszyscy, którzy dziesiątki lat temu pojawili się tutaj za pracą i chlebem. Wielu już czuje jak ja: mieszkam na Śląsku, więc jestem Ślązakiem. Opcja niemiecka w ustach prezesa nie uraża mnie, tylko śmieszy indolencją. Ale premier musi zjeść tę żabę. Jest na widoku, więc nie może jej po cichu wypluć do kieszeni, co mogłoby urazić szefa. Musi udać, że lubi żaby, że ją gładko przełknął i już jej nie ma. Po ptokach. Mówiąc szczerze, nie zazdroszczę, bo nie jest to łatwa strawa. A tylko tak może udowodnić, jak bardzo kocha Śląsk.

Na dodatek to nie jest jedna żaba – to cały z nimi półmisek. Trzeba wszak przykryć wizerunkowo wszystko, co durnego o Śląsku powiedziano. Pierwsza w historii poza Warszawą defilada w Święto Wojska Polskiego i rocznicy wybuchu I powstania śląskiego była frekwencyjnie udana. Także przysięga Wojsk Obrony Terytorialnej w śląskiej ikonie – katowickiej dzielnicy Nikiszowiec. Wprawdzie nieprzychylni władzy eksperci uważają, że przejazd ciężkich niemieckich leopardów przez centrum Katowic naruszył spokój górniczych wyrobisk sprzed dziesiątek i setek lat, co niebawem odczujemy – ale dajmy spokój krakaniom. Wrony zawsze kraczą, a autostrady, ulice, tory kolejowe, domy od zawsze się zapadały i defilady nie mają tu nic do rzeczy, jeśli sparafrazować uczony wywód Wolanda, eksperta od czarnej magii.

Jeżeli jednak pokaz siły naszego wojska i „terytorialsów” (m.in. poniemieckie czołgi i poradzieckie myśliwce i helikoptery) działa na rzecz wizerunku premiera, to już pomysł wyremontowania w gliwickim Bumarze czołgów T-72 wzbudza zdziwienie i podśmiechujki. W tych przedwyborczych dniach premier i minister obrony Mariusz Błaszczak podpisali rządową umowę w tej sprawie. Za prawie 2 mld zł blisko 200 czołgów produkowanych tutaj na radzieckiej licencji gdzieś od połowy lat 70. przystosowanych zostanie do bitew na współczesnym polu walki. I dobrze. Wszak w latach „dekady gierkowskiej” wychwalał je sam I sekretarz KW PZPR w Katowicach Zdzisław Grudzień: „Dadzą popalić Niemcom, bo są lepsze od leopardów!” cieszył się cytowany w książce Michała Smolorza „Cysorz”.

Według marzeń „Cysorza” T-72 miały chłodzić silniki w Renie. Niestety, nie wiedzieć czemu, śmiały przedwyborczy plan liftingu naszego czołgowego złomu jest kontestowany. „Gazeta Wyborcza” cytuje gen. Waldemara Skrzypczaka, który uważa, że T-72 są nieprzydatne na dzisiejszym polu walki. Już w 2008 r. wojskowi kwestionowali sens modernizacji poradzieckich czołgów, a teraz na dodatek uważają, że podjęta decyzja ma charakter wyłącznie polityczny: „Wojskowo nic nie wnosi, służy elektoratowi, a nie zdolności bojowej sił zbrojnych” – uważa generał. Bo Bumar to ważny zakład w regionie, daje pracę 850 osobom.

Czytaj także: MON zmodernizuje mniej czołgów, niż obiecał

Premier wypina piersi do orderów

Gliwicki Bumar to wprawdzie inny okręg wyborczy, ale premier uznał, że taki przykład miłości do Śląska nada się. Drogi – też proszę bardzo. Nie ma umowy na nowe inwestycje, przy której nie byłoby premiera. Przy okazji w jego blasku grzeją się, co jest naturalne, inni kandydaci na posłów z partii PiS. Tak było np. z obwodnicą Raciborza w okręgu rybnickim, która ma kosztować 300 mln zł. Cały splendor z chytrej prezentacji tej przedwyborczej wizji spływa na wystawione klaty premiera i partyjnych towarzyszy. Wyborca nie musi wiedzieć, że połowę pieniędzy dołoży Unia Europejska, a o tę dotację dużo wcześniej wystarały się poprzednie władze miasta i województwa związane z PO. Opozycja o tym przebąkuje, ale nie dość kategorycznie i zbyt nieśmiało. Sztuka szybkiej i celnej riposty nie została wystarczająco przez nią przyswojona. Bo pod jej okiem za przyszłą drogę premier publicznie dziękuje Michałowi Wosiowi, pochodzącemu z Raciborza ministrowi w swojej kancelarii.

Podobnie było z przebudową dróg wojewódzkich wokół Pszczyny w okręgu bielskim i budową nowej nitki drogi do lotniska w Pyrzowicach. Zaplanowano ją lata wcześniej, jeszcze zanim Wojciech Kałuża dał władzę PiS w regionie, a groszem na nią sypie czepialska UE.

Zawsze tak było. Następcy wypinają piersi do orderów za dzieła poprzedników. Ten przyjemny spektakl – przecinania wstęg i strzelania szampańskich korków – popsuła premierowi komisarz Elżbieta Bieńkowska. Pojawiła się na otwarciu 33-kilometrowego odcinka autostrady A1 z Pyrzowic do obrzeży Częstochowy. Jedyny kawałek autostrady oddany do użytku za rządów PiS. Nie dość, że Bieńkowska przyćmiła gwiazdę premiera, to jeszcze palnęła, że to za Tuska i jej rządów podjęte zostały decyzje o budowie tej autostradowej nitki, no i ona sama osobiście wystarała się o pieniądze na nią. Ten pyszny happening pani komisarz stawia pod znakiem zapytania powyższą opinię o werbalnej kondycji opozycji, lecz wiadomo, że nawet kilka jaskółek wiosny nie czyni.

Cztery lata rządów PiS: Gospodarka zwalnia, jest coraz drożej

Trele Morawieckiego do Śląska

Miłosne trele premiera i PiS do Śląska biją na głowę wyznania Romea i Julii. Są wszechobecne i nie do przebicia. Wsparcie remontu szkolnego boiska i dofinansowanie prywatnej szkoły sportowej w Tychach. 3 mln zł dla Górnika Zabrze na boisko treningowe z podgrzewaną murawą. Deszcz rządowych pieniędzy na autobusy i karetki. Premier na katowickiej mecie Tour de Pologne grzmi między wierszami, że program 500 plus pozwolił małym dzieciom dosiąść rowery. Wiadomo wszak, że wcześniej dzieci na rowerach nie jeździły.

W Gliwicach nawiedza najstarszą mieszkankę Śląska, 113-letnią Teklę Juniewicz, a w Rudzie Śląskiej dom seniora, gdzie nie omieszka wspomnieć, także między wierszami, o rządowym wsparciu dla tej i innych tego rodzaju placówek. O tym, że dom ów jest przede wszystkim na garnuszku miasta, zupełnie nie warto wspominać. Na wszelki wypadek władze miasta nie zostały na to spotkanie zaproszone. Mogłyby się wygadać.

Kancelaria premiera informuje skromnie, że szef rządu wraz z prezydentem Katowic Marcinem Krupą „inaugurują budowę” Centrum Himalaizmu im. Jerzego Kukuczki i Centrum Nauki – jeszcze nowocześniejsze i bardziej okazałe od Centrum Kopernika w Warszawie. To wprawdzie tylko listy intencyjne i pieśń przyszłości, ale liczy się przesłanie: Katowice dostaną na inwestycje blisko 400 mln zł.

Także katowickie Święto Policji nie mogło odbyć się bez zaszczytnej, jak podkreślano, obecności premiera. Pochwalił ciężką służbę policjantek i policjantów. Sam uważam, że należy ją docenić – śląski garnizon ma prawie 600 wakatów. To tak jakby w 200-tysięcznym mieście nie było ani jednego policjanta.

Gdy premier zawitał do Żywca w okręgu bielskim, nawiązał do słynnych XV-wiecznych rozbójników Skrzyńskich herbu Łabędź: „PiS też zrobił porządek ze współczesnymi rozbójnikami – mafiami vatowskimi”.

Niebywałą aktywność premiera w każdym zakątku katowickiego okręgu i Śląska w ogóle dostrzega nie tylko telewizja publiczna, ale nawet „Gazeta Parkowa”, bezpłatny organ Parku Śląskiego, wydawany ze środków samorządu wojewódzkiego, kolportowany w sklepach, bibliotekach i na klatkach schodowych. W 100-tysięcznym nakładzie. Cztery zdjęcia Morawieckiego kraszą wywiad na pierwszej i trzeciej stronie. Premier zapewnia w nim, że katowickich wyborców będzie starał się przekonać swoją wiarygodnością. Premier był już niegdyś kolejarzem, pszczelarzem, nowym uczniem w klasie, wprowadzał nasz kraj do Unii Europejskiej – ma doświadczenie.

Czytaj także: Kiedy afery zatapiają władzę

Górnictwo wstało z kolan

A nie będzie z nią (wiarygodnością) łatwo, choćby w środowisku górniczym. Państwowe spółki węglowe wypłaciły w tych dniach swoim pracownikom jednorazowe nagrody – w Polskiej Grupie Górniczej (42 tys. zatrudnionych) od 900 do 1550 zł brutto na pracownika, a w Jastrzębskiej Spółce Węglowej (22 tys. pracowników) od 4,3 tys. do 6,3 tys. zł brutto. To dużo przedwyborczej kiełbasy. Tylko czy ten potężny, wzmocniony rodzinami elektorat będzie pamiętał w stosownym czasie, komu ją zawdzięcza? Może uznać, że mu się po prostu należała.

Podczas siemianowickiego pikniku padły brzemienne w wiarygodność słowa: „Cztery lata temu chciano zamykać kopalnie. My doprowadziliśmy do ich odrodzenia. Dziś są chlubą śląskiego przemysłu”. A wypowiedział je kto? Sam premier na łonie natury i na tle zamkniętej kopalni „Michał”. Krocząc myślą towarzysza „Wiesława”: za PO-PSL górnictwo stało nad przepaścią, ale my zrobiliśmy wielki krok do przodu.

A jak wygląda rzeczywistość? Kiedy w 2015 r. PiS brał władzę po skompromitowanej, szczególnie w górnictwie, ekipie Tuska i Kopacz – to będąca w ruinie Polska produkowała 72 mln ton własnego węgla i importowała 8,3 mln ton. Rok temu nasze kopalnie wydobyły 63 mln ton, a import wyniósł 19,7 mln. W tym 13,4 mln ton z Rosji, z której już cztery lata temu import miał być zablokowany. W tym roku zanosi się na wydobycie 61 mln ton i na pobicie rekordowego wyniku importowego.

Przy okazji gdańskiego protestu Greenpeace wyszło, że kupujemy węgiel nawet na krańcach świata – w Mozambiku. Stąd premiera bombardują podchwytliwe i bezczelne pytania w stylu: skoro nasze górnictwo wstało z kolan, to dlaczego importujemy tyle węgla? Podpowiadam: równe wydobyciu pięciu kopalń! Wiarygodna odpowiedź, udzielona wprawdzie w Łowiczu, brzmiała mniej więcej tak: za coraz większy import odpowiada poprzedni rząd, a przede wszystkim Tusk. Minister energii Tchórzewski odziedziczył górnictwo w dramatycznym stanie. Tyle premier.

Nie wahał się – nie waham się i ja – użyć tego słowa: dramatyczny! I dalej za premierem: brak inwestycji, bankrutujące spółki, brak doinwestowania, trudna sytuacja z pracownikami (rozumiem, że chodzi o podwyżki płac?) i polityka klimatyczna UE – przez to wszystko opłacalność wydobycia jest coraz mniejsza i mniej jest węgla.

Łowiczanie ze zrozumieniem kiwali głowami – i ja też kumam te argumenty. Ważne bowiem są słowa i wiara, że nasze górnictwo wstało z kolan. A rzeczywistość niech sobie skrzeczy. Takie były obietnice i się ziściły. A że górnictwo poderwało się z kolan tak gwałtownie, iż przysiadło w kucki – tak bywa w dynamicznych okresach przemian i wzrostu. Można to nazwać skutkami ubocznymi. Premier wie swoje: „Zachowaliśmy górnictwo, perłę polskiego przemysłu”.

Czytaj także: Patryk Jaki rozpoczął grę, której prezes PiS nie lubi

Magiczny program dla Śląska

W ramach kampanii wyborczej Morawiecki rozdaje na Śląsku pieniądze zapisane kilka lat temu w „Programie dla Śląska”, który ma pochłonąć 55 mld zł. W dużej mierze unijnych – inwestowanych przede wszystkim w nowe gałęzie przemysłu, infrastrukturę i naukę.

Z 85 głównych projektów w realizacji znajduje się 46. Nie sposób ich nie dostrzec, ale: „Spodziewałem się, że kampania w regionie przekształci się w miniserial wyborczy z Mateuszem Morawieckim w roli głównej – powiedział „GW” dr Tomasz Słupik, politolog z Uniwersytetu Śląskiego. – Warto jednak zwrócić uwagę, że ten »magiczny« program dla Śląska, w który wpisuje się astronomiczne kwoty, to w dużej części i tak już zaplanowane wcześniej wydatki. Obiecuje się to, co już zostało kiedyś obiecane lub zapisane”.

„Dziś mówi się o pieniądzach – dodaje Słupik – ale nie o tym, jak uporać się ze strategicznymi wyzwaniami w regionie: depopulacją, smogiem, chylącym się ku końcowi górnictwem. Trwa festiwal obietnic, ale nie ma rozmowy o przyszłości regionu”.

To, że pieniądze działają, ale niekoniecznie na wyobraźnię – pokazał program 500 plus. A przyszłość regionu to abstrakcja. Sam jestem ciekaw, czy Ślązaków, tych starych i nowych, przesiąkniętych wszelkimi patologiami, da się łatwo kupić? Wyświechtana polityczna refleksja każe wierzyć, że kto wygrywa na Śląsku, wygrywa w kraju. Jestem człowiekiem małej wiary, a ta odrobinka, która pozostała, podpowiada, że niekoniecznie musi się to sprawdzić w tych wyborach. Szczególnie w moim okręgu nr 31 – katowickim.

PS Komunikat Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach: „Dzisiaj, 19 września br., Prezes Rady Ministrów Mateusz Morawiecki będzie przebywał z wizytą w województwie śląskim. Program prasowy: godz. 16.00 – udział premiera Mateusza Morawieckiego w konferencji dotyczącej modernizacji szkół – przewidziano wystąpienie dla prasy Prezesa Rady Ministrów. Godz. 18.00 – udział premiera Mateusza Morawieckiego w uroczystej Gali Finałowej Programu ORLEN dla Strażaków – przewidziano wystąpienie Prezesa Rady Ministrów”.

Takich informacji dostaję kilka w tygodniu – mniemam, że to wciąż za mało.

Czytaj także: Festiwal wyborczych obietnic. Kto za to zapłaci?

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną