Kraj

Szefowa Biura Praw Człowieka OBWE dla „Polityki”: Ocenimy wybory w Polsce

Ingibjörg Sólrún Gísladóttir, dyrektorka Biura Praw Człowieka OBWE Ingibjörg Sólrún Gísladóttir, dyrektorka Biura Praw Człowieka OBWE
Zbadamy bezstronność mediów, procedurę rejestracji komitetów i list kandydatów, działalność administracji wyborczej i samo głosowanie. Prawdopodobne ocenimy też procedurę orzekania o ważności wyborów – mówi „Polityce” Ingibjörg Sólrún Gísladóttir, dyrektorka Biura Praw Człowieka OBWE.

EWA SIEDLECKA: – W październiku wybory parlamentarne w Polsce. Biuro Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka OBWE będzie je obserwować. Nie niepokoi pani, że o ważności wyborów orzeknie Izba Kontroli Nadzwyczajnej Sądu Najwyższego, której legalność jest kwestionowana?
INGIBJÖRG SÓLRÚN GÍSLADÓTTIR: – Za wcześnie na takie oceny. Odniesiemy się do tego publicznie tuż po wyborach i opublikujemy nasze rekomendacje kilka tygodni później. Wybory są kluczowym elementem demokracji i dlatego jest tak ważne, by ten proces był uczciwy. Nasza metodologia uwzględnia ocenę sytuacji przed, w trakcie i po wyborach, począwszy od ustawodawstwa, przez realizację procedur. Badamy bezstronność mediów i równy dostęp do nich, procedurę rejestracji komitetów i list kandydatów, działalność administracji wyborczej i sam przebieg głosowania. Prawdopodobnie ocenimy także procedurę orzekania o ważności wyborów, bo badamy cały ich przebieg.

Od 1996 r. przeprowadziliśmy 360 obserwacji wyborów w różnych krajach. Jeszcze nie było wyborów idealnych, bez żadnych niedociągnięć. Naszym celem jest ocena i wskazywanie wad, ale przede wszystkim wspieranie rzetelnego procesu wyborczego. Dlatego wydajemy rekomendacje.

Państwowa Komisja Wyborcza, do tej pory składająca się z sędziów wskazanych przez prezesów najważniejszych sądów, od następnych wyborów będzie wybierana przez polityków. Czy ta zmiana ma znaczenie dla procesu wyborczego?
Nie oceniamy systemów wyborczych samych w sobie: jaki jest lepszy, jaki gorszy. Są różne. Najważniejsza jest bezstronność osób zasiadających w centralnych organach wyborczych. To, że nominacja do takiego ciała jest polityczna, nie oznacza automatycznie naruszenia standardów międzynarodowych. Ważne, żeby jego skład był profesjonalny i zrównoważony.

Czytaj też: Czy PiS próbuje się zabezpieczyć przed oddaniem władzy?

Za mało kobiet na listach wyborczych

Komitety wyborcze ogłosiły „jedynki”, czyli tzw. miejsca biorące. Na listach Lewicy i Koalicji Obywatelskiej kobiety stanowią ok. 40 proc. W przypadku PiS – ok. 20 proc. Czy taki wynik jest satysfakcjonujący z punktu widzenia promowania udziału kobiet w polityce?
20 proc. to stanowczo za mało. Standardy minimalne to jedna trzecia, ale to też mało, bo kobiety stanowią połowę społeczeństwa i listy powinny to odzwierciedlać. W tym kierunku powinniśmy zmierzać. Historia pokazała, że kwoty działają, pomagają kobietom wejść do polityki.

Przydałaby się akcja afirmatywna?
Tak, taka akcja byłaby nie tylko dopuszczalna, ale i pożądana. Według mnie partie powinny zapewnić kobietom minimum 40 proc. miejsc „biorących”. Z badań wynika, że ok. 57 proc. parlamentarzystek doświadczyło seksistowskiej mowy nienawiści, dlatego obawia się udziału w życiu politycznym.

W czasach internetu, handlu danymi, profilowania i targetowania, fake newsów, wynajmowania armii trolli i botów obywatele są tak zmanipulowani, że ich wybór przestaje być świadomy, a więc wolny. Czy można dziś jeszcze mówić o wolności wyborów?
Ta sprawa budzi nasze duże zaniepokojenie. Zawsze dużo uwagi poświęcamy roli mediów. Ale monitorowanie mediów społecznościowych jest bardziej złożone niż mediów klasycznych. Oczywiście social media mają swoje dobre strony. Pomagają politykom i partiom dotrzeć z postulatami do grup słabszych, zmarginalizowanych. Z drugiej strony są narzędziem do atakowania, manipulacji. Jesteśmy w trakcie tworzenia metodologii obserwacji tych zjawisk.

Czy dopuszczalne jest, by komitet w ramach kampanii wynajmował trolli, płacił za tworzenie botów oraz generowanie fake newsów?
To jest nie do zaakceptowania. Zawsze podkreślamy, że wyborcy powinni wiedzieć, skąd pochodzi dana informacja, aby móc podjąć świadomą decyzję.

Czytaj też: PiS najwyraźniej sądzi, że będzie rządził dalej

Będziemy walczyć z wykluczaniem

Czy sprawa ugrupowań skrajnych, przestępstw z nienawiści to problem na całym obszarze działania OBWE?
OBWE składa się z 57 krajów, od USA i Kanady, przez zachodnią Europę, do Azji Centralnej. Wszędzie dostrzegamy wzrost nietolerancji i liczby nienawistnych ataków, co wiąże się z rosnącymi podziałami i polaryzacją społeczeństw. Sam fakt, że mowy nienawiści w życiu publicznym jest coraz więcej, jest alarmujący, bo to może być pierwszy krok do przestępstw tak motywowanych. Co do przestępstw – trudno powiedzieć, czy realnie wzrosła ich liczba, bo jest dużo dziur w naszych danych: z jednej strony zbyt mało przestępstw z nienawiści jest oficjalnie rejestrowanych, z drugiej wiele z nich nie jest nawet zgłaszanych policji. Z danych, które zebrały organizacje pozarządowe w Polsce, wiemy, że wciąż stanowi to u was problem. W przeszłości polskie władze zwróciły się do nas o radę, jak rozpoznawać i zwalczać przestępstwa z nienawiści. Widzimy, że wiele z tych wysiłków nie przyniosło efektu w życiu codziennym, a to właśnie na ulicy do tych przestępstw dochodzi.

Obserwujemy, że pewne grupy społeczne zaczynają być nazywane wrogami społecznymi, wrogami narodu. Często jest to inicjowane przez polityków i podchwytywane przez inne grupy. To zaś prowadzi do wzrostu podziałów i przemocy. To nie jest nowość, podobnie działo się w przeszłości, ale nie znaczy to, że zjawisko jest mniej przerażające. Będziemy z nim walczyć. Wraz ze wzrostem skłonności do populizmu wzrasta skłonność do atakowania grup, które są stygmatyzowane i marginalizowane. Takich, które nie mają wystarczającej sieci wsparcia, dość siły, aby bronić się przed atakami.

Prawom człowieka zarzuca się od jakiegoś czasu, że służą faworyzowaniu grup mniejszościowych kosztem większości.
Absolutnie nie! Prawa człowieka są dla wszystkich i nie działają tak, że gdy jakieś marginalizowane grupy coś zyskują, to inne coś tracą. Tu nie ma przegranych – na równości zyskują wszyscy.

Kilkanaście samorządów w Polsce przyjęło deklaracje, że są „strefą wolną od LGBT”. Nie wiadomo, co to miałoby oznaczać. Jak pani to ocenia?
Wszyscy jesteśmy równi i wszyscy jako obywatele mamy prawo być w tym czy innym miejscu. Mamy wolność poruszania się, wolność zgromadzeń i inne prawa człowieka. Nie można kogoś wykluczyć z przebywania na jakimś terenie z jakiegokolwiek powodu: rasy, płci czy orientacji seksualnej.

Interaktywna infografika „Polityki”: Sprawdź kandydatów do Sejmu i Senatu

Sytuacja w Polsce wciąż nas niepokoi

W jakim miejscu jest ruch feministyczny w Polsce?
Trudno to zmierzyć. Ja jestem dumna z Islandii, uważam, że jest liderem, jeśli chodzi o równość płci. Miałam 20 lat, kiedy zaangażowałam się w ruch kobiecy. W 1975 r. odbył się na Islandii strajk kobiet – wyszłyśmy na ulice, by pokazać, że kobiety są ważne dla gospodarki. Byłam jedną z założycielek Partii Kobiet w 1982 r. Dziś nawet politycy, którzy nie wspierali ruchów feministycznych, nazywają siebie feministami. Postęp nie bierze się sam z siebie. Wymaga długiej walki. Żeby nastąpiła zmiana, musi się w społeczeństwie pojawić zrozumienie, że równość jest warunkiem rozwoju we wszystkich dziedzinach życia. Odnoszę wrażenie, że w Polsce wciąż brakuje świadomości, że równość przynosi korzyści wszystkim: kobietom i mężczyznom.

Jak oceniacie zmiany w polskim wymiarze sprawiedliwości?
Byliśmy poproszeni o opinię w sprawie projektów zmian w ustawach o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Wyraziliśmy zaniepokojenie, głównie wzrostem władzy wykonawczej nad sądowniczą. Postrzegamy te ustawy jako zagrożenie dla niezależności sądownictwa, dla podziału i równowagi władz. Od tego czasu ustawy weszły w życie, zaczęły funkcjonować – i nasze zaniepokojenie nie ustało. Większość zastrzeżeń pozostaje aktualna.

Czy demokracja na świecie jest w kryzysie?
Bez wątpienia przechodzi trudny okres. W czasie całej swojej działalności widzę stałe zagrożenia dla demokracji i praworządności, a zatem dla naszych społeczeństw. Na przykład to, że prawa kobiet wciąż nie są postrzegane jako prawa człowieka. A możemy być pewni jednego – nie ma demokracji bez praw człowieka. Zarówno demokracja, jak i prawa człowieka to fundamenty współczesnego świata. Kiedy w 1991 r. powstało ODIHR, powszechna była niesamowita atmosfera optymizmu, poczucie nadziei i szansy, że wszystko idzie w dobrym kierunku – rozwoju praw człowieka i demokracji. Teraz wydaje się, że zmiany odwróciły bieg.

Co robić? Myślę, że trzymać się optymizmu, wierzyć w słuszność naszych wartości i działać na ich rzecz. Wiele spraw w historii wydawało się niemożliwych czy straconych – a jednak optymizmem i dozą uporu udawało się je wywalczyć.

Czytaj też: „Brat bez brata”. Czyli jak działa demiurg Kaczyński

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną