Gdzie się nie obejrzeć, tam baner wyborczy. Takie są prawa kampanii. Podobnie jak przed wyborami samorządowymi i w eurokampanii, tak i teraz łatwo zauważyć, że w promowaniu swoich wizerunków i haseł na ogrodzeniach przodują kandydaci PiS. Proszą o wsparcie w mediach społecznościowych, zachęcają sympatyków do udostępniania miejsca na płotach. Adam Bielan, który powiesił setki banerów przed majowymi eurowyborami, przyznał w rozmowie z dziennikarzami: „To efekt pracy naszych lokalnych działaczy. Nie płacimy za umieszczenie reklam, dlatego cieszy mnie, że tyle osób zgadza się na rozmieszczenie naszych materiałów”.
W zeszłym roku PiS przeforsował zmiany w Kodeksie wyborczym, dzięki którym komitety nie muszą już płacić za udostępnienie przez osoby prywatne miejsca do ekspozycji banerów. Jednak w sprawozdaniu finansowym składanym do PKW komitety wyborcze są zobowiązane ujawnić – w specjalnej rubryce – wartość wszystkich nieodpłatnych świadczeń, które przyjęły. PiS w dotyczących wyborów do PE dokumentach finansowych złożonych w PKW w rubryce wpisał 0 (!). Tyle samo w sprawozdaniu z wyborów samorządowych. Koalicja Europejska wyceniła wartość wykonanej na jej rzecz nieodpłatnej pracy – w tym darmowe miejsca na banery – na 348 tys. zł. PKW zapytała więc pełnomocnika finansowego PiS, czy rzeczywiście partia nie korzystała z darmowych miejsc do ekspozycji plakatów. I dostała oficjalną odpowiedź, że nie. Jednak Bielan wprost przyznał, że było inaczej. Wszystko wskazuje więc na to, że PiS nie dopełnił obowiązku i nie wycenił wartości miejsc, na których wyeksponowało swoje plakaty. PKW twierdzi jednak, że nie ma narzędzi, aby po kampanii udowodnić, że partia Kaczyńskiego prawo złamała.
Dlaczego to ważne, aby komitety ujawniały wartość nieodpłatnej pomocy, którą przyjmują w kampanii?