Dowcip z minionych czasów. Jak się macie, towarzysze kołchoźnicy? – zażartował tow. Chruszczow. Znakomicie – zażartowali kołchoźnicy (dla niewiedzących – Chruszczow był I sekretarzem Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego w latach 1953–64, a kołchoźnicy to pracujący w państwowych gospodarstwach rolnych).
Żart skojarzył mi się z wypowiedzią p. Mike′a Pence′a, wiceprezydenta USA: „Rozmawialiśmy o niezależności sądownictwa, ale też o praworządności. Powiedziałem prezydentowi Dudzie, że jesteśmy wdzięczni za jego zaangażowanie we wzmacnianiu podstaw praworządności w Polsce. Jest to właściwe, sprawiedliwe, ale jest to również najszybsza droga, aby zachęcić zagranicznych inwestorów, aby zainwestowali właśnie w Polsce. Cieszę się, że będą podejmowane dalsze kroki, by wzmocnić niezawisłość sędziów. Uważamy, że leży to w interesie polskiego narodu, ale również w interesie relacji między USA i Polską. (...) Dzięki przywództwu prezydentów Donalda Trumpa i Andrzeja Dudy sojusz Stanów Zjednoczonych i Polski jest silniejszy niż kiedykolwiek”.
Czytaj także: Amerykanie przyjechali do Warszawy jak po swoje
Polska służy Ameryce
Intencje p. Pence′a są w tym kontekście mało istotne, natomiast jego słowa wyglądają na żart z obiektywnego punktu widzenia. Pan Duda był chyba tak zdziwiony, że nie odpowiedział na uwagi o jego przywództwie i działaniach na rzecz wzmacniania podstaw praworządności w Polsce, ale jego mina wskazywała, że poczuł się znakomicie, aczkolwiek bardziej adekwatny byłby żartobliwy wyraz twarzy.
Trzeba jednak zauważyć, że p. Pence potraktował na serio przynajmniej jedną kwestię, mianowicie dotyczącą najszybszej drogi zagranicznego inwestowania w Polsce. Ponoć załatwił, że Polska zrezygnuje z opodatkowania gigantycznych korporacji (głównie z amerykańskim kapitałem), np. Amazonu czy Google. Wpływy z tego podatku miały finansować rozmaite socjalne piątki i szóstki, wymyślane (jak z rękawa, ostatnio 7 września – Lec: „Dmą w róg obfitości, musi być pusty”) przez p. Kaczyńskiego i p. Morawieckiego. Nietrudno zgadnąć, kto zastąpi wspomniane korporacje w dostarczaniu przychodów dla budżetu państwa.
Czytaj także: Do czego nam potrzebni Amerykanie?
Prokuratura służy Ziobrze
Tak się akurat złożyło, że zachwyty gościa z Ameryki miały miejsce w czasie rozwoju tajfunu Emilia (może tego nie zauważył, bo sercem był tam, gdzie wieje Dorian), przechwałek (popartych przez p. Mularczyka, Zybertowicza i innych czynowników tzw. dobrej zmiany) p. Ziobry, że jego działania w sprawie afery są wręcz modelowe, ujawnienia coraz to nowych hejtokanałów, także w TVP, czy dziwnej opieszałości prokuratury ws. „Piebiak Gate” (pomijam dalsze liczne przykłady).
Rzeczony minister daje do zrozumienia, że nie ma żadnego powodu, aby złożył dymisję (dobry żart w państwie prawa), oraz zapewnia, że wyłączy się z nadzoru nad postępowaniem w sprawie Herszta i jego żołnierzy, aby było ono bezstronne. To iście paradny argument, zważywszy że p. Ziobro jest nadal oskarżycielem posiłkowym w procesie związanym ze śmiercią jego ojca – nie znalazł powodu, aby wyłączyć się z tej sprawy.
Do tego postępowania przyłączył się prokurator – na pewno całkowicie spontanicznie. W trakcie rozprawy oświadczył, że jest zmuszony złożyć wniosek. Sędzia zapytała, czy jest zmuszony, czy składa – oskarżyciel zgodził się z tym drugim, ale czy pierwsza wypowiedź była tylko pomyłką?
Gdy tzw. dobrozmieńcy słyszą pytanie, dlaczego p. Kaczyński nie został jeszcze (od siedmiu miesięcy) przesłuchany w sprawie wież przy ul. Srebrnej, wybuchają serdecznym śmiechem. I słusznie, bo reprezentują tzw. prawdziwą praworządność, a gdy zwraca im się uwagę na ulokowanie (niezgodne z protokołem dyplomatycznym) Zwykłego Posła w środku pierwszego rzędu w trakcie uroczystości upamiętniającej rocznicę wybuchu II wojny światowej, podkreślają, że to Prezes Rządzącej Partii. Co ci przypomina widok znajomy ten?
Okazuje się, że Srebrny Developer korespondował z Małą Emi. Czynownicy tzw. dobrej zmiany przekonują, że to nic dziwnego, bo uczynił to jako poseł właśnie, i zapewniają, że ma w zwyczaju reagować na każdą sprawę, która wpływa do jego biura (są ich ponoć tysiące). Troska Zwykłego Posła o p. Emilię może być efektem czystego przypadku, aczkolwiek przypominam, że w dialektyce leżącej u podstaw tzw. dobrej zmiany konieczność toruje sobie drogę przez przypadki. Ale teraz wiadomo, dlaczego p. Kaczyński nie spotkał się z niepełnosprawnymi, którzy prosili go o interwencję. Nie miał czasu, a może uznał, że rzecz nie przeszła przez dziennik podawczy jego biura poselskiego?
Czytaj także: Prokuratura Ziobry chce rządzić w sądzie
Sędziowie się buntują, hejterzy pracują
Jedna z sędzi (p. Bator-Ciesielska) odmówiła orzekania z p. Radzikiem, argumentując, że podejrzenia o jego udziale w „Kasta Gate” są bardzo poważne, i jeśli się potwierdzą, to dyskryminują go jako sędziego – jako przewodnicząca składu sądzącego odroczyła rozprawę. Pan Radzik zawrzał oburzeniem i zarzucił p. Bator-Ciesielskiej przekroczenie kompetencji. Jest on zastępcą rzecznika dyscyplinarnego sędziów powszechnych z nadania tzw. dobrej zmiany. Już odznaczył się udziałem w postępowaniach dyscyplinarnych wobec sędziów protestujących przeciwko reformom sądownictwa.
Teraz zwraca się do p. Ziobry i KRS o zainicjowanie stosownych kroków wobec p. Bator-Ciesielskiej. Ciekawe, co uczynią adresaci wniosków p. Radzika. Czy p. Ziobro się wyłączy? Czy p. Mazur i jego koledzy udanie oddzielą fikcje od faktów? Nie wykluczam, że stanowisko p. Bator-Ciesielskiej zostanie uznane za przejaw kastowego fikcjonalizmu, a p. Radzika – za zgodne z faktami. Pan Mitera na pewno znajdzie stosowne wyjaśnienie, aczkolwiek będzie ubolewał nad zaistniałą sytuacją, powiadając, że sam żałuje rzeczonego konfliktu, ale – i w tym ma rację – służba nie drużba.
Tak czy inaczej kazus Bator-Ciesielska vs. Radzik jest o tyle optymistyczny, że zaświadcza o walce sędziów o niezawisłość (zwyczajną, nie „prawdziwą”). Wynik nie jest przesądzony m.in. z uwagi na wieści, że sędziowie uwikłani w „Kasta Gate” wracają do orzekania, np. p. Piebiak został już przydzielony (przez jednego z nominatów p. Ziobry) do wydziału gospodarczego, ale do 30 listopada wykorzystuje urlop wypoczynkowy – słusznie, bo napracował się ponad miarę, więc winien nabrać sił do realizowania dalszych zadań, np. wzywania „Wy***aj” (niewykluczone, że w nieco grzeczniejszej formie), skierowanego do tych wszystkich, którzy nie popierają modelowych rozwiązań p. Ziobry.
Na razie trwają prace przygotowawcze, ale nie jest wykluczone, że p. Duda ma jeszcze coś do przywódczego zrobienia (tj. podpisanie ustawy) dla zapewnienia prawdziwej niezawisłości sądów i okiełznania wiadomej kasty. Nawiasem mówiąc, p. Ziobro ma nowe wytłumaczenie – nie on nominował p. Piebiaka, a poznał go dopiero po objęciu władzy przez tzw. dobrą zmianę. Jasne jak słońce i proste jak parasol.
Ewa Siedlecka: Sędziowskie „non possumus”
Polska niczym Szwecja i Tajwan
Grzechem fundamentalnym gospodarki socjalistycznej (w sensie radzieckim) było jej podporządkowanie polityce i ideologii. Rychło się okazało, że powoduje to stagnację ekonomiczną, dodatkowo potęgowaną chorobliwą podejrzliwością wobec wszelkich kontaktów z tzw. Zachodem. Nie było wyboru, ZSRR i inne kraje socjalistyczne musiały zdecydować się na daleko idącą autarkię gospodarczą.
Jednym z jej skutków była propaganda przekonująca, że „jesteśmy” lepsi w każdej dziedzinie, więcej produkujemy, zwłaszcza w przemyśle ciężkim, „nasze” krowy dają więcej mleka, „nasze pola” są bardziej żyzne, a końcu rośniemy w siłę i ludziom żyje się lepiej. Gdy drastycznie podniesiono ceny żywności w grudniu 1970 r. (tragiczne wydarzenia na wybrzeżu były spowodowane protestem z tego właśnie powodu), nastroje łagodzono absurdalną wiadomością, że np. potaniały parowozy.
Obecna Polska, jako członek Unii Europejskiej, nie jest autarkiczna i nie może być taka. Niemniej propaganda jakby nawiązywała do wzorów sprzed pół wieku. Ciągle mowa o renacjonalizacji przemysłu i handlu, ale bardziej frapujące są kalki haseł o „nas” jako o potędze.
Całkiem niedawno p. Morawiecki z dumą objawił, że przegoniliśmy Szwecję w PKB na głowę i już zbliżamy się do Tajwanu. O Szwecji już prawiła p. Szydło jakieś dwa lata temu, ale przypomniano jej, że Polska jest czterokrotnie ludniejsza od Szwecji i ma znacznie większy produkt globalny, natomiast Tajwan jest oryginalnym pomysłem p. Morawieckiego.
Dlaczego Szwecja i Tajwan? Odpowiedź jest prosta – wystarczy rzut oka na stosowne rankingi. Te właśnie kraje są tuż przed Polską, a skoro tak, to bębnienie o tym, że jeden wyprzedziliśmy, a drugi doganiamy, jest chwytliwe i może sprawić, że ciemny lud to kupi. Prawda zaś jest taka, że z ekonomicznego punktu widzenia PKB nie ma większego znaczenia dla poziomu życia, o ile nie koreluje z zarobkami i pakietem usług, np. zdrowotnych. Pan Morawiecki oznajmia: „Mam nadzieję, że za kilkanaście lat dogonimy bogate kraju Zachodu”, ale na razie rzecz zasadza się tylko w obietnicach.
Czytaj także: Morawiecki człowiekiem roku, czyli do czterech razy sztuka
PiS o krok od przepaści
O zagrożeniach dla budżetu państwa z powodu braku pokrycia finansowego dla szaleństw socjalnych tzw. dobrej zmiany, o kryzysie w służbie zdrowia i edukacji (p. Piontkowski ma nadzieję, że podwyżki dla nauczycieli, owszem, będą, ale później) pisałem wielokrotnie, więc nie będę się powtarzał. Nowości w tej dziedzinie zdarzają się niemal codziennie, np. ropa drożeje na rynkach światowych, ale benzyna w Polsce tanieje – kolejny przykład kiełbasy przedwyborczej, ale po elekcji ceny gwałtownie wzrosną.
A jeśli już jakiś aktywista Zjednoczonej Prawicy zdecyduje się na przyznanie, że występują jakieś trudności, to dodaje, że są przejściowe (jak PRL), że to wina poprzedników (na ogół Tuska – dawniej oskarżano Polskę przedwrześniową), natomiast ta władza ma prawo szczycić się sukcesami, a nie trudnościami (tak prawiono za Gierka). „Nasi poprzednicy” tolerowali aferę paliwową, mafię vatowską, Amber Gold i wiele innych okropieństw. I przypomina się kolejny stary dowcip, którego adaptacja jest taka: „III RP pod rządami naszych poprzedników stała na skraju przepaści, a myśmy zrobili krok naprzód”.
Oczywiście nie ma idealnych rozwiązań gospodarczych i neoliberalny system po 1989 r. miał wiele wad. Wszelako rezerwy finansowe dostępne w 2014 r. pozwoliły na programy socjalne w ostatnich czterech latach. Wygląda na to, że tzw. dobra zmiana jest na skraju przepaści i szykuje się nie tyle do kroku naprzód, ile skoku. Wyborco, pamiętaj, że ryzyko tego jest zbyt duże, aby je zaakceptować. Jak rzekł de Tocqueville: „Demokracja kończy się wtedy, gdy rząd zauważy, że może przekupić ludzi za ich własne pieniądze”.
Joanna Solska: Dlaczego jest coraz drożej?
Pegasus użyty, Pegasus nadużyty
CBA wydało takie oświadczenie w związku z domniemanym kupnem systemu Pegasus (może służyć do masowej inwigilacji): „Centralne Biuro Antykorupcyjne prowadzi swoje działania w oparciu o przepisy polskiego prawa. Kontrola operacyjna jest prowadzona w uzasadnionych i opisanych prawem przypadkach, po uzyskaniu zgody Prokuratura Generalnego i wydaniu postanowienia przez sąd. (...) [Biuro] nie zakupiło żadnego systemu masowej inwigilacji Polaków”.
Ostatnie zdanie jest bezsprzecznie prawdziwe – ten system nie nazywa się „Do Masowej Inwigilacji Polaków”, ale Pegasus. Pan Kamiński, szef służb specjalnych, w tym CBA, i nowy minister spraw wewnętrznych i administracji, miał niejakie kłopoty z prawem, od których uchroniło go przywódcze ułaskawianie przez p. Dudę. Powoływanie się na prokuratura generalnego w osobie p. Ziobry nie wygląda zbyt poważnie, zważywszy na jego rozumienie państwa prawa.
Wszystko jednak wyjaśnił p. Sasin: „Jak ktoś nie ma nic do ukrycia, to się nie ma czego obawiać”. Urocze – dokładnie tak samo mówiono po wprowadzeniu stanu wojennego w 1981 r. To oczywiste, że służby specjalne inwigilują i od tego są, aby to czynić w imię bezpieczeństwa państwa i jego obywateli. Jest to często działalność na pograniczu legalności i nikt nie ma o to pretensji, o ile nie są przekraczane pewne granice – jeśli służby przesadzą, ponoszą za to odpowiedzialność. Dzieje p. Kamińskiego, p. Ziobry oraz ich odpowiedzialności nie nastrajają optymistycznie – trudno przypuszczać, że jeśli Pegasus zostanie użyty, nie będzie nadużyty.
Piotr Pytlakowski: Wszystkie twarze Mariusza Kamińskiego
A policja służy Kamińskiemu
Pan Kamiński odebrał p. Zielińskiemu kontrolę nad policją i w ten sposób bezpośrednio zarządza już wszystkimi służbami wewnętrznymi, nie tylko specjalnymi. Pana Zielińskiego nie ma co żałować, bo jest postacią operetkową, biorąc pod uwagę, do czego używał policjantów, np. do noszenia nad nim parasola i malowania klombów.
Nie wiadomo, jakie zadania będzie spełniać policja pod bezpośrednią komendą p. Kamińskiego, ale przypuszczalnie nie tylko dotyczące bezpieczeństwa Polaków. W wakacje zginęło na polskich drogach ponad 660 (najwięcej w historii w czasie pokoju) osób, a 11 tys. zostało rannych. 14 sierpnia (czyli tuż przed długim weekendem) wracaliśmy znad morza. Już rano usłyszeliśmy informację, że policja będzie prowadziła szeroką akcję „Bezpieczna droga”. Przejechaliśmy 700 km i spotkaliśmy jeden (powtarzam: jeden) patrol policyjny. Był to bodaj pierwszy dzień urzędowania p. Kamińskiego jako szefa MSWiA. Ciekawy zbieg okoliczności, może nieprzypadkowy.
Fakt, 7 września 5 tys. kulsonów (pardon, stróżów porządku publicznego) miało prowadzić kaskadowy pomiar prędkości i wymierzać mandaty. Pan Kamiński stawia na akcyjność jak jego poprzednicy sprzed z górą 30 lat, ale niewykluczone, że istotnym codziennym zadaniem policjantów będzie współpraca przy obsłudze Pegasusa i np. wspomaganie trójek klasowych (przypominają tzw. stachanowskie) organizowanych przez Ordo Iuris i sprawdzających, czy w szkole nie ma nielegalnych lekcji o seksie.
Czytaj także: Syn Mariusza Kamińskiego dostał intratną posadę
Andrzej Duda opowiada anegdotę
Pan Duda opowiedział ostatnio anegdotę. Otóż jakiś czas temu p. Błaszczak żalił się, że nie ma pieniędzy na program modernizacji policji. I zwrócił się do p. Dudy: „Jakbyś tak na tym Święcie Policji powiedział, że będzie taki program modernizacji, bo jak powiesz, to już będzie musiał być”. Prezydent na to: „No i ja rzeczywiście powiedziałem. No i jest”.
Pan Duda nie mógł pohamować śmiechu już w trakcie opowiadania tej wybornej historyjki i jego radocha na końcu chyba przejdzie do historii. Wszelako nie wiadomo, co faktycznie jest: czy tylko program, czy także kasa na jego realizację.
Jak jest? „Znakomicie” – zażartował p. Duda, jak niegdyś kołchoźnicy. Lepiej byłoby powiedzieć za Gogolem (mała adaptacja cytatu): „Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się powinniście śmiać”. Możesz to sprawić, wyborco, byle nie za późno – 13 października 2019 r. jest w sam raz, aby to zrobić.
Interaktywna infografika „Polityki”: Sprawdź kandydatów do Sejmu i Senatu