Ujawniona przez dziennikarzy TVN sprawa prawdopodobnego użycia przez Centralne Biuro Antykorupcyjne specjalnego oprogramowania szpiegowskiego do inwigilacji smartfonów i ich właścicieli nie zaczęła się teraz. Nie chodzi nawet o to, że pogłoski o nowym narzędziu służb docierały do dziennikarzy od dłuższego czasu. Sedno problemu nie polega także na horrendalnej cenie stworzonego w Izraelu Pegasusa, za którego zapłacono prawie 35 mln zł, i to z budżetu przeznaczonego na wspieranie ofiar przestępstw.
Problem polega na tym, że się z tym godzimy, więcej – przyzwalamy na to od lat. A ściśle na stosowanie inwigilacji do politycznej walki i niszczenia przeciwników przez podporządkowane ludziom PiS służby, sądząc, że nas to nie dotyczy.
Kolejne afery taśmowe
Gdy w 2009 r. „Rzeczpospolita” ręką Cezarego Gmyza ujawniła tajne zapisy rozmów, które prowadził ówczesny szef klubu PO Zbigniew Chlebowski, dając początek tzw. aferze podsłuchowej, byliśmy słusznie oburzeni na zachowanie polityka, ale mało kto oburzał się tym, że kierowane wówczas przez Mariusza Kamińskiego CBA wypuściło do mediów tajne materiały z prowadzonej przez siebie operacji. Czyli złamało prawo.
Nikt się nie oburzał, gdy w 2011 r. praska prokuratura okręgowa, ta sama, która prowadziła śledztwo w sprawie afery podsłuchowej, a dziś „bada” okoliczności śmierci w więzieniu Dawida Kosteckiego, umarzała śledztwo w sprawie wycieku. I to mimo że ustaliła wąski krąg osób, które miały dostęp do stenogramów.
Oburzaliśmy się, gdy w 2014 r. czytaliśmy w mediach rozmowy podsłuchanych w restauracjach polityków, ale nie zadawaliśmy sobie zbyt wiele trudu, by dociec, kto stoi za organizacją tej akcji.
Jak PiS nas podsłuchuje
A później już w ogóle przestaliśmy się oburzać. Na to, że PiS po przejęciu władzy pod pozorem walki z terroryzmem przyznał sobie nieograniczoną de facto możliwość podsłuchiwania rozmów telefonicznych i śledzenia naszej aktywności w internecie. A także na to, że policja inwigilowała uczestników antyrządowych demonstracji.
Czy oburzyło nas, gdy czynownicy z TVP za pomocą szpiegowskiego sprzętu dopuścili się prowokacji wobec posła PO Rafała Grupińskiego? Czy oburzamy się dziś, gdy za sprawą wywiadu, którego Piotrowi Pytlakowskiemu udzielił były pracownik tejże telewizji Mariusz Kowalewski, wiemy, że kierowana przez Jacka Kurskiego propagandowa przybudówka partii rządzącej stosowała szpiegowskie metody wobec tych, których uznała za wrogów?
Czytaj więcej: Służby w aferze podsłuchowej. Ta sprawa znowu stała się gorąca
Standardy polskie i standardy demokratyczne
Wydaje się, że wielu z nas przywykło do tego, że PiS to taki gracz, który fauluje i kopie po kostkach, a czasem nawet da w gębę. Ale w sumie to niewiele pod tym względem różni się od innych – w Polsce i na świecie. To prawda. Amerykańskie, brytyjskie i francuskie oraz pewnie wiele innych służb demokratycznego świata od dawna podsłuchuje swoich obywateli, śledzi ich w internecie, podgląda na ulicach, a może i w domach. Co więc różni te kraje od Polski?
Po pierwsze, są to państwa, w których wobec zagrożenia terrorystycznego sięganie po ponadprzeciętne środki inwigilacji jest w miarę uzasadnione. Po drugie, stosują je jednostki odpowiedzialne za bezpieczeństwo państwa, a nie instytucje służące głównie do walki politycznej – nie bez powodu Pegasusa ma CBA, a nie np. ABW – które na dodatek ich „urobek” wypuszczają do mediów. Po trzecie wreszcie, każde przesunięcie granicy w zakresie możliwości śledzenia obywateli, jest przyczyną dyskusji i sporów w przestrzeni publicznej. Ale nie u nas.
Inwigilacja? Ciebie to też dotyczy
Konsekwencji nie trzeba sobie jakoś specjalnie wyobrażać. To wszystko przecież już było, zostało opisane, sfilmowane. Czytaliśmy o tym chociażby u Anny Funder w „Stasilandzie”, widzieliśmy w „Życiu na podsłuchu” – jednych z najlepszych we współczesnej literaturze i filmie dzieł ukazujących od podszewki logikę działania służb państwa, które inwigilację własnych obywateli – wizualną i dźwiękową – doprowadziło do perfekcji.
Nie łudźmy się więc, że to, co robi dziś PiS z Pegasusem, nas nie dotyczy, bo to tylko kolejna polityczna broń – na Schetynę, sędziów, nauczycieli czy „opozycję uliczną”. Logika stosowania takich metod jest ta sama od wieków – zaczyna się od politycznych przeciwników, a kończy na zwykłych obywatelach.
Czytaj także: Operacja służby specjalne