Z pewnością obowiązkiem polskich władz jest organizowanie wspomnień tragicznej rocznicy 1 września 1939 roku – wybuchu wojny, która całemu światu przyniosła ogrom ofiar, niewysłowionych cierpień i strat. Nim tej niedzieli rozdzwoniły się dzwony w Warszawie, zaproszeni goście oficjalni, prezydenci i premierzy licznych krajów uderzali po kolei w szczególny, pamiątkowy dzwon „Pamięć i przestroga”, który ofiarowany ma być Wieluniowi, miastu, które już o świcie 1 września zbombardowali Niemcy.
Czytaj więcej: Międzynarodowe obchody 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej
Obchody tragicznej rocznicy 1 września
Trzy przemówienia – Andrzeja Dudy, Franka-Waltera Steinmeiera i Mike’a Pence’a – były dla wielu wykładem historii i współczesnej polityki. Wybiorę cztery główne dla mnie elementy. Prezydent Duda przypomniał cierpienia Polski, Polaków, Żydów, poległych milionów, obozy zagłady, mord bezbronnych polskich jeńców wojennych i zwrócił uwagę, że potrzeba dziś – w ramach przestrogi – czujności wobec każdej agresji, że bezkarność początków zła może prowadzić do potęgowania tragedii.
Mike Pence chwalił bohaterstwo Polaków, podkreślał, że przyświecała im odwaga i wiara, akcentował też znaczenie wiary w Boga – w życiu prywatnym i publicznym. Co do współczesności – zapewniał, że Ameryka nie opuści Polski w potrzebie i będzie dobrym sojusznikiem w NATO.
Polska nie stoi już sama
1 września 1939 r. Polska znalazła się w sytuacji beznadziejnej – w kleszczach silniejszych od niej sąsiadów, między hitlerowskimi Niemcami a stalinowskim Związkiem Radzieckim. Skoro wspominamy ten dzień po 80 latach, trzeba sobie uświadomić, że tamtej sytuacji już dziś nie ma. Polska – jeśli już mówić o jakimś zagrożeniu czy raczej potencjalnie trudnej sytuacji – owszem, stoi naprzeciw Rosji, ale jest częścią większej całości. Częścią Unii Europejskiej – wspaniałego projektu europejskich powojennych marzycieli, którzy, pomni krwawej historii – chcieli – wbrew historycznej logice, ba, wbrew opinii publicznej – budować Europę pojednania, Europę łagodzenia sprzeczności i konfliktów.
Steinmeier: Potrzeba „projektu nadziei”
Słowem, do wieluńskiego dzwonu „Pamięci i Przestrogi” Frank-Walter Steinmeier dodał jeszcze instrumentarium – zjednoczoną Europę, siłę humanizmu, wolności, prawa – „projekt nadziei”, jak to określił. Taka Europa nie zrobi się sama, musi być wspierana z całych sił przez rządy, obywatele muszą rozumieć jej znaczenie. Dobrze, że rząd Polski dba o sojusz z USA i ściąga do Warszawy reprezentantów Ameryki. Źle, że nie prowadzi na co dzień polityki proeuropejskiej i nie podkreślił tego elementu dziś – choćby symbolicznie – nie zapraszając na uroczystości najwyższych przedstawicieli naszej Unii. W przeciwieństwie do Steinmeiera Duda niemal pominął sprawę budowy Unii Europejskiej.
„Natchniony duchem pojednania”
Jeden element przemówienia Steinmeiera najbardziej mnie wzruszył. Po raz kolejny, w prostych słowach, prezydent Niemiec wyraził ogromny żal i skruchę za rozpętanie wojny i zbrodnie – w imieniu swego narodu. „Stoję dziś przed polskim narodem bosy, jako człowiek, jako Niemiec, obarczony wielkim, historycznym brzemieniem. Nic nie może cofnąć przeszłości, słowa nie mogą uśmierzyć bólu… ale stoję natchniony duchem pojednania, którym Polska nas obdarzyła” – powiedział. Obawiam się, że kolejny prezydent Niemiec – z innego pokolenia – tych słów już nie powtórzy.
Czytam w Biblii, że za winy ojców cierpieć będą dzieci aż do trzeciego i czwartego pokolenia. Czwarte pokolenie to teraz. Niemieckie prawnuki agresorów z II wojny światowej nierzadko nie mają nawet europejskich korzeni. Jak mają odpowiadać za zbrodnie? Premier Morawiecki na Westerplatte mówił o jakimś zadośćuczynieniu Polsce ze strony Niemiec. Przemówienie Steinmeiera jest dla mnie dostatecznym i wzruszającym zadośćuczynieniem. Najważniejsza jest budowa zjednoczonej Europy. Do pamięci i przestrogi dodajmy – projekt nadziei.