Żyjemy w czasach posptpolitycznych. Partie głównego nurtu przestały posługiwać się etykietkami budowanymi wokół konsekwentnej „prawicowości” czy „lewicowości”, a raczej zajęły się walką o konkretne elektoraty. A jeśli już sięgają do języka z podręczników historii myśli politycznej, to raczej po to, by używać go instrumentalnie, jak Mateusz Morawiecki, który widzi w obecnie rządzących dziedziców przedwojennych socjalistów i działaczy ludowych, albo Ryszard Legutko, który stwierdził, że Arystoteles głosowałby na PiS.
Na przekór tej tendencji postanowiła pójść Lewica. Nowo powołana koalicja skupiająca SLD, Wiosnę i partię Razem już nazwą wyznacza sobie jednoznaczny kierunek. Za słowami najwyraźniej mają iść czyny. W swoich dzisiejszych wystąpieniach trzej tenorzy Lewicy jasno podkreślili, wokół jakich tematów będą budować kampanię – to sprawy socjalne oraz walka o praworządność.
Czytaj także: Lewica przedstawiła swoje jedynki. Były tarcia, będą tarcia
Lewica obiecuje: pensje, emerytury, mieszkania
Pierwszy na scenę wyszedł Adrian Zandberg. Lider partii Razem poprosił zgromadzonych, żeby zamknęli oczy i wyobrazili sobie państwo jutra, takie, w którym liczy się człowiek, a nie pieniądz. Za tym hasłem ma się kryć obietnica podwyższenia płacy minimalnej do 2700 zł. To ważny postulat dla osób zatrudnionych na umowę o pracę. Politycy wychodzą z założenia, że konkretna kwota łatwo trafi do wyobraźni i stanie się tak nośna jak 500 plus.
Podobny zabieg Lewica wykonała, biorąc na sztandary postulat Wiosny o gwarantowanej emeryturze w wysokości 1600 zł. To zresztą najciekawszy punkt programu, jasno wskazujący, że Lewica nie uważa walki o głosy seniorów za z góry przegraną. Ma to sens o tyle, że de facto nie wiemy, czy dla tych wyborców ważniejsza jest agenda budowana przez rządzących wokół sojuszu tronu i ołtarza i ostrej walki ideologicznej, czy też wokół postulatów socjalnych. Jeśli to drugie, to Lewica – głównie przy pomocy rozbudowanych struktur SLD – może o nich powalczyć.
Inny temat, który Lewica spróbuje przejąć od PiS, to budowa mieszkań. To o tyle proste, że program Mieszkanie Plus po prostu nie działa. Lokale często okazywały się równie drogie co te dostępne na rynku, a przy budowie nie ustrzeżono się błędów. Recepta Lewicy na tym odcinku jest banalna. Zamiast oddawać budowę w ręce deweloperów, to państwo powinno powołać spółkę, która zajmie się stawianiem bloków. Cel dość ambitny, bo mowa o milionie nowych mieszkań.
Czytaj także: Wiosna dla sojuszu lewicy razem
Czarzasty mówi o podatkach i atakuje Ziobrę
Potem na scenę wkroczył Włodzimierz Czarzasty. Wspomniał o podatkach, które chciałby nałożyć na wielkie korporacje i banki, ale przez większość czasu mówił o łamaniu konstytucji przez PiS i o jego najnowszych aferach. – My nie jesteśmy z PO. Stanie pan przed Trybunałem Stanu – grzmiał do Zbigniewa Ziobry.
Czarzasty znalazł się w kłopotliwej sytuacji. Z jednej strony trudno byłoby przemilczeć aferę z ministrem Piebiakiem, z drugiej – istniało ryzyko, że temat lidera SLD pochłonie i przysłoni najważniejsze postulaty Lewicy. Nagranie ze wspomnianym cytatem z pewnością trafi do wieczornych serwisów informacyjnych, pytanie, czy nie kosztem ważniejszych niż ta deklaracji.
Czytaj także: Współpraca lewicy nie będzie łatwa. Trzy afery w trzy dni
Biedroń o zielonej rewolucji i prawach kobiet
Po Czarzastym wystąpił Robert Biedroń, który wzorem poprzedników skupił się na różnych aspektach lewicowości. Po sprawach socjalnych i walce o praworządność przyszła więc pora na energię odnawialną. Na tę Lewica chciałaby przejść do 2035 r. A poza tym zakończyć import węgla i uniezależnić kraj od dostaw gazu.
Wszystkie te postulaty byłyby arcytrudne w realizacji, a biorąc pod uwagę kwestię bezpieczeństwa gazowego – prawie niemożliwe. Nie dziwi, że Biedroń, mówiąc o zielonej rewolucji, unikał konkretów. Zresztą w szczegółach dzisiejsi koalicjanci wydają się podzieleni. Partia Razem chciałaby postawić na energię atomową, podczas gdy lider Wiosny jeszcze niedawno wspominał o płynących z niej zagrożeniach.
Biedroń mówił poza tym o walce o prawa kobiet i możliwości przerywania ciąży na żądanie do 12. tygodnia. Wypadłoby znacznie wiarygodniej, gdyby opowiedziała o tych planach kobieta – któraś z działaczek Lewicy, a tych przecież, także startujących z pierwszych miejsc, wcale nie brakuje. Wrażenie niestosowności pogłębiał fakt, że Lewica nie dogadała sprawy startu ze swoich list ani z Ogólnopolskim Strajkiem Kobiet, ani z Inicjatywą Feministyczną.
Tymczasem wystąpienie Biedronia przerwał niespodziewanie alarm przeciwpożarowy i wszyscy musieli się rozejść.
Czytaj także: Lewica razem, ale jak?
Program Lewicy: dużo ogółów, kilka konkretów
Lewica mówi jasno, jakie świadczenia i o ile zamierza podnieść. Na razie trudno jednak powiedzieć, jak planuje te obietnice sfinansować. Hasła o sprawiedliwości podatkowej były mało konkretne, a czasem stały w sprzeczności z niedawnymi słowami prof. Macieja Gduli, jedynki z Krakowa. W wywiadzie dla „Krytyki Politycznej” Gdula zapewniał, że jeśli jego ugrupowanie planowałoby zmiany w podatkach, to kosmetyczne. A „kosmetyczne” nie zapewnią przecież wpływów do budżetu, które pozwalałyby sfinansować tak ambitny program.
Nie zmienia to faktu, że Lewica może stać się języczkiem u wagi w nadchodzącej kampanii. Kiedy się słucha jej liderów, wydaje się, że ich ambicje znacznie wykraczają poza kilkuprocentowy wynik wyborczy. Oferta Lewicy mogłaby skusić zarówno ludzi młodych, którzy do tej pory głosowali na partie antysystemowe albo nie szli do wyborów, jak i seniorów, którzy w większości popierają PiS. Jednych mają przekonać tanie mieszkania, drugich gwarantowana, nieurągająca godności emerytura. Czy strategia zadziała, dowiemy się 13 października.
Sławomir Sierakowski: Trzy lewe ręce lewicy