Kraj

Powrót D’Hondta

Sama Platforma, wraz z drobnymi przyległościami, nie wygra z PiS.

Po wyborach europejskich wielu politycznych komentatorów oraz przynajmniej jedno ugrupowanie, PSL, ostentacyjnie „odwołało” metodę D’Hondta z polskiej ordynacji wyborczej. Pojawiły się opinie, że jeden blok opozycyjny nie ma szans na wygraną z PiS, żeby tak nie demonizować reguły D’Hondta (która faworyzuje najsilniejsze ugrupowania i premiuje jedność sił politycznych), bo lepiej, aby opozycja wystartowała do wyborów parlamentarnych w kilku blokach. Tak też się stało. Jaki jest efekt? Oto przykład. Uśredniając kilka sierpniowych sondaży, znany ekspert od geografii wyborczej Marcin Palade wyliczył liczbę miejsc w Sejmie dla poszczególnych partii. Okazuje się, że PiS, mając poparcie zdecydowanych wyborców na poziomie 46,5 proc., dostaje 250 sejmowych mandatów, Koalicja Obywatelska, Lewica (używając tej nieformalnej wciąż nazwy dla porozumienia SLD, Wiosny i Razem) oraz PSL w sumie uzyskują w tym badaniu dokładnie tyle samo, co PiS, czyli 46,5 proc., co przekłada się na jedynie 209 poselskich miejsc. Lewica, mając w tym zestawieniu około czterokrotnie mniejsze poparcie procentowe niż PiS, uzyskuje w przeliczeniu ponad 6 razy mniej mandatów.

Te wyniki mogą się zmieniać w zależności od następnych sondaży, ale zasada, którą tu widać, pozostaje niezmienna. Tak działa D’Hondt, który tym samym triumfalnie powrócił do polskiej polityki. PiS nie ma żadnej miażdżącej przewagi nad niePiSem, a jedynie góruje nad poszczególnymi partiami opozycji z osobna. Okazuje się jednak, że remis, a nawet nie dość wyraźne zwycięstwo całego niePiSu nad partią Kaczyńskiego w październiku wciąż zapewnia rządzącemu dzisiaj obozowi samodzielną władzę, jeszcze wyraźniejszą niż teraz. Przy zjednoczonej opozycji wystarczyłaby jednopunktowa przewaga, aby przy zawiązaniu następnie koalicji rządzącej – tę władzę „dobrej zmianie” odebrać.

Polityka 34.2019 (3224) z dnia 20.08.2019; Przypisy; s. 6
Reklama