Przewodniczący obecnej „Solidarności” upublicznił właśnie – chyba nie przez przypadek na łamach „Naszego Dziennika” – swój list do metropolity krakowskiego. W hołdowniczym adresie wysławia arcybiskupią odwagę, intelektualną przenikliwość i precyzję. A także deklaruje hierarsze wsparcie związkowców. Chodzi o głośne uznanie przez abp. Marka Jędraszewskiego ruchu LGBT+ za „tęczową zarazę” i iście już brawurowe zestawienie go z „zarazą czerwoną”, czyli komunizmem, i to na dodatek w kontekście walki powstańców warszawskich.
Spóźniona reakcja Piotra Dudy
Przewodniczący „Solidarności” ze swoim solidarnościowym gestem wprawdzie nieco zaspał. Ubiegli go zwłaszcza aktywiści Prawa i Sprawiedliwości, grupy górali oraz czeredy dziennikarzy i publicystów mediów określających się jako prawicowe bądź publiczne, o przewodniczącym episkopatu i zastępach innych duchownych nie wspominając. Ale Piotr Duda i tak liczy zapewne, że mimo braku refleksu list będzie mu policzony po stronie zasług.
Po to zresztą podkręca atmosferę. Nie tylko śladem hierarchy ocenia, że w Polsce „szerzy się” właśnie „ideologia LGBT+”. Wypowiedź Jędraszewskiego uznaje za „odważne i prawdziwe świadectwo”, co w zestawieniu ze słowami o „wściekłym ataku aktywistów LGBT+” oraz „mnóstwie oszczerstw i gróźb”, jakie miały spotkać arcybiskupa, powoduje, że metropolitę można już w zasadzie zacząć uważać za męczennika.
Zwłaszcza że związkowiec, a także, jak się okazuje, znawca filozofii Piotr Duda podpowiada kolejny argument w ewentualnym procesie kanonizacyjnym, podkreślając trafność nazwania „ideologii LGBT+” „neomarksizmem”.
Ekipy związkowców na miesięcznicach
Pojawia się wszelako jedno pytanie: na czym w praktyce polegać ma zadeklarowane przez przewodniczącego obecnej „Solidarności” „wsparcie i pomoc” związku dla arcybiskupa? Siłą rzeczy wraca wspomnienie sprzed kilkunastu miesięcy, kiedy każdego 10 kwietnia ekipy postawnych związkowców, zwiezione m.in. ze Stoczni Gdańskiej, wspierały organizatorów tzw. miesięcznic smoleńskich w Warszawie. Pomagały im, pełniąc funkcję ochroniarzy przemarszu, a de facto straszaka wobec tych, którzy kontestowali akurat taką formę wspominania katastrofy z 2010 r. Teraz też przecież związkowe grupy mogłyby przeciwstawić się np. protestom organizowanym przez oburzonych słowami metropolity pod krakowską kurią. Zwłaszcza że Marek Jędraszewski nie ustaje w powtarzaniu swoich tez, a nawet twórczo je rozwija. Czy też, by rzec w kościelnym slangu, „ubogaca”.
Inna sprawa: czy prawdziwy męczennik potrzebuje jakiegokolwiek wsparcia?
Czytaj także: O co dziś walczą polscy związkowcy