Oczywiście, największe emocje opinii publicznej zawsze wywołują opisy bizantyjskich obyczajów rządzących: używania oficerów ochrony do robienia domowych zakupów, rajdów rządowymi i prezydenckimi kolumnami specjalnymi (tak się składa, że jestem krakowskim sąsiadem pana prezydenta, więc ich częstym świadkiem), wystawnych kolacji, obfitych degustacji zacnych win w salonach Pałacu Namiestnikowskiego, wożenia tam i z powrotem żony oraz dziatek rządowymi samolotami i śmigłowcami w ramach procedur zarezerwowanych na specjalne okazje... Jako że pazerność, pomysłowość i buta ludzi władzy często nie znają granic, listę barwnych przykładów można ciągnąć długo.
Zamordyzm tak, PiSancjum nie?
Inna rzecz, że w Polsce ostatnich lat ujawnianie takich przypadków nie miało większego przełożenia na sympatie i decyzje polityczne rodaków. A przecież swego czasu byle ośmiorniczki w menu potrafiły obalać rządy. Tym bardziej dużo mniejsze wrażenie robią na – jak to się utarło mówić – suwerenie ostrzeżenia przed autokratycznymi zakusami rządzących. I to mimo że gra idzie o naprawdę wysoką stawkę: ewentualne ubezwłasnowolnienie tegoż suwerena czy też, mówiąc potocznie, wzięcie go w końcu pod but. Najlepiej z potulną akceptacją.
Okazuje się, że ludowi łatwiej przychodzi przystać na władzę grzeszącą zapędami zamordystycznymi niż bizantyjskim rozpasaniem. „Kuchciński-gate” jest tej prawidłowości idealnym dowodem.
Czytaj także: Kuchciński, Terlecki. Od hipisów do PiS
Za co Kuchciński już dawno powinien polecieć
Tak naprawdę Marek Kuchciński dawno już powinien zostać usunięty z fotela marszałka Sejmu. Wszak od początku sprawowania urzędu brał czynny udział w pełzającym zamachu stanu, sterowanym z wygodnego tylnego siedzenia przez posła/prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Tak było, kiedy łamiąc regulamin Sejmu, współdziałał w niszczeniu Trybunału Konstytucyjnego i osłabianiu Sądu Najwyższego. Samo to zasługuje na Trybunał Stanu. Tak było, kiedy wbrew procedurom i zasadom procesu legislacyjnego forsował uchwalanie w ekspresowym, czasem późnonocnym trybie ustawy szczególnie ważne dla jego partii. Tak było, kiedy sabotował wyroki sądów RP – i dotyczące kluczowych dla państwa spraw, bo sprawności działania władzy sądowniczej.
Tak było, kiedy próbował kneblować posłów opozycji, odbierając im głos, wykluczając z obrad, strasząc sankcjami dyscyplinarnymi, nakładając kary finansowe. Czasem też po prostu ich obrażał swoją często knajacką ironią. Równocześnie „bez żadnego trybu” wpuszczał na mównicę posła/prezesa i nie reagował, gdy ten wrzeszczał o „mordach zdradzieckich” pod adresem politycznych przeciwników. Symbolem stosunku Kuchcińskiego do parlamentarzystów opozycji stała się burzliwa noc 16 grudnia 2018 r., kiedy miał być głosowany budżet, a więc najważniejsza ustawa finansowa państwa. Tymczasem w efekcie poczynań i decyzji marszałka obrady przeniesiono z sali plenarnej do kolumnowej, ograniczając do niej dostęp posłom opozycji, zakazując składania wniosków i blokując poprawki.
Tak było również wtedy, gdy wprowadzał regulacje ograniczające dostęp do parlamentu obywatelom i mediom – a hołubieni przez niego przyboczni ze Straży Marszałkowskiej (zdarzało się, że po alkoholu) bez pardonu sięgali po siłę fizyczną wobec tych, którzy próbowali skorzystać ze swoich praw. Ci sami rozzuchwaleni funkcjonariusze – za których czyny odpowiada właśnie Kuchciński – pacyfikowali potem w chamski sposób protest niepełnosprawnych.
***
Niestety, tylko populistyczny wymiar demokracji powoduje, że bizantyjskie nadużywanie uprawnień ma większą – jak się okazało – siłę rażenia niż nadające się do Trybunału Stanu przestępstwa służące wprowadzaniu autokratycznych porządków. Dobre jednak i to, pod warunkiem że lud szybko o „Kuchciński (i inni) gate” nie zapomni.