„Informuję, że w dniu jutrzejszym zamierzam złożyć rezygnację z funkcji marszałka Sejmu” – oświadczył Marek Kuchciński. Dodał, że nie złamał prawa, a loty były związane z jego obowiązkami służbowymi. „Ponieważ jednak opinia publiczna negatywnie ocenia moje postępowanie, uznałem, że nie będę mógł dłużej pełnić mojej funkcji” – powiedział. Prezes PiS także podkreślił, że marszałek nie złamał prawa ani obyczaju: „Ale skoro państwo mają w tej sprawie inne zdanie i przynajmniej duża część opinii publicznej ma inne zdanie, to decyzja pana marszałka jest dowodem postawy związanej z naszym hasłem: »Słuchać Polaków«”. Jeszcze w poniedziałek 5 sierpnia Kuchciński tłumaczył się z lotów rządowym samolotem i nie miał zamiaru odchodzić ze stanowiska.
Podczas krótkiego oświadczenia podkreślono, że media i opinia publiczna powinny przyjrzeć się lotom poprzedniej ekipy rządzącej, a w szczególności Donalda Tuska. Wicerzecznik partii Radosław Fogiel rzucił na scenę długi plik dokumentów, które – jak mówił – zawierają informacje o lotach byłego premiera i Ewy Kopacz. Trzeba jednak przypomnieć, że dziennikarze zajmowali się już tymi lotami. Tuskowi PiS wyliczył 281 podróży do Gdańska. Ale to marszałek PiS zabierał ze sobą rodzinę i zaprzyjaźnionych polityków.
Czytaj także: Marek Kuchciński pięć razy mijał się z prawdą w sprawie służbowych lotów
Długie narady przy Nowogrodzkiej ws. Kuchcińskiego
W środę 7 sierpnia do bardzo późnych godzin wieczornych prezes naradzał się ze współpracownikami w sprawie „Air Kuchciński”. Na Nowogrodzką zjechali premier Mateusz Morawiecki, Beata Szydło i wicepremier Piotr Gliński. Dołączył także wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki, który zapewniał, że Kuchciński nie złamał prawa i nie ma powodów, by pozbawiać go stanowiska. Jeden z ważnych polityków PiS, pytany przez nas wczoraj, czy zanosi się na dymisję, odpowiedział: – Ja jestem za dymisją, bo sprawa już bardzo nabrzmiała.
Kiedy przy Nowogrodzkiej trwały narady, media podawały kolejne bulwersujące informacje. „Fakt” ujawnił, że 2 czerwca tego roku na pokładzie samolotu lecącego z Rzeszowa do Warszawy znalazł się europoseł Zdzisław Krasnodębski z żoną Anną. Z kolei 15 marca w locie Warszawa–Rzeszów–Warszawa towarzyszyli mu poseł Stanisław Piotrowicz z żoną Marią.
Latali też inni politycy PiS: Wojciech Jasiński, Maciej Łopiński, szefowa Kancelarii Sejmu Agnieszka Kaczmarska i minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Chodzi m.in. o podróż do Krakowa w dniu 70. urodzin prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W czwartek TVN 24 ujawnił ponadto, że w jednej z podróży Kuchcińskiemu towarzyszyła siostra. Jak pisała „Polityka”, kiedy w 2015 r. PiS wygrał wybory, młodsza od marszałka o trzy lata siostra Beata po 35 latach wróciła do Polski. Została zatrudniona w PFR Nieruchomości SA. Zajmuje stanowisko głównego konsultanta projektów strategicznych w biurze realizacji inwestycji.
Czytaj także: Kuchciński, Terlecki. Od hipisów do PiS
135 podróży marszałka Kuchcińskiego
5 sierpnia późnym wieczorem Centrum Informacyjne Sejmu opublikowało „wykaz krajowych podróży służbowych drogą powietrzną Marszałka Sejmu w czasie VIII kadencji”. Między 17 marca 2016 r. a 22 lipca 2019 Kuchciński odbył 135 podróży rządowym samolotem. To jeszcze więcej, niż podawały wcześniej media. Aż 70 to podróże na trasie Warszawa–Rzeszów i z powrotem. W stolicy Kuchciński kierował Sejmem, a mieszka w Przemyślu, gdzie docierał właśnie z Rzeszowa.
Gdy sprawa z lotami wyszła na jaw, Kuchciński przyznał, że odbył 23 takie loty. Oddał za nie pieniądze, wyliczając cenę biletów rejsowych (15 tys. zł). Z ostatniego oświadczenia majątkowego Kuchcińskiego wynika, że na koniec minionego roku dysponował właśnie 15 tys. zł oszczędności. Pieniądze nie trafiły do kasy państwa, ale na konta kliniki Budzik i Caritas Polska. „Po dokładnej analizie lotów” okazało się – tłumaczył Kuchciński – że raz na pokładzie znajdowała się tylko jego żona, bez niego. Kuchciński postanowił pokryć koszty tej podróży. Na podstawie wyliczeń MON wpłaci na konto Funduszu Modernizacji Sił Zbrojnych 28 tys. zł.
Kuchciński od lat jest zaufanym człowiekiem Kaczyńskiego. Prezes pisał w swojej książce, że to właśnie on w latach 90. miał wymyślić określenie, które piętnowało polityków bez poglądów, ale z pociągiem do przywilejów – partia TKM, czyli „teraz, k…, my”.
Czytaj więcej: PiSancjum. Dygnitarze „dobrej zmiany” są butni i zachłanni