Służby nie inwigilowały dziennikarzy „Wprost” opisujących aferę podsłuchową – uznała prokuratura okręgowa w Tarnobrzegu i umorzyła prowadzone od dwóch lat śledztwo.
Sprawa jest odpryskiem innego dużego śledztwa prowadzonego przez Prokuraturę Regionalną w Krakowie, która od 2016 r. zajmuje się, wielokrotnie przedłużanym, postępowaniem dotyczącym rzekomej inwigilacji za czasów rządów PO-PSL polityków PiS oraz sprzyjających im dziennikarzy. Chodziło m.in. o ujawnienie przez ówczesnych autorów „Rzeczpospolitej” podsłuchów ze sprawy hazardowej z 2009 r.
Sprawa przeniesiona do Tarnobrzega dotyczyła jedynie afery podsłuchowej z 2014 r. O tym, że służby badając nagraniowy spisek, przeglądały m.in. pocztę elektroniczną szóstki autorów „Wprost”, przekonywał głównie były redaktor naczelny tygodnika Sylwester Latkowski. Śledztwo prowadzono na szeroką skalę. Prokuratura ściągnęła dokumenty ze służb, które były podejrzewane o inwigilowanie dziennikarzy, czyli z Biura Spraw Wewnętrznych Policji, CBŚP oraz ABW – w tym wyniki audytów przeprowadzonych po przejęciu przez PiS władzy. Przesłuchano prawie 20 dziennikarzy i ponad 50 funkcjonariuszy. Efekt? Okazało się, że oskarżenia są bezpodstawne.
Prokuratura wykazała nie tylko, że nie prowadzono wobec dziennikarzy żadnych nielegalnych działań, ale także iż podczas śledztwa podsłuchowego w ogóle nie prowadzono czynności w stosunku do autorów „Wprost”. Jedynie Latkowski i Michał Majewski, ówczesny szef działu śledczego pisma, zeznawali, że było inaczej. Nie zgodzili się jednak na ujawnienie swoich źródeł.