Kraj

Przenosimy góry

Nie uważamy, że „tylko kobiety zbawią świat”. Jesteśmy dorosłe i okres zbawiennej naiwności dawno za nami.

Dawno, dawno temu, kiedy nie wiedziałyśmy, że wygląd kobiety jest tak ważny, miałyśmy swoje bohaterki. Nie skupiałyśmy się na tym, jak wyglądają, ile ważą ani jakiej firmy noszą ubrania. Patrzyłyśmy na to, co robią. Imponowała nam ich determinacja i wykraczanie poza utarte schematy. Te dotyczące płci i te instruujące, co „dorosłej wypada robić”. Dorosłością nas straszono („Będziesz ślinić znaczki na poczcie, jak się nie będziesz uczyć!”). Nic dziwnego, że wizja przekroczenia osiemnastki i wbicia się w kierat nudnych obowiązków wywoływała grozę. Jak Pippi Langstrumpf miałyśmy ochotę krzyknąć: „Pestko arbuza, ja nie chcę być duża”. Ale rosłyśmy, a nasze fascynacje bohaterkami nie mijały.

Grażyna marzyła, żeby opłynąć świat w pojedynkę, jak Krystyna Chojnowska-Liskiewicz. Gdyby ciągnęło ją do gór, poszłaby w ślady Haliny Krüger-Syrokomskiej i Wandy Rutkiewicz, która wydawała jej się po prostu boginią. Sylwia podziwiała szalone artystki w stylu Lydii Lunch lub piratki, o których czytała w książkach podróżniczych.

Idolki naszej nastoletniości żyły pasją. Bywały w związkach, ale nie do bycia czyjąś kobietą aspirowały. Za to też je kochamy, bo nie ma nic smętniejszego niż żona uwieszona na ramieniu sławnego męża w nadziei, że też stanie się znana. Idolki żyły na całego, nie czekając na mityczną emeryturę, że niby „wtedy dopiero zacznie się szał”. Tym bardziej że w naszym kraju głodowe grosiki co miesiąc nie zrobią z nas globtrotera. A najważniejsze to: co z marzeniami, skoro nawet nie spróbujemy ich spełnić? I za to kochamy nasze Królowe Wyobraźni, że robiły to, co im w sercu grało.

Były osobne. Wanda, Halina, Krystyna… Ich imiona wymieniałyśmy, jak w innych kręgach wyliczało się imiona supermodelek z lat 80.

Polityka 29.2019 (3219) z dnia 16.07.2019; Felietony; s. 94
Reklama