Dublerzy masowo odmawiali, bo bycie parlamentarzystą tylko przez pięć miesięcy się nie opłaca. Ale zachęcają wyborców, żeby nie tracili cierpliwości i głosowali na nich w kolejnych wyborach. Autorem apelu jest m.in. Marek Surmacz, który w wyborach parlamentarnych w 2015 r. zrobił drugi wynik po Elżbiecie Rafalskiej. Do parlamentu się wtedy nie dostał, ale minister Rafalska o nim nie zapomniała, bo to na jego polecenie policjanci przynosili jej hamburgery do pociągu (2006 r.). Został komendantem głównym Ochotniczych Hufców Pracy. Nie zagrzał tam zbyt długo miejsca. Ale znów doceniono jego kwalifikacje i tym razem zaczął się realizować na stanowisku zastępcy głównego inspektora ochrony środowiska. Możliwość zajęcia miejsca po Rafalskiej w Sejmie najwidoczniej go nie ucieszyła. Na Twitterze poinformował, że mandatu nie obejmie. Ale nie wyklucza, że wystartuje w kolejnych wyborach parlamentarnych. I liczy na głosy wyborców. Podobne oświadczenie wydał Marek Wojciechowski, który miał zastąpić w Sejmie Elżbietę Kruk z PiS, ale zamiast krótkiej kariery na ul. Wiejskiej wybrał stabilną posadę radnego sejmiku wojewódzkiego w Lublinie. Wojciechowski nie był pierwszy na liście do zastąpienia posłanki Kruk. Przed nim objęcia mandatu odmówił również Grzegorz Muszyński. W efekcie okazało się, że Elżbieta Kruk jest nie do zastąpienia. Przynajmniej w polskim parlamencie. Kiedy na 82. posiedzeniu Sejmu przysięgę składało 16 nowych posłów, nie było wśród nich następcy posłanki Kruk.
W sumie z objęcia posady posła zrezygnowało dziesięć osób. Większość z nich wcześniej objęła mandaty w samorządzie, co gwarantuje im stabilne zatrudnienie do 2023 r. A w przypadku niektórych również wyższe zarobki. Zdzisław Brezdeń, starosta oławski, miał zająć wolny fotel w Sejmie po Beacie Kempie.