Jeśli wierzyć premierowi Mateuszowi Morawieckiemu, wybory odbędą się 13 października, chyba że prezydent Andrzej Duda się obrazi – bo tylko on zgodnie z konstytucją ma prawo ogłosić termin – i zmieni datę. Pewne jest, że do wyborów zostało więc około stu dni, sztaby wyborcze już pracują i dzielą swoje kampanijne budżety. Jak policzyła „Gazeta Wyborcza”, przynajmniej 1 mln zł przekazali w 2018 r. na fundusz wyborczy Prawa i Sprawiedliwości ludzie z zarządów państwowych agencji i spółek. Opozycja ma zdecydowanie mniejsze możliwości w tym zakresie, gdyż nie włada państwowymi zasobami finansowymi. Jak wynika z partyjnych sprawozdań finansowych, Jarosław Kaczyński ma też większe zdolności mobilizowania sympatyków PiS do wpłat na rzecz jego partii. Wiadomo, że bez pieniędzy trudno wygrać.
W wyborach mogą startować trzy rodzaje komitetów wyborczych: komitet wyborczy partii politycznej, koalicyjny komitet wyborczy, komitet wyborczy wyborców. Wszystkie muszą założyć specjalny fundusz wyborczy, czyli rachunek bankowy, z którego opłacają kampanijne wydatki. Partia może przelać na ten fundusz swoje własne zaoszczędzone na wybory pieniądze, wziąć kredyt, może też liczyć na datki od swoich sympatyków. Ci, aby wesprzeć partię, której kibicują, muszą być obywatelami polskimi i mieć stałe miejsce zamieszkania w Polsce.
Ile można wpłacić? Łączna suma wpłat od osoby fizycznej w roku podwójnych wyborów nie może przekroczyć 25-krotności minimalnego wynagrodzenia za pracę, czyli w 2019 r. – łącznie 56 250 zł. Dodatkowo każdy sympatyzujący z daną partią wyborca może każdego roku wpłacić 15-krotność minimalnej pensji na bieżący rachunek partii, czyli 33 750 zł. Partia może przelewać pieniądze z rachunku bieżącego na fundusz wyborczy. Co ważne, wpłat na partyjny rachunek bankowy bieżący i wyborczy można dokonywać jedynie czekiem rozrachunkowym, przelewem lub kartą płatniczą.