Kraj

Poradziecki sprzęt Polaków w NATO. A jeśli dojdzie do starcia?

Bojowy wóz piechoty BWP-1 Bojowy wóz piechoty BWP-1 21.BSP / mat. pr.
Wóz BWP-1, czołg T-72, haubica 2S1 Goździk – to będzie główna broń polskiej zmiany „szpicy NATO”. Dlaczego do priorytetowej misji wysyłamy stare uzbrojenie? Bo takie realnie mamy.
Czołg T-7221.BSP/mat. pr. Czołg T-72
Haubica samobieżna 2S1 Goździk21.BSP/mat. pr. Haubica samobieżna 2S1 Goździk

To może być szok dla osób znających wojsko wyłącznie z defilad i pikników lub dla tych, którzy zbyt łatwo uwierzyli w zapewnienia MON o idącej pełną parą modernizacji, wspierane obrazkami z przekazywania wojsku kolejnych kilku sztuk lśniących nowością Krabów czy Raków. Okaże się bowiem, że stary poradziecki sprzęt, na co dzień raczej niepokazywany i publicznie po wielekroć skazany na złom, w przyszłym roku będzie przez Polskę wystawiony do realnych działań o pierwszoplanowym znaczeniu dla całego sojuszu. Zobaczymy jeszcze, jak politycy, którzy zupełnie niedawno mówili o całkowitej wymianie broni „złego pochodzenia” i chwalili się, jak bardzo wszystko modernizują, będą – słusznie – chwalić załogi przestarzałych wozów bojowych, czołgów i dział, czasem produkcji ZSRR. Powodów takiej decyzji jest wiele, jeden z nich prozaiczny – nadal to owe starocie stanowią podstawowe wyposażenie znacznej części wojska. Nie tylko Wojska Polskiego.

Czytaj także: Wystrzałowy czerwiec na ćwiczeniach

To nie będzie defilada

Nowy sprzęt też jest i to nie tylko na defiladach. Ale nadal jest go bardzo mało, a przy tym dostarczany jest od tak niedawna, że wojsko nie nauczyło się go wystarczająco dobrze obsługiwać lub nie zbudowało wystarczająco pewnych łańcuchów logistycznych podtrzymujących jego użycie. Tymczasem w „szpicy NATO” właśnie o pewność logistyki chodzi, jak też o najwyższą gotowość bojową, czyli również o doskonałe wyszkolenie. Takie możemy sojusznikom zapewnić jedynie na starym sprzęcie. Przynajmniej tak wynika z danych o wyposażeniu pododdziałów, które zgłosiliśmy do pierwszej polskiej zmiany sił szybkiego reagowania NATO – VJTF. Nie będzie w nich bowiem leopardów, krabów, rosomaków czy raków – czyli tego, co w Wojsku Polskim najnowsze i najlepsze, tego, czym ministerstwo obrony najchętniej chwali się na defiladach.

Oddziały manewrowe i wsparcia ogniowego skierowane pod komendę sojuszu będą się posługiwać sprzętem znanym od 40 lat i wysłużonym – to oznacza także, że świetnie poznanym przez żołnierzy i obsługę oraz do perfekcji opanowanym. Coś za coś? Nie, po prostu wizerunek polskiej armii kreowany na pokaz nie wytrzymuje zderzenia ze stawianymi na serio wymogami NATO.

Czytaj także: Niemcy wbijają szpicę

Gotowość przede wszystkim

Chcieliśmy dać sojuszowi najsprawniejszą brygadę? Wybór padł już cztery lata temu na 21. Brygadę Strzelców Podhalańskich – wówczas samodzielną (w podporządkowaniu dowództwa generalnego), a obecnie przechodzącą w skład 18. Dywizji Zmechanizowanej. Taka samodzielna brygada ma „wszystko własne”, podczas gdy inne korzystają ze wsparcia jednostek podporządkowanych macierzystym dywizjom. Samodzielność to wielka zaleta, gdy trzeba działać w trybie alarmowym, w misji, z dala od stałych baz i zaopatrzenia.

Chodzi nie tylko o to, że to zaopatrzenie jest, ale że są wdrożone i przećwiczone sposoby jego dostarczania, cała logistyka, wszystko chodzi jak w zegarku bez niczyjej pomocy czy pośrednictwa. Na takiej zasadzie ma działać VJTF, dlatego gdy Polska deklarowała udział – na zasadzie sojuszniczej solidarności – w tym sztandarowym projekcie obronnym uruchomionym po rosyjskiej agresji na Ukrainę, w zasadzie nie było wyboru.

Ale ten wybór ma też takie konsekwencje, że nie bardzo da się z nim połączyć użycie najnowszego sprzętu, przynajmniej na razie. Cykl przygotowań do polskiego dyżuru w siłach VJTF trwa już dwa lata, a to oznacza, że żołnierze 21. brygady musieli go zacząć na tym, co mieli – i na tym dokończą.

Czytaj także: Jakie będą dwie nasze następne dekady w NATO?

Muzeum czy realia?

Realia są takie, że 21. brygada ma swój batalion czołgów złożony z najstarszych w służbie pojazdów – T-72. Takich batalionów jest w jednostkach liniowych coraz mniej, obecnie raptem trzy, ale o czołgach T-72 szybko nie zapomnimy. MON pracuje właśnie nad ich modyfikacją, czyli doposażeniem, by w miarę przydatne bojowo mogły posłużyć kolejne 10–20 lat – chodzi nie tylko o wszystkie z jednostek liniowych, ale i drugie tyle z zapasów. Te z Żurawicy, gdzie stacjonuje batalion podporządkowany brygadzie, nowoczesne były 30 lat temu. Są jednak w takim reżimie ćwiczeń i obsługi, że gwarantują najwyższą zdolność wykonywania zadań. Jeśli nie są – tym gorzej, choć pozostaje wierzyć, że wojskowi nie zaryzykują kompromitacji. Bo jeśli zaczniemy obawiać się o stare czołgi, to co powiedzieć o jeszcze starszych bojowych wozach piechoty, również podstawowym uzbrojeniu podhalańczyków?

Choć nazwa brygady, tradycje, a nawet stroje wskazują, że to brygada przeznaczona do walk w górach, w rzeczywistości nie odbiega wyposażeniem ani stawianymi zadaniami od reszty zmechanizowanej piechoty. Tak więc do sił reagowania NATO pojedzie na wysłużonych BWP-1, pojazdach, które pół wieku temu były rewolucyjne, dziś uznawane są za muzealne, choć nadal stanowią podstawowe wyposażenie naszych wojsk lądowych. Nie tylko zresztą naszych – Polakom będą w VJTF towarzyszyć Czesi na podobnych, choć nowszych BWP-2. Interoperacyjność, kluczowa dla sprawnego funkcjonowania wielonarodowej „szpicy”, zostanie zachowana, choć na poziomie technologicznym, którego 20 lat po wejściu do NATO wypada się wstydzić.

Rzeczywistość jednak jest, jaka jest. Komplet najcięższego sprzętu bojowego, który Polska wyśle do sił VJTF, uzupełniają samobieżne haubice 2S1 Goździk, często mylone z czołgami gąsienicowe działa zaprojektowane tak, by współdziałały z wozami BWP. Dlatego są niskie, szybkie i pływają. Ale lekkie opancerzenie nie zapewnia załodze odpowiedniej ochrony przed współczesnym uzbrojeniem, a kaliber 122 mm wraz z relatywnie niewielkim zasięgiem strzału i starą amunicją nie daje goździkom siły porównywalnej z krabami. Tyle że kraby do Jarosławia, czyli podległego 21. brygadzie dywizjonu artylerii, jeszcze nie trafiły.

Czytaj także: Myślenie o niewyobrażalnym. NATO bez USA

Liczy się też kasa

Tu dochodzimy do jeszcze jednego uzasadnienia takiego, a nie innego składu naszej sojuszniczej brygady szybkiego reagowania. Na rok oddajemy NATO znaczny potencjał, tysiące ludzi i dużo sprzętu. Ale sami musimy go utrzymać w najwyższym stopniu gotowości, w razie czego przerzucić gdziekolwiek w Europie, a nawet dalej – oczywiście ze wsparciem sojuszników. Stary poradziecki sprzęt jest prostszy i tańszy w obsłudze i utrzymaniu oraz łatwiejszy w transporcie – z reguły lżejszy i mniejszy gabarytowo niż sprzęt zachodni. Każdy, kto zobaczy stojące obok siebie kraba i goździka albo leoparda i T-72, na pierwszy rzut oka zrozumie różnicę, nawet bez wgłębiania się w detale techniczne.

Tak, sowieci myśleli ilościowo, a nie jakościowo, ale dlatego projektowali sprzęt może nie najbardziej zaawansowany technicznie, ale za to jak najłatwiejszy w obsłudze i naprawie. Ich czołgi mają np. trzy-, a nie czteroosobowe załogi. Szczegółowe dane nie są dostępne, ale z całą pewnością roczny koszt utrzymania batalionu T-72 będzie znacznie, może nawet kilkukrotnie niższy od wydatków na batalion leopardów. Masa ciągle posiadanej w magazynach amunicji kal. 125 mm do czołgów, 73 mm do BWP-ów i 122 mm do goździków może na papierze nawet zwiększać atrakcyjność użycia poradzieckiego sprzętu w siłach wysokiej gotowości. Inna sprawa, czy będzie to sprzęt i amunicja skuteczna, gdy przyjdzie co do czego.

Czytaj także: Polska droga do NATO i kadr, który zniknął

A jeśli dojdzie do starcia?

Scenariusza starcia tak wyposażonych sił VJTF z doborowymi jednostkami armii rosyjskiej lepiej nie rozpatrywać. Ale nawet niemieckie leopardy 2A6 w liczbie jednego batalionu nie zatrzymają zmasowanego ataku rosyjskiej brygady pancernej, mogą go co najwyżej opóźnić. Siła VJTF, oprócz większego lub mniejszego potencjału bojowego, w części zależnego od skompletowania sprzętowego, nie polega na sile ognia. Owszem, lepiej mieć do dyspozycji siłę większą niż mniejszą, ale w nierównym starciu z silniejszym przeciwnikiem nie na wiele się ona zda. Rosja nadal posiada lokalną przewagę techniczną i ilościową nad połączonymi armiami wschodniej flanki NATO, wielonarodowymi batalionami sojuszu stacjonującymi w Estonii, na Łowie, Litwie i w Polsce. Prawdziwą siłą VJTF jest to, że wraz ze strażą przednią – wielonarodowych batalionów rozmieszczonych na stałe – wiąże wiele krajów sojuszu od razu w walce z potencjalnym przeciwnikiem, nawet jeśli miałaby to być Rosja.

Użycie „szpicy NATO” jest uzależnione od decyzji politycznej Rady Północnoatlantyckiej (czyli państw sojuszu), ale jej alarmowe poderwanie i wysłanie w rejon kryzysu już nie – to kompetencja głównodowodzącego, SACEUR-a, aktualnie gen. Toda Woltersa. Więc polska brygada zmechanizowana wraz z jednostkami aż 12 innych krajów, dowodzona przez sztab Eurokorpusu w całym 2020 r. będzie pełnić dyżur gotowa do natychmiastowego (od 48 godzin do 5 dni) reagowania na zagrożenie. Czy w tym stary sprzęt przeszkodzi? Oby wytrzymał. Ale może gdy nasi decydenci najedzą się trochę wstydu, na poważnie zajmą się jego wymianą.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną