Z podziwem i uznaniem odbieram godną reakcję rzecznika na szczucie, jakie go spotyka na prawicy. Kampania zniesławiania Adama Bodnara jest elementem bieżącej walki politycznej. Pan Bodnar na nią nie zasłużył. Przeciwnie, jego postawa wystawia mu dobre świadectwo. Rzecznik ma prawo i obowiązek stawać w obronie praw każdego obywatela, który pada ofiarą zorganizowanego populizmu, nawet jeśli obywatel dopuścił się odrażającej zbrodni.
Czytaj także: Raport RPO ujawnia głęboki kryzys praw obywatelskich
Rzecznik na straży godności osobistej
Od osądzenia zbrodni nie są media ani politycy, tylko sądy. Dlatego budziło mój głęboki sprzeciw, gdy Donald Tusk jako premier sugerował, żeby karać kastracją chemiczną pedofilów i gwałcicieli recydywistów, bo wobec nich „nie można zastosować terminu człowiek”. Otóż nie, polityk ani nikt inny nie ma prawa dekretować, kto jest, a kto nie jest człowiekiem. Jeśli uzurpuje sobie takie prawo, ulega totalitarnemu zaczadzeniu umysłu.
Póki sądy nie wydadzą wyroku, prawa ludzkie i obywatelskie zbrodniarza powinny być uszanowane. W żadnym razie nie oznacza to, że rzecznik w jakikolwiek sposób rozgrzesza zbrodniarza. Stając w obronie poszanowania jego godności osobistej, broni w istocie zasad cywilizowanego społeczeństwa i państwa, w którym nie ma miejsca na lincz i odwet. Na dodatek dziś u władzy są w Polsce ugrupowania ostentacyjnie manifestujące swoje przywiązanie do wartości chrześcijańskich. A przecież Kościół uczy poszanowania godności każdego człowieka.
Czytaj także: RPO ma bronić praw WSZYSTKICH obywateli
Niedopuszczalny atak ws. syna
Wyciąganie prywatnych problemów rodzinnych rzecznika te zasady odrażająco narusza. Rzecznik nie ponosi odpowiedzialności za przestępstwa swego syna. Należy mu współczuć i życzyć rozwiązania problemu z synem, a nie atakować pod pretekstem kłopotów syna z prawem. Próby łączenia tych kłopotów z postawą zajętą przez Adama Bodnara w sprawie zbrodni na Kristinie służą dyskredytacji rzecznika.
To absurd. Jedyną „winą” Bodnara jest to, że nie należy do obozu obecnej władzy, a jego działania są od niej niezależne i wynikają z jego konstytucyjnego mandatu.