Śledczy, a zwłaszcza przewodniczący komisji Marcin Horała, nie bardzo potrafił sobie przypomnieć, skąd wziął tak ogromną sumę. Powoływał się wprawdzie na szacunki Komisji Europejskiej, ale nie potrafił odpowiedzieć na pytanie Tuska, jakie konkretnie. Odpowie później.
Można też było odnieść wrażenie, że Horała celowo nie odróżnia pojęcia „luka vatowska” od „sumy strat”, jakie wynikały z przestępstw wyłudzania tego podatku. Luka bowiem jest stałym elementem każdej gospodarki; składają się na nią nie tylko ewidentne przestępstwa wyłudzenia tego podatku, ale też szara strefa (gdy np. płacimy malarzowi za odnowienie mieszkania należność do ręki, bez faktury). Czyli mimo że rząd odniósł sukcesy w uszczelnianiu tej luki, to ona cały czas jest, chociaż mniejsza.
Komisja ds. wyłudzeń VAT elementem kampanii wyborczej
Przesłuchanie Donalda Tuska najwyraźniej nie miało jednak na celu wyjaśnienia czegokolwiek, na pewno nie chodziło też o to, żebyśmy zrozumieli specyfikę tego rodzaju przestępstw, ale żebyśmy odnieśli nieodparte wrażenie, że stoi przed nami winowajca. Ten, który w czasie swego premierowania pozbawił naród kilkuset miliardów złotych, zamiast wcześniej wypłacić mu po 500 zł na każde dziecko. Komisja do spraw wyłudzeń VAT nie ma bowiem czegokolwiek wyjaśniać, ma być elementem kampanii do parlamentu.
Zniechęcić do tych, którzy nie dali 500 plus
Nie bardzo też słuchano tego, co miał do powiedzenia Tusk. Między innymi tego, że tworzenie prawa mającego na celu walkę z przestępstwami podatkowymi nie powinno odbywać się na kolanie, bo szlachetne intencje nie wystarczą. Niezbędne jest też przewidzenie wszystkich jego skutków, które boleśnie mogą dotknąć uczciwych przedsiębiorców zamiast rzeczywistych aferzystów.
Przesłuchania przed sejmową komisją śledczą nie są adresowane do osób usiłujących poznać specyfikę wyłudzeń podatkowych, ale do wyborców. Ich cel jest jasny – mają zniechęcić niezdecydowanych do głosowania na tych, którzy nie dali 500 plus, bo pozwolili zagarnąć te pieniądze oszustom.