W 1989 r. dokonał się cud, drugi Cud nad Wisłą. Jeśli, jak mówiono, w 1920 r. Polska zatrzymała komunizm w drodze do Europy, to w 1989 r. otworzyła do niej drogę państwom tzw. realnego socjalizmu, które dostały szansę, by wyrwać się z uścisku Moskwy. Polacy potrafili się ze sobą dogadać, porozumieć co do dalszego biegu historii, choć nic nie było zagwarantowane. Koniunktura historyczna z obydwu stron wieloletniego konfliktu sprawiła, że pojawiła się wola porozumienia między reżimem komunistycznym a społeczeństwem reprezentowanym przez podziemną Solidarność, a personalnie – przez Lecha Wałęsę. Każda ze stron kierowała się swoimi kalkulacjami, ale co najważniejsze, każda w istocie pracowała na rzecz Polski, jej racji stanu. I tak metodą ewolucyjną osiągnięto efekty rewolucyjne. Już niebawem po wyborach 4 czerwca te efekty stały się faktem. Ważne było, że zostały one wywołane i autoryzowane decyzjami wyborczymi, nabrały siły na przyszłość, na nowe rozwiązania, które szybko doprowadziły do utworzenia rządu Mazowieckiego, do reform Balcerowicza, a potem do ostatecznego upadku PRL.
W tym dniu została też niejako skwitowana niezwykle zasłużona rola Kościoła katolickiego w Polsce, który patronował politycznie i moralnie porozumieniu Okrągłego Stołu, a potem wykluwaniu się nowej Polski. I który z aktywnym udziałem Jana Pawła II odegrał olbrzymią rolę w tworzeniu międzynarodowego politycznego parasola nad przemianami w Polsce. O takiej odpowiedzialności Kościoła i o takiej powadze jego ówczesnej polityki dzisiaj tylko możemy pomarzyć.
4 czerwca 1989 r. wszystkie historyczne postaci nabrały nowych cech, znalazły się wobec nowych zadań, niejako rozpoczęły swoje nowe biografie, tak jak całe społeczeństwo, z czego większość nie zdawała sobie jeszcze sprawy. Wszyscy – chcąc nie chcąc – musieli odpowiedzieć na podstawowe pytania niczym z podręcznika wiedzy o polityce i państwie: czym jest polityka, czym państwo, czym demokracja, republika, naród, społeczeństwo, parlament?