Kraj

Gdzie się rozeszli wyborcy opozycji

Na opozycję głosowało o 1,8 mln wyborców mniej niż w wyborach samorządowych. Na opozycję głosowało o 1,8 mln wyborców mniej niż w wyborach samorządowych. Anna S. Kowalska / Polityka
Koalicja Europejska w wyborach do Parlamentu Europejskiego zgubiła rekordową liczbę sympatyków. Co się stało z 1,8 mln wyborców, którzy jesienią głosowali na partie opozycji?

O przyczynach zwycięstwa PiS i porażki Koalicji Europejskiej powiedziano już bardzo dużo. Polska polityka – to truizm – polega na mobilizacji własnego elektoratu i demobilizacji strony przeciwnej. W wyborach europejskich prawicy udało się zmobilizować elektorat na niespotykaną do tej pory skalę – do urn poszło 6,2 mln osób. Dla porównania: w ostatnich wyborach samorządowych jesienią ubiegłego roku na prawicę głosowało niecałe 5,3 mln wyborców (wyniki sejmikowe). Od jesieni to skok o prawie milion.

Z opozycją było odwrotnie. W niedzielę Koalicję Europejską wybrało 5,2 mln wyborców, a jesienią zeszłego roku na trzy główne komitety opozycyjne (Koalicja Obywatelska, SLD, PSL) oddano ponad 7 mln głosów. To oznacza „utratę” 1,8 mln osób. Nawet jeśli uwzględnimy w rachunku część z 800 tys. głosów oddanych na Wiosnę Roberta Biedronia, rachunek dalej się nie zgadza.

Czytaj też: To oni zrobili kampanię PiS

Zagubieni wyborcy opozycji

Wybory samorządowe, rzecz jasna, mają swoją specyfikę i nie można ich w prosty sposób porównywać z innymi, ale jakieś wnioski wyciągać się da. Oczywiście trzeba pamiętać np. o tym, że PSL ma spory elektorat samorządowy – wyborców, którzy głosują na tę partię tylko w wyborach lokalnych. Jesienią na kandydatów PSL do sejmików głosowało ponad 1,8 mln osób, teraz niewiele ponad 600 tys. Ale jeśli nawet uwzględnimy część tej liczby, to pozostaje kilkaset tysięcy wyborców opozycji, którzy gdzieś „zniknęli”.

Najprostsza odpowiedź głosząca, że nie zostali dostatecznie zmobilizowani i zostali w domach, niczego nie wyjaśnia – mnoży tylko pytania, nakręca spiralę pospiesznych odpowiedzi i śmiałych hipotez. Czynników było oczywiście wiele. Po stronie PiS: narracja obrony tradycji i religii, hojne obietnice socjalne i sprawna maszyna propagandowo-medialna. Po stronie opozycji: niespójna koncepcja Koalicji Europejskiej, brak konsekwentnej kampanii i konkretnych pomysłów. Na temat tych przyczyn wylano już morze atramentu.

Czytaj też: Jak głosowali Polacy w wyborach samorządowych

Więcej transakcji w sklepach

Ale w grę może wchodzić jeszcze jeden czynnik, o którym nie było dotąd mowy. Otóż niedziela wyborcza 26 maja była handlowa – w przeciwieństwie do niedzieli wyborczej 21 października ubiegłego roku, kiedy odbywały się wybory samorządowe. Może więc część wyborców opozycji zdecydowała się pójść na zakupy zamiast na wybory? Po prostu przedłożyli bardziej atrakcyjną tożsamość konsumenta nad etos aktywnego obywatela?

Taką tezę oczywiście trudno szybko zweryfikować w oparciu o dane, bo informacje o „frekwencji” w sklepach sieci handlowe zbierają po jakimś czasie. Nam udało się uzyskać dane jednej z nich. I rzeczywiście, wynika z nich, że liczba transakcji dokonanych w niedzielę wyborczą była o 7 proc. wyższa niż w niedziele handlowe w lutym i marcu (kwietniowa jest nieporównywalna ze względu na bliskość długiego weekendu). Nie wiemy, ile osób stoi za jedną transakcją – może to być jeden konsument, a może czteroosobowa rodzina.

Zresztą nawet ten 7-proc. wzrost nie jest tak ważny – wystarczyłoby, że liczba transakcji pozostałaby na tym samym poziomie. Oznaczałoby to bowiem, że Polacy potraktowali wyborczą niedzielę jak każdą inną handlową.

Czytaj też: Które grupy Polaków poparły PiS, a które opozycję

Konsument kontra obywatel

Z badań socjologów zajmujących się rynkiem i zakupami (a jest ich dużo więcej niż w przypadku badań politycznych) wynika, że zakupy mogą oferować Polakom znacznie więcej emocjonalnych korzyści i materiału służącego budowaniu atrakcyjnego wizerunku niż wizyta w lokalu wyborczym. Zakupione przez konsumentów „obrandowane” dobra są konkurencją dla polityki, i to z nimi o uwagę Polaków politycy muszą stoczyć najbardziej zacięty bój.

Trzeba pamiętać, że nie jest to wyrównana walka. Partia może wydać na kampanię kilka–kilkanaście milionów złotych, a za markami stoją globalne, wielomilionowe budżety i całe sztaby specjalistów, które każdego dnia analizują, jak skutecznie przykuć naszą uwagę i sprawić, żebyśmy wyłącznie dzięki nim budowali swoją tożsamość. Nie dają nam o sobie zapomnieć – są blisko, coraz bliżej, np. w coraz bardziej zaawansowanych technologicznie telefonach. Ale też coraz wyraźniej stają się częścią nas i naszych wyobrażeń o sobie.

Czytaj też: Co kupujemy, płacąc za produkty markowe

To dzięki markom często budujemy swoje autocharakterystyki i jesteśmy aktywnymi uczestnikami globalnych stylów życia. Są bardziej rzeczywiste niż rzeczywistość, dzięki nim możemy przywołać niemal cały świat. Wina polecane przez znanego sommeliera pozwalają nam podróżować, wspominać wojaże, nie ruszając się z miejsca, podobnie jak tak popularne ostatnio kuchnie świata.

Część Polaków w dniu wyborów wybrało się na zakupy. Poruszali się wśród całej gamy zróżnicowanych marek, które zaspakajają potrzeby, ale i są odpowiedzią na istniejące i te wykreowane przez rynek aspiracje. Mogli wybrać je, a nie politykę i postawę obywatelską, ponieważ ta druga nie doczekała się atrakcyjnej, godnej coraz bardziej wymagającego konsumenta opowieści. Takiej, która mogłaby go przenieść w nieco lepszy świat. „Nie ma na świecie niczego potężniejszego od dobrej opowieści. Nic jej nie może zatrzymać. Żaden wróg nie może jej pokonać” – jak mówił Tyrion Lannister w finale „Gry o tron”.

Czytaj też: Jak tworzymy swoje wirtualne ego

Co z jesiennymi wyborami

Na termin wyborów europejskich polscy politycy nie mieli bezpośredniego wpływu, zdecydowano o nim w Brukseli. Ale z wyborami parlamentarnymi na jesieni jest inaczej. Pozostaje więc jedno pytanie. Czy wyznaczony przez prezydenta termin wyborów parlamentarnych przypadnie na handlową niedzielę?

*Tomasz Karoń – analityk trendów społecznych i rynkowych, badacz rynku, strateg polityczny. W latach 1996–2018 pracował dla wielu marek komercyjnych.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną