W ostatni poniedziałek minister Mariusz Błaszczak powiedział, że do zakupu F-35A zbudowanego w ramach programu Joint Strike Fighter (JSF) jest już naprawdę bardzo blisko. Mnie to cieszy, bo zyskamy znaczącą siłę mogącą poważnie wpłynąć na rozwój działań wojennych, gdyby do nich doszło.
Zalety F-35
Zacznijmy od tego, że F-35A jest trudno wykrywalny. Podstawą każdego systemu obrony powietrznej są radary. To elektroniczne urządzenie pozwala wykrywać samoloty, śmigłowce, aparaty bezpilotowe, słowem: wszystko, co porusza się w powietrzu. Bez takich informacji nie byłoby mowy o walce z intruzami. Radary to oczy systemu obrony powietrznej, jego uszami są pasywne środki rozpoznania radioelektronicznego, które przechwytują sygnały emitowane przez nieprzyjacielskie samoloty z ich pokładowych radarów, środków radionawigacyjnych, systemów łączności i transmisji danych. Oczy są więc podstawowym źródłem informacji, uszy uzupełnieniem.
Wykryte radarem samoloty, dodatkowo namierzane przez pasywne środki radioelektroniczne, mogą już być zestrzeliwane – rzucają się na nie wrogie myśliwce, strzela się do nich rakietami przeciwlotniczymi, które notabene też są kierowane radarami. I tu dochodzimy do sedna sprawy.
Wstęp wzbroniony
Rosjanie stworzyli bardzo wydajną tarczę przeciwlotniczą. Doczekało się to adekwatnego określenia – strefa antydostępowa. Czyli wstęp wzbroniony dla wszystkiego, co lata, pod groźbą natychmiastowego zestrzelenia. Jeśli chodzi o rakiety przeciwlotnicze, to trzeba przyznać, że Rosjanie osiągnęli perfekcję. Od lat rozwijali różne systemy, inwestując olbrzymie środki.