Czy głosujemy na mniejsze zło, jak ważna jest dla nas demokracja i co łączy nas z innymi narodami UE? Wyniki sondażu
Pod szyldem Europejskiego Projektu Badawczego spotkały się ośrodki badania opinii publicznej z Polski, Włoch, Hiszpanii, Niemiec, Francji i Austrii. Postanowiono jeszcze przed wyborami do Parlamentu Europejskiego zbadać szereg postaw obywateli tych państw. Na wspólnych wymiarach, aby mieć możliwość porównań. Czym Europejczycy kierują się w wyborach? Czego oczekują od polityków krajowych, a czego od unijnych? Co i jak chcieliby zmienić?
Projekt realizowany był w trzech etapach. Wcześniejsze prezentacje odbyły się w Rzymie i Madrycie. Dziś w Warszawie przedstawiona zostanie pełna treść ostatniego badania. Dzięki uprzejmości zaangażowanej w projekt pracowni IBRiS możemy jednak już teraz zaprezentować niektóre fragmenty tego raportu.
Czym się różni populizm włoski od polskiego?
Od lat popularny jest pogląd, że Polak zwykle wybiera mniejsze zło. Głosując na jednych głównie po to, aby nie dopuścić do władzy drugich. W rzeczywistości nie odnajduje się w dostępnych ofertach. Jeśli więc wreszcie pojawi się nowa partia z poważnym podejściem do wyborców – wieszczą rzecznicy odnowy sceny partyjnej – obecni hegemoni raz na zawsze stracą rząd dusz.
Czytaj także: Skąd się bierze siła populistów
Sondaż Europejskiego Projektu Badawczego nie pierwszy raz udowadnia, że poczucie głosowania na mniejsze zło jest co najwyżej niszową inteligencką rozterką wynikającą z nadmiernych oczekiwań części elit wobec polityki, zarazem obcą większości Polaków, najczęściej z doskoku śledzących politykę. Owszem, pod względem frekwencji niemal co wybory szorujemy po dnie (choć wiele wskazuje, że akurat w niedzielnych wyborach możemy wreszcie zbliżyć się do średniej). To jednak przede wszystkim skutek deficytu świadomości obywatelskiej i miernego zainteresowania sprawami publicznymi. Okazuje się bowiem, że jak już głosujemy, to raczej świadomie.
Czytaj także: Rosyjska propaganda kształtuje kampanię przed wyborami europejskimi
Jak również bez wyrzutów sumienia i zgrzytania zębami. Oczywiście rzadko wszystko w ofercie nam odpowiada. Stan niepełnego dopasowania pojawia się najczęściej. Mimo wszystko uważamy, że nasze poglądy i interesy będą w wystarczającym stopniu reprezentowane. Tak deklaruje aż 83 proc. spośród badanych Polaków, którzy zamierzają wziąć udział w wyborach europejskich.
I wypadamy na tym tle nawet lepiej od Niemców, Hiszpanów, a zwłaszcza Francuzów, najbardziej niepogodzonych ze swymi partiami. Nad Sekwaną co trzeci wyborca zawiera nad urną kompromisy z własnym sumieniem. Na przeciwległym biegunie akceptacji znajduje się z kolei Austria – choć badanie nie uwzględnia skutków ostatniego kryzysu politycznego w tym kraju, wskutek którego właśnie upadł rząd.
To, że ogólnie akceptujemy partie, wcale nie oznacza, iż gotowi jesteśmy oddać im dominujący wpływ na nasze życie. Kiedy bowiem badacze pytają, jak można poprawić skuteczność rządzenia w poszczególnych krajach, niewielu jest chętnych do wzmacniania tradycyjnych ośrodków władzy ustawodawczej i wykonawczej. Ujawnia się za to silna potrzeba poszerzenia wpływu obywateli na sprawy publiczne. W domyśle – wprowadzania form demokracji bezpośredniej. W Niemczech, Francji, Austrii i Hiszpanii domaga się tego już ponad połowa obywateli. Również w Polsce trudno zbagatelizować tęsknotę za braniem spraw we własne ręce, choć mimo wszystko jest ona zauważalnie niższa (41 proc.) niż w tamtych krajach. Bardziej sceptyczni są za to Włosi.
Czytaj także: Sondaże na finiszu kampanii. Kto wygra wybory?
Z naszego punktu widzenia najbardziej powinna niepokoić relatywnie niska lojalność wobec demokracji. Raptem połowa Polaków z samej zasady uznaje rządy demokratyczne za najbardziej pożądane. Co trzeci dopuszcza za to wyższość rządów silnej ręki. Sporo też mamy niezdecydowanych, a więc potencjalnie nielojalnych. Ogólnie rzecz biorąc, na tle pozostałych krajów polska demokracja najpłyciej zapuściła korzenie.
Szczególnie mamy powody zazdrościć Hiszpanom. Choć zwraca też uwagę nikłe poparcie dla autorytaryzmu wśród Włochów, którzy nie tak dawno powierzyli przecież władzę siłom ochoczo deklarującym chęć rewizji liberalnego ładu. Tyle że już włoskie zamordyzmy z poprzednich epok miewały swój specyficzny, nieco operetkowy rys. Tamtejsi autokraci chętniej pozowali na politycznych brutali, niż realnie dociskali śrubę. I budzący konfuzję na europejskich salonach Matteo Salvini wyraźnie wpisuje się w tę tradycję. Powracające porównania obecnych Włoch do Polski mogą się zatem okazać przedwczesne. Bo w Polsce PiS naprawdę zniszczył szereg liberalnych instytucji i skumulował w swym ręku dość władzy, aby naruszyć europejskie standardy. I jeszcze nie spotkała za to Kaczyńskiego ze strony demosu żadna kara.
Co może połączyć Europejczyków?
Inne są również źródła społecznych frustracji, co widać po ocenach systemów bankowych. Dla realnie przeczołganych przez kryzys finansowy Włochów i Hiszpanów banki stanowią instytucję opresyjną i wrogą. Uważa tak ponad połowa badanych w tych krajach. Dla porównania w Polsce – raptem 15 proc. Z kolei pod względem entuzjastycznych ocen wystawianych bankierom nie mamy sobie równych.
Problemy z obsługą frankowych kredytów nie zostawiły więc mocnego śladu. Statystycznemu Polakowi najwyraźniej oszczędzona została jedna z wielkich traum zachodnioeuropejskich społeczeństw. Nieco bardziej zadłużonych, znających ciemną stronę konsumpcji na kredyt, mających za sobą bolesną konfrontację z drapieżnością i bezwzględnością wielkich instytucji finansowych. Polacy na dobrą sprawę jeszcze nie poznali na własnej skórze typowych napięć epoki późnego kapitalizmu. Co do pewnego stopnia może tłumaczyć osobliwość polskiej polityki skoncentrowanej ponad miarę na kwestiach symbolicznych i historycznych.
Choć są tematy, które już teraz łączą południe kontynentu z północą oraz wschód z zachodem. Jednym z nich, co pokazuje badanie, są zmiany klimatyczne. Co prawda nie wszystkie społeczeństwa w równym stopniu uznają za konieczne walkę z globalnym ociepleniem. Kolejny raz stopniem uświadomienia imponują Hiszpanie. Niemniej w każdym z krajów, Polski nie wyłączając, istnieje wystarczający poziom akceptacji do śmielszych niż do tej pory działań, i to na poziomie wspólnotowym. Jeśli więc szukać ambitnych projektów zdolnych na powrót cementować współpracę unijną, wybór wydaje się oczywisty. Pytanie, czy Europejczycy w pełni zdają sobie sprawę z czekających ich ograniczeń i kosztów.
Czytaj także: Vote Together! Polacy namawiają: głosujmy na Europę
***
Prezentacja raportu Europejskiego Projektu Badawczego odbędzie się w czwartek 23 maja o godzinie 13:15 w Collegium Politicum Uniwersytetu Warszawskiego. Wezmą w niej udział przedstawiciele ośrodków IBRiS (Polska), SWG (Włochy), Sigma Dos (Hiszpania), INSA (Niemcy) oraz OpinionWay (Francja). Omawiane wyżej badania zostały przeprowadzone w dniach 29.04–6.05 metodą telefoniczną na reprezentatywnych próbach społecznych.