Zaczęło się 3 maja, w święto konstytucji, od epizodu, który, choć skomentowany w internecie ponad 13 mln razy, dziś wydaje się już zamierzchłą przeszłością. Na Uniwersytecie Warszawskim, w sali wynajętej na wykład Donalda Tuska, redaktor magazynu „Liberté!” Leszek Jażdżewski, zapowiadając gościa, oskarżył Kościół, że sprzeniewierza się ewangelii. Kontra episkopatu padła natychmiast: wystąpienie Jażdżewskiego „jest przejawem nienawiści i piętnowania wierzących”.
Wtedy na murach jednego z warszawskich klasztorów wisiały już plakaty z Matką Boską Częstochowską z koroną w kolorach tęczy. Wcześniej podobne rozwieszono w Płocku, na kościele, który w wielkanocny wystrój Grobu Pańskiego wplótł homofobiczne treści. Znowu odezwał się episkopat. „Profanacja obrazu to kolejna odsłona prześladowań” – napisał jego rzecznik i wezwał do modłów dziękczynnych.
Wezwanie to szczególnie serio potraktował minister spraw wewnętrznych Joachim Brudziński, chwaląc się na Twitterze, że jego podwładni z policji „wykazali się profesjonalizmem” i „wzorcowo przeprowadzili akcję”. Tego dnia nad ranem do warszawskiego mieszkania Elżbiety Podleśnej, podejrzanej o dorobienie Matce Boskiej kolorowej aureoli, weszło sześciu policjantów.
W sobotę zaś w sieci pojawił się, powstały za pieniądze ze zbiórki publicznej, długo zapowiadany film Tomasza Sekielskiego o tym, jak Kościół od lat tuszuje przestępstwa pedofilii i chroni sprawców krzywdzenia dzieci. Już w ciągu pierwszych kilku godzin odtworzono go dobrze ponad 1 mln razy, a według poniedziałkowych danych – już 8 mln. Episkopat znów zabrał głos, lecz już w innym tonie. Hierarchowie, którzy wcześniej nie zgodzili się wypowiedzieć przed kamerami, zasłaniając się „spodziewanym brakiem obiektywizmu” autorów filmu, tym razem przepraszali ofiary.