JOANNA PODGÓRSKA: – Prawie 7 mln widzów obejrzało przez pierwszy weekend film „Tylko nie mów nikomu”, odkąd stał się dostępny w internecie. Spodziewał się pan tego?
TOMASZ SEKIELSKI: – Liczyłem na to, że film będzie miał duży zasięg i będzie oglądany, ale nie spodziewałem się, że taki wynik osiągniemy tak szybko. To coś niesamowitego. Bardzo się cieszę, bo przecież po to ten film zrobiłem. Został sfinansowany na zasadzie zbiórki publicznej, udostępniliśmy go za darmo, bez reklam, właśnie po to, by jak najwięcej osób mogło go zobaczyć. To się udało. I jestem z tego powodu szczęśliwy, choć wolałbym nigdy nie musieć robić tego filmu.
Może pan mieć satysfakcję także z powodu reakcji hierarchów. Prymas Wojciech Polak przeprasza za każdą ranę zadaną przez ludzi Kościoła. Abp Stanisław Gądecki panu dziękuje. A obaj wcześniej odmówili rozmowy. Dlaczego?
Niestety, nie miałem okazji ich zapytać. W mailu z biura prasowego episkopatu Polski jako powód odmowy podano, że docierają do episkopatu słuchy, jakoby brakowało mi bezstronności. Lista hierarchów, którzy nie zgodzili się na rozmowę albo zignorowali moją prośbę, jest dłuższa. Są na niej kard. Kazimierz Nycz, abp Sławoj Leszek Głódź, bp Jan Tyrawa. No cóż, taką decyzję podjęli. Myślę, że to oni na tym stracili, odbierając sobie prawo do wypowiedzi. Ale pozostawiam to ocenie widzów.
To chyba najlepszy dowód na bezstronność filmu; nie dało się go skwitować słowami „atak na Kościół”.
Bardzo mi zależało, żeby film nie był odbierany jako antyreligijny, bo to by był kompletny absurd. To nie jest film wymierzony w wiarę. Nie jest też antykościelny. Gdyby go zaszufladkowano w ten sposób, część opinii publicznej nigdy by nie zdecydowała się go oglądać, bo jej przywiązanie do Kościoła jest zbyt silne.