Kiedy Jarosław Kaczyński w połowie marca straszył osobami LGBT+ i krzyczał „wara od naszych dzieci”, długo trzeba było czekać na poważną reakcję ze strony Roberta Biedronia. Pytani o przyczyny słabej początkowo odpowiedzi politycy Wiosny nieoficjalnie mówili o obawie przed zamknięciem się w niszy i sprowadzeniem programu ich partii do fanaberii, za jakie niestety wiele osób uznaje obronę praw mniejszości. Biedroń podejście jednak w końcu zmienił – zorganizował konferencję, zabrał głos, zaproponował „piątkę LGBT”. Dlaczego opozycyjni politycy tak fanatycznie trzymają się prowadzenia kampanii w nadawany przez PiS rytm kolejnych „piątek” – Kaczyńskiego, dla rolników, prawdziwej PiS, dla wspólnoty czy właśnie LGBT – jest dość niezrozumiałe. Ważniejsze jest jednak to, że Biedroń się ośmielił.
Biedroń: Jesteśmy lewactwem
Było to widoczne na sobotniej konwencji Wiosny, poświęconej polityce gospodarczej. – Jesteśmy lewactwem i mówimy to z dumą – wykrzyczał lider już na wstępie. Ta deklaracja była rzecz jasna reakcją na wczorajsze wystąpienie prezesa PiS, który ostrzegał, że zwycięstwo Koalicji Europejskiej oznaczałoby, poza innymi plagami egipskimi, również ofensywę lewactwa właśnie. Biedroń próbuje zrobić coś, co udało się swego czasu z „gorszym sortem”: przejąć mające obrażać sformułowanie i użyć go do swoich celów. – Dla Jarosława Kaczyńskiego walczący o ideały „Solidarności” to lewactwo. Dobrze, panie Kaczyński! Skoro „Solidarność” była lewactwem, to Wiosna dzisiaj także jest lewactwem – mówił Biedroń.
Czy taka retoryka przełoży się na zyski sondażowe? Niekoniecznie, bo elektorat Wiosny to w dużej mierze dawni wyborcy PO, którzy za lewactwo – ba, nawet za lewicowców – raczej się nie uważają. Może więc szybka (znacznie szybsza niż w przypadku LGBT) reakcja Biedronia była bardziej spontaniczna, mniej oparta na kalkulacjach niż większość kampanijnych pomysłów.
Przedstawiony na konwencji program gospodarczy był klasycznym dla Wiosny połączeniem propozycji socjalnych z podejściem probiznesowym. Były więc postulaty podwyższenia pensji minimalnej do 2700 zł, wprowadzenia gwarantowanej emerytury na poziomie minimum 1600 zł czy wprowadzenia urlopów dla osób zatrudnionych na umowach śmieciowych. Dużo też jednak było mowy o wadze stabilności prawa dla gospodarki, pojawiła się obietnica zniesienia kontroli skarbowych w małych przedsiębiorstwach. Dla porównania: partia Razem wraz z koalicjantami zaproponowała dziś przyjęcie Paktu dla Pracowników, obejmującego likwidację umów śmieciowych, wprowadzenie europejskiej pensji minimalnej, podwyżki w budżetówce i – uwaga – powiązanie wysokości kar za łamanie prawa pracy z obrotami firm.
Czytaj także: Skąd pieniądze na obietnice Wiosny, czyli czy Robert Biedroń umie liczyć?
Czego brakuje w lewicowym programie Wiosny
Czy więc Wiosna to już lewactwo czy jeszcze nie, jest kwestią niewątpliwie dyskusyjną. Zwolennicy odpowiedzi twierdzącej skupią się pewnie na postulatach światopoglądowych, podkreślając dążenie partii Biedronia do wprowadzenia małżeństw jednopłciowych czy wycofania religii ze szkół. Znajdą się też argumenty gospodarcze, choćby wspomniane podwyższenie najniższej pensji czy wprowadzenie minimalnej emerytury. Z perspektywy „prawdziwej” lewicy w programie Wiosny brakuje jednak rzeczy oczywistych: zwiększenia progresji podatkowej czy wsparcia dla związków zawodowych. Niewiele słychać o wsparciu dla osób, których nie stać na własne mieszkanie. Warto przypominać o tym, że polscy pracownicy są jednymi z najdłużej pracujących na świecie. Jeśli więc liczymy na poprawę ich pozycji, to nie ma to jednak dużego znaczenia, czy po ich stronie postawią się lewicowcy, lewacy, konserwatyści czy liberałowie. Im więcej, tym lepiej.
Kampanijne pomysły partii Biedronia są raz lepsze, raz gorsze. Do tych drugich z pewnością zalicza się sformułowane w tonie ultimatum i często powtarzane wezwanie Grzegorza Schetyny i Jarosława Kaczyńskiego do debaty. Lider Wiosny, wzorując się na zwycięskiej kampanii nowego ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, zapowiedział też uruchomienie zegara, mającego odliczać czas do zaplanowanej na 3 maja debaty. Problem w tym, że Petro Poroszenko zareagował, bo nie mógł sobie pozwolić na zignorowanie konkurenta. Schetyna i Kaczyński mogli i to zrobili. Choć więc debata na pewno by się przydała, to nic nie wskazuje na to, by miała się odbyć. A licznika Biedronia znaleźć nijak się nie da.
Czytaj także: Wiosna potrzebuje innej polityki
Wiosna opanowała kryzys
Tak naprawdę jednak kluczowym momentem kampanii było pojawienie się w połowie kwietnia informacji o tym, że 19 lat temu lider Wiosny został przez własną matkę oskarżony o pobicie i znęcanie się nad nią i jego młodszym bratem. Sprawa mogła bardzo poważnie zaszkodzić wizerunkowi Biedronia, a wręcz zaważyć na tym, czy jego partia wejdzie do europarlamentu.
Wiośnie udało się jednak zaprezentować komunikacją kryzysową na najwyższym poziomie. W wydanym wspólnie z matką oświadczeniu stwierdził, że „jedynym sprawcą przemocy w naszym domu był ich mąż i ojciec” – nieżyjący już alkoholik. Wspólnie pokazali się też przed kamerami podkreślając, że na liderze Wiosny żadna wina nie spoczywa. Niezależnie od tego, co dokładnie zdarzyło się 19 lat temu, znaczenie ma to, że Biedroń zdusił problem w zarodku. Udało mu się ustawić debatę publiczną tak, że jakiekolwiek podważanie jego wersji będzie uznane za niedopuszczalny atak na jego rodzinę i żerowanie na trudnym dzieciństwie.
Wiosna skutecznie więc obroniła się przed najpoważniejszym zagrożeniem, jakie pojawiło się przed nią w dotychczasowej, krótkiej historii. Trwa przy poparciu oscylującym wokół 10 proc., co w niesprzyjających okolicznościach silnego duopolu PiS-KE pewnym osiągnięciem jest. W ostatnim czasie wyniki sondażowe nawet nieco się poprawiły po słabszym marcu. Stoi za tym przede wszystkim zapewne osłabienie koalicji pod wodzą Schetyny, która bezskutecznie bije na polexitową trwogę. Tak czy inaczej Wiosna wydaje się być bliżej niż dalej wejścia do europarlamentu. By jednak realna stała się perspektywa jej wejścia do rządu koalicyjnego po jesiennych wyborach parlamentarnych, potrzebne będą nowe, lepsze pomysły kampanijne. I to nie tylko ze strony Wiosny, ale całej opozycji.
Robert Biedroń: Jesteśmy politycznym start-upem